zrobić.
– Przepraszam – mówi Oliver, gdy nie odpowiadam, nie mogę odpowiedzieć.
– Do kurwy nędzy – mówi Sindre, odwraca do okna ponurą, pełną napięcia twarz.
– Przepraszam – powtarza Oliver.
Które części Amalie oddaliśmy? Które części Amalie są teraz osadzone w innych ciałach, stanowią części innych żywych istot? Pamięć komórkowa, powiedział. Pamięć komórkowa – słowa te w kółko przetaczają się po mojej głowie. Nagle moje dłonie stają się gorące i słabe. Zmuszam się do myślenia o ptakach Karen Fritz, każę im przelecieć w moim umyśle, liczę je, dwadzieścia dwa. Gumowate, powykręcane nóżki przyciskane do pozbawionych piór brzuchów, oczy wpatrzone w obsydianową linię horyzontu, powietrze rozdarte na strzępy. Staram się wrócić do własnego ciała, do gapiących się na mnie Olivera i Sindrego, ale mój umysł leci wolno z niemożliwością słów, które wypowiedział Oliver. Patrzę na niego, na jego zmartwioną twarz, na oczy Amalie, na zakrwawione, obgryzione paznokcie.
– Jej serce – szepczę. – Oddaliśmy jej serce.
Rozdział 8
Iselin, miesiąc wcześniej
Bicie serca mojej córki delikatnie uderza w moje opuszki palców. Wcieram maść na długości całej blizny, Kaia cierpliwie siedzi i czeka.
– Doktor Harari ucieszy się na twój widok.
– Tak.
– Będzie pod ogromnym wrażeniem twoich postępów – mówię, uśmiecham się do niej i wycieram tłustą lepką dłoń w kuchenny ręcznik.
– Tak. Kiedy widziała mnie po raz ostatni, byłam chora. Teraz nie jestem już chora.
– Nie – odpowiadam.
– Ona widziała wnętrze mojego ciała – zauważa Kaia.
– Tak. Tak, widziała.
– Wiele osób widziało.
– To prawda, Kaiu.
– Doktor Harari powiedziała, że moje stare serce było trochę szare i za małe. I za wolno pompowało krew.
– Prawda. – Bardzo mi szkoda tego szarego, zbyt małego serca. Co oni z nim zrobili? Tak po prostu wyrzucili to bezużyteczne serce, które kiedyś ukształtowało się w moim łonie? Pamiętam, jak podczas pierwszego badania ultrasonograficznego w ciąży słyszałam jego szybkie rozproszone bicie, jak z początku płakałam z rozpaczy, ale też się zdumiałam. Całuję czubek głowy Kai i pomagam jej założyć luźny sweter, tak by nie ocierał o bliznę.
***
Siadam przy kuchennym stole, przeglądam się w lustrze na przeciwległej ścianie. Mam na sobie czerwoną bluzę z kapturem i szare spodnie do jogi. Włosy spięłam w wysoki kok, ale wydostało się z niego kilka pasemek. Moje włosy są rozjaśnione, ale z ciemnobrązowymi odrostami, tak jak lubię. W stylu grunge – Kurt Cobain spotyka Carę Delevingne. Uśmiecham się do samej siebie. Na lewym nadgarstku łączą się ze sobą trzy tatuaże, jeden przechodzi w drugi. Nie sądzę, by łatwo było określić, ile mam lat, chociaż jestem po trzydziestce, mam nieznaczną nadwagę tak jak czasami nastolatki, ale jednocześnie moja twarz jest poważna jak u kogoś, kto żył o wiele dłużej. Nie jestem piękna, choć tak mnie określano. Jestem zmęczona. Gdybym nie była zmęczona, gdybym nie żywiła się posiłkami z plastikowych, podgrzewanych w mikrofali tacek, gdybym biegała po znajdującym się na końcu ulicy torze dla biegaczy, być może mogłabym być piękna.
Ale jestem taka zmęczona. W tej chwili mam czerwone oczy i mrużę je nawet w przytłumionym świetle padającym znad zlewu w kuchni. Włączam radio i uśmiecham się, gdy zaczynają śpiewać The Supremes. Odwracam lewy nadgarstek, w zamyśleniu gładzę palcem jeden z tatuaży, ten, który mamy razem ja i Noa. Wpatruję się w miękką białą dłoń, a potem biorę leżący przede mną długopis. Rysuję ptasie skrzydło, które wygląda, jakby machało, gdy otwieram i zamykam dłoń.
Zastanawiam się, co robi Noa. Nie miałam z nią kontaktu od kilku dni, ale to nie jest tak, że moja siostra musi się u mnie meldować. Pewnie dzisiaj gra – jest bardzo popularną DJ-ką i ma mnóstwo pracy.
