Ale znał ją, zdaje się, Joe Kelly.
– A jego dobrze znasz?
– Stosunkowo dobrze. Obecnie London przeżywa okres rozkwitu, ale nie zawsze tak było. Dawniej wszyscy tu się znali. Zmieniło się to wraz ze szczelinowaniem hydraulicznym. Teraz ludzie zjeżdżają tu zewsząd, nawet z innych krajów. Wydaje mi się, że w zeszłym tygodniu słyszałam w spożywczym rosyjski. – Przerwała i po chwili dodała: – Ale kiedyś tak to nie wyglądało. Podczas ostatniego krachu musieliśmy prawie zwinąć interes.
– Ludzie umierają chyba w każdych czasach, i w dobrych, i w złych.
– Och, naturalnie. Niektórzy nawet z własnej ręki – z rozpaczy, że stracili cały dorobek życia. Tylko że rodziny nie miały pieniędzy na opłacenie naszych usług. Proponowały wymianę bezgotówkową i tak dalej, ale mimo dobrych chęci też mieliśmy do opłacenia rachunki. Na szczęście przetrwaliśmy i teraz interes idzie dobrze. Na razie. Kto wie, co będzie jutro? – Rozejrzała się po sali. – Nie ma tu twojej partnerki? Walt mówił, że przyjechałeś z agentką.
– Rozdzieliliśmy się w hotelu.
– Jeszcze ktoś do was dołączy?
Zamiast odpowiedzieć, Decker napił się piwa. Caroline Dawson dosłownie zawisła na Bakerze i zrobiła z niego coś w rodzaju rury do tańca.
– Znasz tych ludzi? – zapytała Liz, podążając za jego wzrokiem.
– Tak, poniekąd.
– Wpadliście już na jakiś trop?
– Nie mogę o tym mówić.
– Potraktuję to jak odpowiedź przeczącą.
Decker przeniósł uwagę na żonę Southerna.
– Masz pomysł, kto mógł to zrobić?
– Ja? – powiedziała, choć wcale nie wydawała się zaskoczona tym pytaniem. – Cóż, przyznaję, że zdarzają się tu u nas brutalne zbrodnie. Choć nie jest tak źle, jak podczas poprzedniego boomu. Wtedy ciągnęli tu wszyscy, ludzie z różnymi problemami, z różną przeszłością, szukający szybkiego zarobku, a jak się dorobili, jechali gdzieś dalej. Obecnie też przybywają tu osoby z podejrzaną przeszłością, ale i coraz więcej rodzin. Ludzie zapuszczają tu korzenie. Chcą żyć w przyjemnym, bezpiecznym środowisku.
– Czuję, że zaraz pojawi się jakieś „ale”.
Uśmiechnęła się z pewną rezerwą.
– Ale mamy też takie miejsca jak to, gdzie przychodzą przede wszystkim młodzi wolni mężczyźni, żeby wydać pieniądze i się rozładować. I czasem źle się to kończy.
– Kelly wspomniał o jakimś dzisiejszym incydencie.
– Podobno doszło do walki na pięści, która przerodziła się w coś jeszcze poważniejszego. Joe najwyraźniej powstrzymał dalszą eskalację rozróby. Niektórzy wylądowali w więzieniu, inni w szpitalu.
– Człowiek, którego szukamy, raczej nie należy do kategorii durniów wdających się w knajpiane bójki.
– Widziałam ciało – rzekła cicho Southern. – Więc rozumiem, co ma pan na myśli.
– Mało przyjemny widok.
– Miewaliśmy już równie nieprzyjemne. Nie ofiary zabójstw, tylko wypadków. Wybuchów i pożarów, gdy coś poszło źle przy szczelinowaniu. Były dla nas… wyzwaniem z kosmetycznego punktu widzenia. Musieliśmy zamykać trumny i umieszczać na wieku fotografie zmarłych… z lepszych czasów.
– Wyobrażam sobie.
Dopiła koktajl i odstawiła szklankę na kontuar.
– Coś takiego potrafi dawać się miastu we znaki. I to kiedy sprawy mają się tak dobrze.
