Генрик Сенкевич

Krzyżacy


Скачать книгу

target="_blank" rel="nofollow" href="#n1008" type="note">1008 czy jak?

      – Toś i grotów nie zapomniała?

      – A nie, jeno chciałam cię odwieść od brzegu.

      – Ba, a żebym tak za tobą poszedł, to bym dopiero dziwo zobaczył. Byłoby się nad czym cudować! Hej!…

      – Cichaj!

      – Jak mi Bóg miły, takem już szedł.

      – Cichaj!…

      Po chwili zaś, chcąc widocznie odwrócić rozmowę, rzekła:

      – Wyżmij mi warkocz, bo mi okrutnie plecy moczy.

      Zbyszko chwycił jedną ręką warkocz blisko głowy, drugą zaś począł go wykręcać, mówiąc przy tym:

      – Najlepiej go rozpleć, to wiatr zaraz wysuszy.

      Lecz ona nie chciała tego uczynić z powodu gęstwiny, przez którą musieli się przedzierać. Zbyszko wziął teraz bobra na plecy, Jagienka zaś, idąc na przedzie, mówiła:

      – Prędko teraz Maćko wyzdrowieje, bo na rany nie masz nad niedźwiedzie sadło do środka, a bobrowy skrom na wierzch. Za jakie dwie niedziele1009 na koń będzie siadał.

      – Dajże mu Boże! – odrzekł Zbyszko. – Czekam też tego jak zbawienia, bo mi nijak od chorego odjeżdżać, a ciężko mi tu siedzieć.

      – Ciężko ci tu siedzieć? – spytała Jagienka. – Czemu to?

      – To ci nic Zych nie mówił o Danusi?

      – Coś mi tam mówił… Wiem… ona cię nałęczką1010 nakryła… wiem!… Mówił mi także, że każdy rycerz śluby jakoweś czyni, że będzie swojej paniej1011 służył… Ale powiadał, że to nic – taka służba… bo poniektóry, choć żeniaty1012, a też jakowejś pani służy. A ta Danusia, Zbyszku, to co? – powiadaj!… co ona Danusia?

      I przysunąwszy się blisko, podniosła oczy i poczęła patrzeć z wielkim niepokojem w jego twarz, on zaś, nie zwróciwszy najmniejszej uwagi na jej trwożny głos i spojrzenie, rzekł:

      – Pani ci to jest moja, ale i kochanie najmilejsze. Nie mówię ja tego nikomu, ale tobie powiem jakoby właśnie siostrze, bo się od małego znamy. Poszedłby ja za nią za dziewiątą rzekę i za dziewiąte morze, do Niemców i do Tatarów, gdyż nie ma takiej drugiej w caluśkim świecie. Niech stryk w Bogdańcu siedzi, a ja zaś przed się ku niej powędruję… Co mi ta bez niej Bogdaniec, co statek1013, co stada, co opatowe bogactwa! Siądę, ot na koń i na zamry1014 pojadę, a tak mi dopomóż Bóg, jako że to, com jej ślubował, spełnię, chyba że wprzódy sam legnę.

      – Nie wiedziałam… – odparła głucho Jagienka.

      Zbyszko zaś począł jej opowiadać, jako się z Danusią w Tyńcu poznali, jak jej zaraz ślubował, i wszystko, co nastąpiło potem, więc swoje uwięzienie, ratunek, jaki mu dała Danusia, Jurandową odmowę, pożegnanie, swoje tęsknoty i wreszcie radość z tego, że po wyzdrowieniu Maćka będzie mógł jechać do kochanej dziewczyny, by spełnić, co jej obiecał. Opowiadanie przerwał mu dopiero widok pachołka z końmi, który czekał na skraju lasu.

      Jagienka siadła zaraz na koń i poczęła się żegnać ze Zbyszkiem.

      – Niech pachołek jedzie z bobrem za tobą, a ja nawrócę do Zgorzelic.

