David Baldacci

Stąpając po linie


Скачать книгу

nawróconego. A jak masz rodzinę do wyżywienia? A tu zarabia się sześciocyfrowe kwoty. Przeżywali już okresy boomu i zapaści, ale teraz wiedzie im się lepiej.

      – Znowu Google?

      Wzruszył ramionami.

      – Jestem dociekliwy. Poza tym obaj moi szwagrowie pracują w branży naftowej. Podłapałem trochę wiedzy także od nich.

      Minęli stację paliw dla ciężarówek – z piętnastoma dystrybutorami, restauracją, prysznicami, pralnią samoobsługową oraz sklepem oblepionym licznymi reklamami informującymi o możliwości nabycia gorącej pizzy, propanu, płynu AdBlue, dzienników kierowców ciężarówek, wentylatorów, płynów chłodniczych oraz wielu innych towarów. Na jednej z reklam ponętne kelnerki w kusych szortach i bluzkach z głębokim dekoltem zapraszały do restauracji. Inna zachwalała, że sklep ma najlepszy w całej Dakocie Północnej wybór filmów DVD dla dorosłych. Parking był gęsto zastawiony ciężarówkami z naczepami w każdym rozmiarze, kolorze i stylu, pyszniącymi się przede wszystkim chromowanymi elementami, felgami z kolcami oraz wykonanymi sprejem malowidłami na szoferkach: od wizerunków smoków i broni palnej po flagi amerykańskie i nagie kobiety z bujnym biustem.

      – No cóż, chyba już wiemy, co cieszy się tu popularnością – skonstatowała Jamison.

      – Te rzeczy są popularne nie tylko tutaj – sprostował z przekąsem Decker.

      Następnie minęli zatłoczony parking dla kamperów oraz centrum handlowe, które wyglądało na świeżo zbudowane od podstaw. Była tam restauracja BBQ z szyldem obiecującym najlepszą w okolicy wołowinę szarpaną, były Subway, China Express, całodobowa siłownia, bar i grill, a nawet restauracja sushi. Elektroniczna tablica na jednej ze ścian wyświetlała aktualne ceny gazu i ropy. Obok centrum handlowego wznosił się duży ceglany kościół. Przed świątynią stała tablica, na której ktoś ułożył z czarnych liter napis:

      BÓG STWORZYŁ NIEBIOSA ORAZ ZIEMIĘ, ROPĘ ORAZ GAZ. DZIELCIE SIĘ TYM BOGACTWEM. OFIARUJCIE DATEK BOGU. U NAS ZAPŁACISZ Z VENMO[3]. STUDIOWANIE BIBLII CODZIENNIE O 19.00.

      Jamison spojrzała w lusterko wsteczne.

      – Siedzi mi na tyłku kolumna ciężarówek z naczepami i wywrotek. Już od pół godziny. Taka sama armia sunie z naprzeciwka w drugą stronę – dodała, patrząc przez przednią szybę. – I wszędzie śmierdzi olejem napędowym.

      – Przywożą sprzęt i inne zaopatrzenie, łącznie z chemikaliami, które wtryskują w ziemię. Pewnie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

      – A te, co jadą w przeciwną stronę?

      – Wywożą ropę i gaz. – Wskazał drogę przed sobą. – Wkrótce musimy zjechać z tej drogi. Zbudowali obwodnicę, żeby wyładowane ciężarówki omijały centrum.

      Jamison skręciła w następny zjazd i niedługo ujrzeli w oddali skupisko świateł.

      – Rozumiem, że to miasto, do którego zmierzamy.

      – Tak. London, Dakota Północna.

      – Ciekawe, skąd taka nazwa.

      – Może trafił tu jakiś koleś z Anglii i zatknął flagę. W samym środku morza ropy i gazu. Liczba mieszkańców w granicach piętnastu tysięcy, z czego połowa pracuje na polach naftowych, a druga połowa świadczy dla nich usługi. W ciągu trzech lat ta liczba się potroiła. Jeśli obecny trend się utrzyma, potroi się ponownie w czasie krótszym o połowę.

      – Kurczę, naprawdę się obkułeś – skomentowała Jamison.

      – Lubię wiedzieć, w co się pakuję.