– Irene Cramer chyba też zasługuje na jakąś sprawiedliwość – rzekł bez ogródek Decker.
Lekko pochyliła głowę.
– Nigdy nie uważałam inaczej. Dobrej nocy, agencie Decker.
Oddaliła się i weszła po schodach na piętro. Decker zorientował się, że na parkiecie nie ma już Stana Bakera i Caroline Dawson. Rozejrzał się po sali, ale nigdzie ich nie zobaczył. Dokończył piwo, przygotował się na uderzenie upalnego powietrza, ale gdy wyszedł na zewnątrz, okazało się, że jest tam chłodniej niż w środku.
Odległa błyskawica przecięła niebo na zachodzie niczym strzała. W miejscu, gdzie piorun ugodził w ziemię, coś eksplodowało. Odgłos wybuchu dotarł aż tutaj, pióropusz płomieni wystrzelił w górę i rozświetlił niebo w promieniu kilku kilometrów. Ludzie na ulicy nawet się nie zatrzymali, szli, a raczej zataczali się dalej, jakby takie fajerwerki były tu na porządku dziennym.
London w Dakocie Północnej z każdą minutą staje się bardziej intrygujące, pomyślał Decker, wlokąc się przed siebie.
7
Szósta rano.
Decker otworzył oczy i wstał. Powlókł się do łazienki, wziął prysznic, włożył świeże ubranie. Wyjrzał przez okno hotelu. Niebo było ciemne, zasnute chmurami, ale widział poszerzającą się powoli szczelinę świtu, niczym śpiące oko, które zaczyna się otwierać. Zerknął na aplikację pogodową na telefonie. Tylko dwadzieścia stopni, za to wilgotności powietrza nie powstydziłaby się nawet Luizjana. Deckerowi wydawało się, że wręcz widać przez szybę zawieszone kropelki.
Usiadł na brzegu łóżka i przez kilka sekund się dobudzał. Kolejne miasto, kolejna sprawa do rozwikłania. Witaj, życie.
Zszedł na śniadanie. W hotelowej restauracji powitał go widok Jamison siedzącej przy stole z Joem Kellym. Miejscowy detektyw był ubrany w ciemny dwuczęściowy garnitur i białą koszulę bez krawata. Na nogach miał czarne buty z cholewką i zdartymi obcasami.
Decker się przysiadł.
– Myślałem, że będę pierwszy.
– Cierpię na coś w rodzaju bezsenności, więc zwykle jestem na nogach przed czwartą rano i wypijam pierwszą z moich zbyt wielu filiżanek kawy – odparł Kelly.
– Przylatując tu, zyskaliśmy godzinę – przypomniała Jamison, przeglądając śniadaniowe menu. – Jak na mnie to i tak za późno.
Decker wlepił wzrok w Kelly’ego.
– Kiedy późnym wieczorem wyszedłem wczoraj na spacer, w oddali uderzył w coś piorun. Słyszałem wybuch.
– Też to słyszałam – zawtórowała mu Jamison. – Zastanawiałam się, co to, do licha, jest. Ale nikt w hotelu się nie przejął.
Kelly pokiwał głową.
– Prawdopodobnie piorun uderzył w zbiornik z solanką odpadową. Te zbiorniki ściągają wyładowania, podobnie jak metalowe cysterny z czystą wodą i stacje przesyłowe. Trafia w nie piorun, wybuchają, a później się je naprawia. To koszty prowadzenia tu wydobycia.
– Aha – skwitował Decker i posłał Jamison lekko zdziwione spojrzenie.
Gdy złożyli zamówienia i przyniesiono im kawę, Kelly zapytał:
– Jakieś nowe wieści, dlaczego FBI interesuje się śmiercią Irene Cramer?
Jamison przeniosła wzrok na Deckera, który odpowiedział krótko:
– Na razie nie.
– Więc federalni ukrywają informacje przed federalnymi? – rzucił wyraźnie rozczarowany Kelly.
– W dzisiejszych czasach wszyscy ukrywają coś przed wszystkimi – zauważył Decker. – A co słychać z twojego końca?
– Umówiłem