gdy odjadą. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że tego rodzaju interpretacja nie ujmuje wszystkiego i że istnieje pewna jakościowa różnica między odczuciem realności zdarzeń w obu sytuacjach. Rzeczywistość Grega i Maxa zdaje się bowiem toczyć innym trybem niż rzeczywistość Lévi-Straussa. Ta pierwsza z założenia ma charakter zabawowy, świąteczny. Nie może tu zajść nic, co naruszyłoby pogodę oglądanej scenerii. Lévi-Strauss podczas swej podróży szuka prawd, które miałyby ponadindywidualny charakter. W wielu sytuacjach wiąże się to z podaniem w wątpliwość przyjmowanego porządku myślenia o świecie.
Mówiąc o autentyczności turystycznych czy podróżniczych doświadczeń, winniśmy brać pod uwagę motywacje i oczekiwania wiążące się z wyruszeniem w drogę, a także szersze konteksty społeczne i biograficzne. Taki właśnie był punkt wyjścia Erika Cohena, który wypracował fenomenologiczne ujęcie doświadczenia turystycznego. Cohen stawia tę kwestię w sposób szeroki i problemowy, pytając: co dla turysty jest światopoglądowym środkiem „świata”, pozwalającym nadawać określone znaczenia poszczególnym elementom rzeczywistości? W jaki sposób widzi on i ocenia przestrzeń swej codziennej egzystencji, społeczność, w której żyje, preferowane w niej wzorce i wartości? Od tego bowiem zależy to, jak człowiek opuszczający swoje miejsce wyobraża sobie pozadomowy świat i czego od niego oczekuje (Cohen 1979).
W ujęciach strukturalistycznych i funkcjonalnych zwykło się przyjmować, że tego rodzaju „środek świata” leży w granicach macierzystego społeczeństwa. Ono uczy jednostkę rozumieć otoczenie, formułować dążenia, kształtować własną biografię i nadawać jej sens. Dorastając w określonym środowisku, internalizuje ona charakterystyczne dla niego wartości. Nieustanne przestrzeganie reguł życia społecznego może być wprawdzie męczące, ale istnieją strategie łagodzenia napięcia. Odbywa się to w wydzielonych społecznie domenach rozrywki i wypoczynku. Jeśli na jakiś czas opuścimy obszar codzienności (wyjedziemy na wypoczynek, udamy się w podróż), nie znaczy to, że światopoglądowe centrum świata społecznego przestaje być dla nas ważne. To właśnie ono – a nie rzeczywistość, którą poznajemy w trakcie czasowego oddalenia – pozwala nam określić znaczenie tego, co nas spotyka. Z tego punktu widzenia turystyka jest re-kreacją, czyli okresowym odradzaniem się, odzyskiwaniem sił potrzebnych do życia związanego z codziennymi obowiązkami.
Zdaniem Cohena to ujęcie nie dostarcza adekwatnych wzorców opisu doświadczenia turystycznego. Czy człowiek współczesny zawsze jest konformistą, któremu wystarczy okresowe wakacyjne rozluźnienie, by potem ze zregenerowanymi siłami mogł wrócić do codziennej rutyny? Jak opisać doświadczenia ludzi, którzy czują się światopoglądowo wyobcowani, a utraciwszy wiarę w wartości celebrowane we własnym środowisku, starają się osiągnąć jakieś doświadczenie o charakterze zastępczym (na przykład ujrzeć autentyczność, cechującą życie innych społeczności), albo tych, którzy wyjeżdżając z domu, chcą odnaleźć coś, co nada nowy sens ich życiu? Ażeby zrozumieć tego rodzaju sytuacje, Cohen wypracował specjalną siatkę badawczą1. Wyróżnił w niej pięć trybów doświadczenia turystycznego2. Głównym kryterium uczynił relację, w jakiej podróżowanie pozostaje do tego, co jest określane jako „własny świat” oraz do tego, co ewentualnie może stać się nowym (duchowym, kulturowym, religijnym) centrum, źródłem nowego porządku biografii.
Turyści działający w trybie rekreacji w miarę dobrze funkcjonują we własnym świecie społecznym. Turystyka to dla nich forma spędzania wolnego czasu, pozwalająca zregenerować nadwątlone pracą siły fizyczne i psychiczne; natomiast wakacje to świeckie i racjonalnie uzasadnione święto niepracowania, karnawałowe odwrócenie „normalności”. Tutaj Daniel Boorstin znalazłby wiele przykładów na poparcie swych sądów o powierzchowności turystycznych przeżyć, o braku autentyczności, o komercjalizacji kultury i natury, przedmiotów i obyczajów, a nade wszystko o naiwności turysty, który zadowala się pseudozdarzeniami. Cohen jest jednak bardziej powściągliwy w wydawaniu sądów. Nie można z góry zakładać, że zawsze mamy do czynienia z fałszowaniem rzeczywistości w ścisłym tego słowa znaczeniu – twierdzi. Bywa, że umęczony codziennością człowiek nie szuka „głębi doznań”, sięgając po to, czego potrzebuje: po rekwizyty wakacyjnej zabawy. Malownicze krajobrazy czy egzotyczne kultury stanowią dla niego wyłącznie środowisko rekreacji, odsunięte przestrzennie i znaczeniowo od „poważnego świata”. Po okresowym pobycie w dominium wakacyjnego karnawału turyści zmieniają się w obywateli troszczących się o życie codzienne i wyznających wciąż te same wartości. W domu i za granicą – zawsze czują się związani z centrum swojego świata społecznego.