W pokoju obok zasnęła moja córka. Każdej nocy budzi się wiele razy, czasami co godzinę. Budzi się z płaczem, a niekiedy z krzykiem. To coś nowego. Denerwuję się tym tak bardzo, że w ogóle ledwo sypiam. Powinnam być już w łóżku, ale ja wolę siedzieć i rozmyślać całymi godzinami, tak długo, aż nie jestem w stanie otworzyć oczu.
Teraz gra Kate Bush, a ja odwracam stronę w szkicowniku, wygładzam dłonią nową stronę. Już mam zamiar zacząć rysować tępym ołówkiem węglowym, naszkicować siebie taką, jaką widzę w lustrze, a może tylko swoją dłoń, trzymającą delikatne ptasie skrzydło, gdy nagle z drugiego pokoju dobiega mnie dźwięk. Używam słowa „pokój”, ale to tylko pozbawiona okien wnęka wydzielona z salonu. Wstaję, wpatruję się w moją córkę. Porusza się, przewraca głowę z boku na bok, rzuca lewą stopą. Na jej twarzy pojawia się wyraz zdenerwowania, nad brwią zebrał się pot. Wiem, co się teraz wydarzy. Będzie się coraz bardziej rzucać, aż wreszcie pod wpływem koszmarów otworzy oczy i jej głos rozbrzmi w naszym niewielkim mieszkaniu.
Siadam obok niej i próbuję ją uspokoić, zanim sytuacja się pogorszy. Kładę jedną dłoń na jej ramieniu, a drugą na czole, ale teraz trzęsie się całe jej ciało i nie wiem, co zrobić. Nikt nigdy nie mówił mi, co należy uczynić w takiej sytuacji. Może to kwestia zdrowotna i powinnam to przerwać, ale nie wiem jak, więc tylko siedzę i płaczę. Po kilku minutach Kaia wydaje z siebie gardłowy ryk i siada na łóżku, ciężko dysząc.
– Nie! – krzyczy i nie reaguje, gdy ją przytulam, gdy gładzę ją po długich, mokrych włosach.
– Jestem tutaj, skarbie – mówię. – Mamusia jest tutaj.
– Nie! Nie! – świszczy Kaia, jęcząc w moich ramionach niczym ptak, który zaplątał się w krzak, i zostajemy w bezruchu przez długi czas, ja mocno ją przytulam, aż wreszcie Kaia opada z sił i przewraca się z powrotem na materac. Kładę się obok niej i wyobrażam sobie siebie widzianą z góry. Nieruchomą, tak jakbym została rzucona na plecy z wysokości trzystu metrów, wyczerpana, z wyrazem twarzy takim jak u Kai: mieszaniną udręki i obojętności.
Rozdział 9
Alison
Po kolacji Oliver poszedł na górę do swojego pokoju, a Sindre wybrał się na wieczorne bieganie. Przez długi czas siedziałam wieczorem w salonie przy zgaszonych światłach. Mój mąż wrócił dopiero po kilku godzinach i pewnie wiedział, że tam jestem, ale poszedł prosto na górę, nie zapalając światła. Czekałam, aż na pewno zaśnie, a potem weszłam na piętro. Teraz jest 2:48 nad ranem, a ja siedzę w fotelu przy oknie od trzydziestu siedmiu minut. Twarz Sindrego jest poważna i skoncentrowana we śnie, jak gdyby rozwiązywał zagadki. Na zewnątrz z doliny wieje silny wiatr, który z całych sił rzuca się na domy na samym szczycie wzgórza.
Osiem żyć, powiedział Oliver. Próbuję wyobrazić sobie osiem osób, obcych, z narządami mojej córki. Inne dzieci żyją, bo ona umarła. Jeśli to, o czym mówił Oliver, jest prawdą, komórki mojego dziecka mogłyby zmienić ciała biorców, wrosnąć w nie.
Co to oznacza? Co mogłoby to oznaczać? Moja córka była częścią mnie na długo przed tym, jak się urodziła. Powstała z każdej komórki mojego ciała, była odżywiana każdą kroplą krwi. Była ucieleśnieniem mojego serca, nosicielką wszystkiego, czym jestem i czym kiedykolwiek mogłam być. Jest nadal częścią mnie, na zawsze będzie w każdej komórce, ale nie żyje, a to oznacza, że w środku ja też nie żyję.
Wyobrażam sobie, że jej serce bije w tym momencie, wszyte w klatkę piersiową małego nieznajomego człowieka. Widzę świeżą, czystą krew pompowaną do