      – A to nie pojedziesz do Bogdańca? Zych tam jest.

      – Nie. Tatulo mieli wrócić i mnie kazali.

      – No, to Bóg ci zapłać za bobra.

      – Z Bogiem…

      I po chwili Jagienka została sama. Jadąc przez wrzosy ku domowi, czas jakiś oglądała się za Zbyszkiem, a gdy znikł wreszcie za drzewami, zakryła oczy dłonią, jakby chroniąc się od blasku słońca. Wkrótce jednak spod ręki poczęły jej spływać po policzkach łzy wielkie i padać jedna za drugą jak groch na siodło i grzywę końską.

      Rozdział piętnasty

      Po rozmowie ze Zbyszkiem Jagienka przez trzy dni nie ukazywała się w Bogdańcu, atoli1015 czwartego wpadła z wiadomością, że opat1016 przyjechał do Zgorzelic. Maćko przyjął nowinę z pewnym wzruszeniem. Miał on wprawdzie z czego spłacić sumę zastawną, a nawet wyliczył, że dość mu zostanie na pomnożenie osadników, zaprowadzenie stad i inne potrzeby gospodarskie, niemniej jednak dużo w całej sprawie zależało od życzliwości bogatego krewnego, który mógł na przykład chłopów, osadzonych przez się na źrebiach1017, zabrać albo zostawić, i tym samym zniżyć albo powiększyć wartość majątku.

      Wypytał zatem Maćko bardzo dokładnie Jagienkę o opata, jaki przyjechał: wesół czy chmurny, co o nich mówił i kiedy zjedzie do Bogdańca? – ona zaś odpowiadała mu roztropnie na pytania, starając się pokrzepić go i uspokoić we wszystkim.

      Mówiła, iż opat przyjechał zdrów i wesół, ze znacznym pocztem, w którym prócz zbrojnych pachołków było kilku kleryków-wagantów1018 i rybałtów1019, że pośpiewuje z Zychem i rad podaje ucha pieśniom, nie tylko duchownym, lecz i świeckim. Zauważyła też, że rozpytywał z wielką troskliwością o Maćka, a opowiadań Zychowych o przeprawach1020 Zbyszka w Krakowie chciwie słuchał.

      – Sami najlepiej wiecie, co wam czynić należy – rzekła w końcu mądra dziewczyna – ale ja tak myślę, iże wypadałoby Zbyszkowi zaraz jechać, starszego krewnego powitać, nie czekając, aż on pierwszy do Bogdańca zjedzie.

      Maćkowi trafiła ta rada do przekonania, więc kazał przywołać Zbyszka i rzekł mu:

      – Przybierz się pięknie i pojedziesz pod nogi opata podjąć, cześć mu wyrządzić, aby i on cię umiłował.

      Następnie zwrócił się do Jagienki:

      – Nie dziwowałbym się, choćbyś była głupia, boś od tego niewiasta, ale że rozum masz, to się dziwuję. Powiedzże mi, jako mam najlepiej opata ugościć i czym go ucieszyć, gdy tu przyjedzie?

      – Co do jadła, sam powie, na co ma ochotę; lubi on dobrze podjeść, ale byle dużo było szafranu, to i nie przebredza1021.

      Maćko, słysząc to, porwał się za głowę.

      – Skąd ja mu szafranu wezmę!…

      – Przywiozłam – rzekła Jagienka.

      – A bogdaj się takie dziewki na kamieniu rodziły! – zawołał uradowany Maćko. – I ku oczom to miłe, i gospodarne, i roztropne, i ludziom życzliwe! Hej! żebym tak był młody, zaraz bym cię brał!…

      Na to Jagienka spojrzała nieznacznie na Zbyszka i westchnąwszy cicho, mówiła dalej:

      – Przywiozłam też i kości, i kubek, i sukno, bo on po każdym jedzeniu rad się kośćmi zabawia1022.

      – Miał ten obyczaj i drzewiej1023, a gniewliwy1024