David Baldacci

Stąpając po linie


Скачать книгу

cię o to samo – odparł Stan.

      Był niemal tak wysoki i szeroki jak Decker, miał rudawe, siwiejące na skroniach włosy, rumianą twarz i błyszczące zielone oczy. Oraz krótko przystrzyżoną brodę w tym samym kolorze co włosy.

      – Dzień dobry – wtrąciła Jamison, wstając i wyciągając rękę. – Alex Jamison. Pracuję z Deckerem w FBI.

      – Przepraszam – zreflektował się Decker. – Alex, to wielkie chłopisko to Stan Baker, mój szwagier. Mąż mojej siostry Renee. Mieszkają w Kalifornii. – Spojrzał na Bakera z ciekawością. – Zaniosło cię kawał drogi od domu.

      Baker zatarł masywne, muskularne dłonie i nagle wydał się nerwowy.

      – Wiesz… teraz mieszkam tutaj. I wkrótce będę twoim byłym szwagrem.

      – Co? – warknął wyraźnie osłupiały Decker i aż cofnął się o krok.

      – Renee ci nie mówiła?

      – O czym?

      – Rozwodzimy się.

      Decker przyglądał mu się z niedowierzaniem.

      – Rozwodzicie się? Dlaczego?

      – Z wielu powodów. Wina leży po obu stronach.

      – A dzieci?

      – Zostają z mamą.

      – Nadal mieszkają w Kalifornii?

      – Tak – potwierdził zmieszany Baker. – Młodsze dzieciaki chodzą tam do szkoły. A Renee ma dobrą pracę.

      – Stan, ale skąd się wziąłeś w Dakocie Północnej?

      – Najpierw przeprowadziłem się na Alaskę. Pracowałem tam przez pewien czas, ale teraz biznes naftowy na północy przyhamowuje. Tim był na kierowniczym stanowisku i załatwił mi robotę.

      – Co to znaczy: „był”?

      – Kim jest Tim? – zainteresowała się Jamison.

      – Nasz drugi szwagier – wyjaśnił Baker. – Jest mężem drugiej siostry Deckera, Diane.

      – I co się stało z Timem?

      – Zwolnili go. Z tego, co ostatnio słyszałem, jeździ dla Ubera i wykonuje usługi księgowe dla małych firm. Później zredukowano także i mnie. Chciałem zacząć wszystko od nowa. To miasto przeżywa boom. Potrzebowali doświadczonych pracowników. Jestem tu ponad rok. Nigdzie się tak dobrze nie zarabia.

      – A co z dziećmi? – powtórzył pytanie Decker.

      – Prawie codziennie rozmawiam z nimi przez Skype’a – bronił się Baker.

      – Nie można przytulić kogoś przez Skype’a ani nauczyć syna wymachiwać kijem bejsbolowym z odległości tysięcy kilometrów. Gdy urodzili się dwaj pierwsi, służyłeś w wojsku. Ciągle cię nie było.

      – Walczyłem za nasz kraj!

      – Mówię tylko, że dzieci potrzebują taty.

      – No dobra, wyszło, jak wyszło – odparł Baker poirytowanym tonem. – Ludzie czasem się rozwodzą. Naprawdę próbowaliśmy się dogadać. Terapia i tak dalej.

      – Może trzeba było próbować bardziej – rzekł Decker. – Stan, to jest twoja rodzina. Nie przedmiot, którego można się pozbyć.

      W zielonych oczach Bakera rozbłysnął gniew.

      – Słuchaj, wiem, do czego pijesz. Wszystkim nam wiadomo, co stało się z Cassie i jej bratem… i z Molly. Potworność. Nigdy w życiu nie ryczałem tak, jak na ich pogrzebie. Ale… ale ty to ty, a ja to ja. Ja mam inną sytuację. Żadne z nas tego nie chciało, nikt się nie spodziewał, że do tego dojdzie, ale po prostu tak wyszło. Takie jest życie.

      Decker zerknął na Jamison, po czym spuścił wzrok.