      Spojrzała na niego z zaciekawieniem.

      – I jak myślisz, w co? Poza śledztwem w sprawie zabójstwa.

      – To jest Dziki Zachód, Alex. Jak kalifornijska gorączka złota w tysiąc osiemset czterdziestym dziewiątym, tyle że na sterydach.

      – Co chcesz przez to powiedzieć?

      – Że zwykłe reguły cywilizacyjne niekoniecznie tu obowiązują.

      – Mówisz serio, prawda?

      – Bardzo serio.

      Jechali główną ulicą, gdzie pomimo nadciągającej burzy panował ożywiony ruch. Dotarli do miejsca, w którym droga się kończyła. W tym samym momencie spadły pierwsze krople chłodnego deszczu.

      – Proszę o wskazówki.

      – Teraz w lewo.

      Zatrzymali się przed budynkiem, który okazał się zakładem pogrzebowym.

      Tym razem Decker posłał Jamison zaintrygowane spojrzenie.

      – W Dakocie Północnej kontaktujesz się z koronerem, a nie z lekarzem sądowym. Lokalny koroner prowadzi także dom pogrzebowy z krematorium i kostnicą. Pełny zakres usług – wyjaśniła.

      – Też się obkułaś?

      Uśmiechnęła się szelmowsko.

      – Dociekliwa ze mnie dziewczyna.

      – Czy on chociaż ma wyszkolenie z medycyny sądowej?

      Jamison wzruszyła ramionami.

      – Pozostaje nam mieć nadzieję.

      Przedarli się przez ścianę deszczu i dobiegli do drzwi, za którymi mieli obejrzeć zwłoki ofiary zabójstwa.

      4

      Przedstawili się Waltowi Southernowi, koronerowi, a zarazem właścicielowi domu pogrzebowego. Czterdziestokilkuletni, średniego wzrostu, o przerzedzających się rudawozłotych włosach i szczupłej sylwetce biegacza. Nosił okulary w szylkretowej oprawie, luźne czarne spodnie z mankietami i kantem oraz śnieżnobiałą koszulę, która zdawała się niemal lśnić w świetle wpuszczonych w sufit lamp.

      Obrzucił ich zdziwionym spojrzeniem.

      – Dlaczego tą sprawą interesuje się FBI?

      – Zaraz, nie wiedział pan o naszym przyjeździe? – zapytała Jamison.

      – Nie, nikt mnie nie uprzedził.

      – No cóż… Powierzono nam zbadanie sprawy tego zabójstwa. Czytaliśmy pański protokół z sekcji zwłok. A teraz musimy obejrzeć ciało.

      – Chwileczkę. Nie mogę na to pozwolić bez skonsultowania się z detektywem prowadzącym sprawę.

      – Więc proszę do niego zadzwonić. Teraz – polecił Decker.

      – Mogę go nie zastać.

      – Tego pan nie wie, póki pan nie sprawdzi.

      Southern odszedł w kąt pokoju, wyjął telefon, odbył z kimś rozmowę, po czym dołączył do Deckera i Jamison z niezbyt entuzjastycznym wyrazem twarzy.

      – No dobrze. Wy, federalni, zawsze stawiacie na swoim.

      – To by się pan zdziwił – odparł Decker.

      – A zatem do dzieła. Nie przygotowałem na razie zwłok do jutrzejszego wystawienia, pozostaje jeszcze makijaż i strój.

      – Grzebiecie tu zwłoki zimą? – zapytał Decker.

      – Wolimy tego unikać. Najpierw trzeba przekopać się przez śnieg, a ziemia pod spodem jest twarda jak kamień. Trudno wykopać dół nawet koparką. No i kto chce sterczeć na dworze i żegnać swoich drogich zmarłych przy minus pięćdziesięciu stopniach? Niesamowite, jak szybko zamarzają łzy. Ludzie czmychają w pośpiechu, gdy zaczynają odmarzać im palce u nóg i rąk, nosy, uszy. Choć obecnie większość i tak decyduje się na szybkie smażenie zamiast kwatery w ziemi.

      – Szybkie smażenie? – powtórzyła Jamison.

      – Czyli kremację. – Zachichotał.