Alex Dahl

Życie za życie


Скачать книгу

uspokajać, tak by jej koszmary wam nie przeszkadzały – dodaję.

      – Ja… Cóż, chodzi mi raczej o to, czy nie ma powodów do obaw, gdy dziecko krzyczy tak po nocy.

      – Dobranoc – mówię, zamykam cicho drzwi i zostawiam ją tam na zewnątrz. Wyobrażam sobie jej zaskoczoną minę. Opieram się o wejście i biorę kilka głębokich oddechów, a następnie wracam do środka, gdzie Kaia zaczęła budować przed telewizorem wieżę z lego. Wyobrażam sobie tę sukę na górze, w tym jej wielkim domu z lśniącym audi na podjeździe, opowiadającą swojemu mężowi, że lokatorka zamknęła jej drzwi przed nosem, i nagle dostaję gęsiej skórki. Może powinnyśmy się przeprowadzić, ale dokąd i jak? Ja nie mam żadnych pieniędzy, a Hanne Vikdal prawdopodobnie nie wystawi mi zbyt dobrych referencji. Postanawiam porozmawiać z przydzieloną mi urzędniczką z opieki, może uda nam się przeprowadzić ze względów medycznych – przecież oddychanie zatęchłym powietrzem w tym mieszkaniu nie może być korzystne dla Kai.

      Sprzątam w kuchni, zeskrobuję z blachy resztki bułeczek, a potem siadam przy rozłożonym stole. Kaia jest skupiona, ostrożnie wkłada jeden klocek obok drugiego. Ma różowe policzki, jej ruchy są szybkie i swobodne. Wygląda jak zdrowe dziecko. Zamykam oczy i bawię się szydełkowym obrusem, mój umysł pędzi jak szalony.

      Rozdział 13

      Alison

      Każda komórka w ludzkim ciele zawiera kompletny materiał genetyczny danego człowieka. Neuropeptydy, nadajniki używane przez mózg do komunikacji z ciałem, istnieją we wszystkich tkankach, co sprawia, że pamięć komórkowa jest możliwa, mówi Google. Wpisuję – przeszczep serca pamięć komórkowa – a Google wyrzuca mi siedemset siedem tysięcy trafień. Czy organy do przeszczepu mogą utrzymać wspomnienia dawcy?, pyta autor jednego z artykułów. To już za dużo. O wiele za dużo. Wstaję i na chwilę podchodzę do kuchennego parapetu. Na zewnątrz wszystko jest takie samo. Deszcz spływa z gałęzi świerków, niebo jest ciemne i wisi nisko, miasto w dolinie jest całkowicie zakryte przez mgłę. Nie mogę oddychać, żeby nabrać powietrza, muszę pochylić się do przodu. Stoję tam, z czubka mojego nosa kapią krople łez, chcę tylko, żeby ktoś mnie wyłączył, żeby to zakończył, chcę choć na chwilę porzucić mój wyczerpany umysł i złamane serce.

      Myślę o Sindre w lesie, trzymającym strzelbę, z wprawą rozglądającym się za niczego niespodziewającym się łosiem. Kopyta poruszające się w tę i z powrotem w krzakach, ruch szczęki, fontanna soku jagodowego z jego pyska, łagodne oczy mrugające w jaśniejącym świcie, promienie słońca porozrywane w gęstych drzewach, pozostało mu kilka sekund życia. Odwracam się w kierunku komputera i ponownie myślę o pamięci komórkowej. A co, jeśli wspomnienia i istota człowieka są przechowywane nie tylko w mózgu czy w duszy, lecz w każdej komórce jego ciała? Czy te komórki mogłyby w jakiś sposób wpłynąć na biorcę, który dostał po przeszczepie jakiś narząd? Przyciskam twarz do okna, szyba chłodzi mój gorący policzek, i patrzę na potężną biel zasłaniającą Oslo – tam gdzieś jest osoba, która dostała narządy mojego dziecka. Czy to możliwe, że otrzymała coś więcej niż tylko narząd, który umożliwił jej dalsze życie?

      ***

      Kiedyś moje myśli były proste i łatwo było je od siebie oddzielić. Teraz wyobrażam je sobie jako głodne robaki, które kłębią się w puszce: brzydkie i splątane. Jest prawie druga nad ranem, deszcz przestał padać, pozostawiając po sobie bezgwiezdne niebo. Siedzę tu od wielu godzin, wpatrzona w ekran, kolejne sekundy nocy powoli mijają, piję dużymi łykami wino z wódką i sokiem żurawinowym.