      – No tak, racja… Chyba powinienem zadzwonić do Renee… Nie najlepiej się spisuję w utrzymywaniu kontaktów.

      – Skoro nie wiedziałeś, że twoja siostra się rozwodzi ani że drugi szwagier stracił pracę, powiedziałabym, że to celna uwaga – dorzuciła zaskoczona Jamison.

      – A ty co tutaj robisz?

      – Prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa.

      – Zabójstwa?!

      – Zdarzają się tu zabójstwa, prawda? – spytał Decker z ponurą miną.

      – Tak, zwykle rzucają się sobie do gardeł jakieś dwa nagrzane przygłupy. Albo gangi narkotykowe walczą ze sobą o teren. Meta, koka i heroina schodzą tu jak świeże bułeczki. Kogo zabili?

      – Nie możemy na razie nic ujawniać – odpowiedziała pospiesznie Jamison. – Ale prawdopodobnie usłyszysz o tym w wiadomościach.

      – Cholera… Ale że wezwali do tego FBI? Nie może się tym zająć lokalna policja?

      – Stan, jedziemy tam, gdzie nam każą, po prostu – tłumaczył Decker.

      – Może do nas dołączysz? Zjedlibyśmy razem kolację? – zapraszała Jamison.

      Baker pobladł i zrobił krok w tył, zerkając na Deckera.

      – Słucham? Nie, dziękuję… jadłem już kolację.

      – Więc co tutaj robisz? – zapytał Decker, wyraźnie zaintrygowany zmieszaniem szwagra. – Skoro mieszkasz tu już ponad rok, to raczej nie w tym hotelu.

      – Nie, mam własny kąt. Przyszedłem tu spotkać się z… – wymamrotał.

      – Z kim?

      – Stan?

      Wszyscy odwrócili się i zobaczyli, jak przez salę sunie trzydziestokilkuletnia kobieta. „Sunie” – to słowo jako pierwsze przyszło Deckerowi do głowy, gdy patrzył na sposób, w jaki się poruszała. Była piękna, wielu mężczyzn, nawet tych w towarzystwie innych kobiet, wodziło za nią wzrokiem.

      – Cześć, Caroline – rzekł sztywno Baker, nerwowo zerkając na Deckera. – Caroline Dawson – przedstawił znajomą.

      – Rozumiem – odparł Decker, patrząc surowo na swojego wkrótce już byłego szwagra.

      – Yyy… Caroline, to Amos Decker i jego służbowa partnerka Alex. Amos jest…

      – Znajomym Stana – przerwał mu Decker. – Nie mieliśmy pojęcia, że spotkamy się w tym mieście.

      Caroline się uśmiechnęła.

      – Super, co za miła niespodzianka. Gotowy? – zwróciła się do Bakera, po czym spojrzała na Alex. – Hej, a może do nas dołączycie? Wybieramy się na clubbing.

      – To tutaj są kluby? – zdziwiła się Jamison.

      Caroline znów się uśmiechnęła i przewróciła oczami.

      – Wiem, wiem. Nikt by się nie spodziewał, ale mamy tu ze trzy niezłe lokale. Właściwie bardziej bary niż kluby. I nie we wszystkich grają wyłącznie country, które Stan uwielbia, a ja nie znoszę.

      – Podziękujemy – powiedział Decker. – Niedawno przylecieliśmy. Padamy z nóg.

      – Nie ma sprawy, może innym razem.

      – Jasne.

      Caroline złapała Bakera za rękę.

      – Zbieramy się. Pierwszy przystanek: „OK Corral Saloon”.

      – Mieszkasz w London? – zapytał znienacka Decker.

      – Tak – przyznała z szerokim uśmiechem. – Wolałabym mieszkać w tym drugim Londynie, w Anglii. Może kiedyś… Mój ojciec jest właścicielem tego hotelu oraz wielu innych okolicznych biznesów. Pomagam mu je prowadzić. Mieszka w wielkim domu za