Drugi z omawianych trybów to tryb odmiany. Korzystają z niego ludzie mający wrażenie, że niezupełnie pasują do otoczenia. Własne społeczeństwo nie wskazuje im wartości pozwalających zakorzenić się w świecie. Wyjazd z domu jest tu nie tyle okazją do wypoczynku, ile ucieczką od bezsensu życia, od rutynowych, pozbawionych znaczenia działań. Pozwala na jakiś czas zapomnieć o dyskomforcie alienacji. Turyści wędrujący w trybie odmiany światopoglądowo nie należą do własnego świata, ale też nie szukają poza nim jakiegoś nowego źródła znaczeń; idą ku przestrzeni, która nie ma centrum.
Trzeci z kolei jest tryb doświadczania. Opisuje on sytuację ludzi nieufających hierarchiom wartości, jakie proponuje im własne społeczeństwo, żyjących w poczuciu wyobcowania i bezsensu. Mogą oni pokładać nadzieję w tym, co znajduje się poza rodzimym obszarem i szukać pewnych (w dużym stopniu estetycznych) przeżyć zastępczych, wędrując do miejsc, gdzie, jak mniemają, życie jest prostsze, prawdziwsze. Poszukując obszaru ważnych dla siebie znaczeń poza macierzystym społeczeństwem, przejawiają postawę uogólnionego zainteresowania otoczeniem. Im bardziej różnorodna, dziwna i zaskakująca wydaje im się obcość, tym bardziej jest dla nich pociągająca. Obserwując „prawdziwe życie” innych, zachowują pewien dystans i nie zamierzają „nawrócić się na tubylczość”. Wartość autentycznego życia innych nie przekłada się tu na wzorce własnej egzystencji. Jakkolwiek samo poszukiwanie autentyczności może dokonywać się z religijną żarliwością, to przeżycie ma charakter w dużym stopniu estetyczny. Zestetyzowane turystyczne doznanie może być silne; nie zmieni ono jednak kierunku biografii, nie wskaże turyście źródła znaczeń, które odnowią jego życie.
Turyści czwartego typu wędrują w trybie eksperymentowania. Pozwalają się nieść nurtom różnych kultur, żadnej nie czyniąc swym docelowym portem i nie angażując się tak do końca w rzeczywistość, w której się znaleźli. Nie mają jasno określonych priorytetów i trudno im wziąć na siebie jakieś ostateczne zobowiązania. W zasadzie chcieliby znaleźć cel, nadający sens ich życiu3. Poszukując centrum światopoglądowego czy duchowego, obawiają się podjęcia ostatecznej decyzji o konwersji i tylko zbierają „próbki” różnych miejsc. Ufają, że w końcu trafią na coś, co wywoła w nich poruszenie, świadczące o tym, że jest to właśnie „to miejsce”, miejsce idealnie odpowiadające ich potrzebom. (Cohen widzi przykłady tego rodzaju postępowania wśród młodych kontestatorów próbujących życia w izraelskich kibucach, indyjskich aśramach, na wyspach Pacyfiku i w hipisowskich komunach.) Niekiedy poszukiwanie może stać się sposobem życia. Wieczny poszukiwacz, zatraciwszy umiejętność wyboru, nie potrafi z niczym związać się na stałe i dryfuje wśród różnych społeczności.
Ostatnim z opisanych przez Cohena typów jest turysta obierający tryb egzystencjalny. Z własnego świata przenosi się on do innego, dostrzegając w nim jakieś źródło sensu – obiera sobie nowe centrum. Wybrane centrum zazwyczaj znajduje się poza głównym nurtem własnej kultury lub poza obszarem macierzystego społeczeństwa. Może jednak stać się nim również coś, co wiąże się z miejscem pochodzenia. Dochodzi wówczas do „odnalezienia” pewnych utraconych znaczeń, do reaktywowania zapomnianej tradycji przodków, ożywienia wyobcowanej przeszłości. (Na przykład wizyta emigrantów lub ich potomków w pierwotnej ojczyźnie to nawiedzenie obszaru, który