      Czytałam o kobiecie w Nowej Anglii, która po przeszczepie serca zaczęła mieć realistyczne sny o mężczyźnie zwanym Tim L. Nabrała również ochoty na jedzenie dań, których nigdy nie lubiła, pokochała piwo i nuggetsy z kurczaka, a gdy dotarła do rodziny dawcy, okazało się, że rzeczywiście nazywał się on Tim L., uwielbiał piwo i kurczaka. Czytałam o mężczyźnie, który ożenił się z wdową po swoim dawcy, a dwa lata później popełnił samobójstwo w ten sam sposób, co on. Czytałam o mężczyźnie, który po przeszczepie serca stał się artystą geniuszem, prawdopodobnie dzięki temu, że dawca też był artystą. Czytałam o francuskiej aktorce, opisującej żywe wspomnienia z wypadku samochodowego, w którym zginęła jej dawczyni. Potem była mała dziewczynka, której niewyjaśnione wspomnienia o brutalnym morderstwie były tak silne i szczegółowe, że doprowadziły do aresztowania mężczyzny, który zabił dawcę jej serca. Wszyscy ci ludzie otrzymali serce innej osoby. Uważam się za osobę racjonalną; nie wiem, jak mogłabym w to uwierzyć, ale z drugiej strony jak mogłabym nie wierzyć? Czytam i czytam, i czytam, starając się wydobyć jakieś znaczenie z tych wszystkich słów, które pływają w mojej głowie, wykrwawiając się wzajemnie. Ta koncepcja jest tak pełna możliwości, że czuję, jakbym znowu odżyła.

      ***

      Telefon wibruje w mojej dłoni, drży i dzwoni, jego uporczywy elektroniczny dźwięk brzmi w moich uszach. Siadam zdezorientowana, ale gdy to robię, pokój zaczyna wirować dookoła i ogarniają mnie mdłości, w moich ustach wybuchają gorzkie plamy żółci. Przełykam z trudem ślinę i mrużę oczy, patrząc na jasny ekran. Pojawiło się na nim imię Sindrego. Jest 5:52 rano i kiedy przesuwam przycisk, żeby odebrać połączenie, wiem tylko, że to nie głos Sindrego, ale kogoś innego, kogoś, kto dzwoni z jego telefonu, żeby mi powiedzieć, że coś mu się stało.

      Mam rację.

      – Alison? – szepcze jakiś mężczyzna.

      – Tak? – Proszę, proszę, tylko nie jeszcze Sindre. Widzę go w samym środku nocy w lesie, teraz nie biegnie, po prostu wisi na czarnej linie na grubej gałęzi, obserwowany przez mrugające gwiazdy i zwierzęta. – Powiedz mi, do cholery!

      Mężczyzna dyszy do telefonu, mówi łamiącym się głosem.

      – Sindre… Sindre dostał szału.

      Rozdział 14

      Iselin

      Teraz odżywia się już właściwie, je radośnie kotleciki rybne, groszek i tłuczone ziemniaki, wbija widelec w następny kawałek, gdy tylko przełknie poprzedni. To też jest coś nowego. Kiedyś jadała pół kanapki z nutellą, za jakiś czas ćwiartkę jabłka i tak nam mijał czas. Obserwuję ją, uśmiecham się, a ona odwzajemnia uśmiech, mała twarzyczka rozświetla się i opowiada o tym, jak było dzisiaj w szkole. Słucham i kiwam głową, zadaję wszystkie niezbędne pytania. Czyli Solveig jest milsza niż Oda? To dlaczego chłopcy się pobili? Och, tak, z tego Ludviga to prawdziwy żartowniś. Kaia przez przypadek upuszcza widelec na podłogę i pod wpływem tego hałasu podskakuję z przerażenia. Musi wyczuwać, że jestem spięta, bo gdy ponownie na nią patrzę, jej twarz jest już bardzo poważna.

      – Mamo – zaczyna, przysuwając do ust łyżkę z groszkiem – czy mogę iść do Solveig na nocowanie? – pyta.

      – Och, kochanie – mówię. – Może kiedyś. Ale jeszcze nie teraz.

      – Dlaczego nie?

      – Bo jesteś jeszcze we wczesnej fazie po operacji. Nie mogę oczekiwać od rodziców innego dziecka, że zaopiekują się tobą we właściwy sposób.

      – Wiem, co robić, jeśli źle się poczuję! Wiem, jakich leków potrzebuję i kiedy mam je wziąć.

      – Kaiu, masz siedem lat. Planowanie wielu różnych leków w różnym czasie nie jest twoim obowiązkiem, choć wiem, że wiesz co, kiedy i ile. – Przez chwilę się nad tym zastanawia, przeżuwa resztkę jedzenia.

      – W takim razie Solveig może przyjść nocować tutaj – mówi.

      – Skarbie…

      – Dlaczego nie? Przecież ona w ogóle nie musi brać żadnych leków! – Nie chcę mówić Kai, że głównym powodem jest to, że gdybym musiała wpuścić do tego małego mieszkanka inne dziecko, byłabym zawstydzona. Wcześniej miałam dobrą wymówkę,