Erin Hunter

Zaćmienie


Скачать книгу

Klanu Pioruna przełknął duży kęs zdobyczy zanim odpowiedział.

      – Mają przed sobą ciężką porę nagich drzew. Ale myślę, że sobie poradzą.

      Lwia Łapa przymrużył oczy. Czy jego ojciec naprawdę był tego pewny?

      – Czy twoim zdaniem zdołają obronić granice, które wyznaczyliście? – zapytał Ciernisty Pazur.

      Wiewiórczy Lot wydawała się nieprzekonana.

      – Wyszkoliliśmy ich tak dobrze, jak potrafiliśmy – zapewniła.

      – Czyli bardzo dobrze. Przecież was znamy! – wtrącił Szara Pręga.

      – Mają teraz większe szanse niż w momencie, gdy tam dotarliśmy – miauknął Jeżynowy Pazur. – Trudno im było przywyknąć do myśli, że muszą oznaczyć tak rozległy teren wokół tego niewielkiego skrawka ziemi, który zajmowali wcześniej, ale chyba już rozumieją, że muszą walczyć o swoje.

      – Poza tym nauczyliśmy tych włóczęgów, którzy ich napadali, że nie mogą sięgać po wszystko, na co mają ochotę! – dodała Wiewiórczy Lot.

      – Czy dużo kotów ucierpiało w bitwie? – zmartwiła się Piaskowa Burza.

      – Nikt nie odniósł poważnych ran – zapewnił Jeżynowy Pazur. – Ale to była ciężka walka.

      Której nigdy byście nie wygrali, gdyby nie ja! – dodał w myślach Lwia Łapa. Czekał, aż ojciec opowie klanowi, jak świetnie sobie poradził.

      – Wszyscy uczniowie walczyli jak prawdziwi wojownicy. – Jeżynowy Pazur zerknął na Lwią Łapę. – Są dumą naszego klanu.

      Lwią Łapę zapiekły z gniewu łapy.

      – Nie opowie im, jak wspaniale walczyłem?! – wymamrotał pod nosem.

      – Cicho! – ostrzegła go Ostrokrzewiasta Łapa. – Lepiej, żeby nie wiedzieli. Nie możemy zwracać na siebie uwagi.

      Lwia Łapa ze złością wgryzł się w swojego drozda. Zastanawiał się, jaki jest sens posiadania tak ogromnej mocy, skoro żaden kot nie miał się o tym dowiedzieć?! Zapragnął nawet skrycie, aby jeszcze w tym księżycu odbyła się kolejna walka. Wtedy mógłby pokazać klanowi, jak wielkim wojownikiem stanie się w przyszłości. I niech inne klany lepiej uważają! – pomyślał ze złością, szarpiąc zębami ptaka.

      Na zmęczonych łapach, z mięśniami wciąż obolałymi po podróży, Lwia Łapa powlókł się do legowiska. Był przekonany, że kiedy porządnie się wyśpi, wszystko znowu będzie jak dawniej. Pokręcił się chwilę i ułożył na czystym, suchym mchu. Zamknął oczy.

      – Chyba nie zamierzasz od razu iść spać, co? – zawołała do niego Makowa Łapa z drugiego końca legowiska.

      – Nie chcesz usłyszeć, co Piaskowa Burza powiedziała mi podczas treningu? – dodała Miodowa Łapa.

      – Jestem zmęczony – wymamrotał Lwia Łapa. Nie był w nastroju na dzielenie się ploteczkami.

      – Jak wolisz – mruknęła Makowa Łapa.

      Lwia Łapa poczuł nagle, że ktoś ląduje na jego grzbiecie. Dwie niewielkie łapki mocno wbiły mu się między żebra.

      – Wybacz! – Lisia Łapa cofnął się prędko, gdy starszy uczeń uniósł wysoko głowę i popatrzył na niego ze złością.

      – Uważaj! – upomniał go.

      – Przepraszam! Pokazywałem tylko Oblodzonej Łapie, jak zamierzam złapać lisa i zasłużyć na imię wojownika! – miauknął. – Chcę się nazywać Lisi Łowca!

      – Gratulacje! Właśnie udowodniłeś, że potrafisz złapać śpiącego kota – drażniła się z nim Miodowa Łapa.

      Oblodzona Łapa ruszyła bratu na ratunek.

      – Pewnego dnia złapie rudego lisa! Zobaczycie!

      – Tak, jasne. – Makowa Łapa rzuciła kępką mchu w białą uczennicę.

      Lisia Łapa przechwycił mech zanim ten trafił jego siostrę i odrzucił go do Makowej Łapy.

      – Właśnie, że złapię! Tylko czekajcie!

      – Nie złapałbyś nawet zielonego kaszlu! – naśmiewała się Makowa Łapa.

      – Nieprawda! Złapałbym!

      Wszystkie uczennice zamruczały z rozbawienia.

      – Znaczy… Mogę złapać wszystko, co zechcę! – Lisia Łapa prędko się wycofał. – Gdyby tylko Wiewiórczy Lot przestała mi suszyć głowę…

      – Już dawno by przestała, gdybyś ciągle jej nie uciekał – zauważyła Miodowa Łapa. – Musieliśmy czekać całe wieki, kiedy cię dzisiaj szukała! I zanim cię przyprowadziła, wiewiórka, na którą polowałam, umknęła poza granicę z Klanem Cienia!

      – Badałem teren! – zaprotestował Lisia Łapa.

      – Chodź. Zbadaj sobie to! – zawołała Rozżarzona Łapa, wchodząc do legowiska. Wraz z jej zapachem Lwia Łapa poczuł aromat miodu. Pozostał jednak na swoim posłaniu, kiedy pozostali uczniowie zebrali się przy niej, by zobaczyć, co przyniosła.

      – Gdzie to znalazłaś? – zdziwiła się Oblodzona Łapa.

      – Obłoczny Ogon natrafił na gniazdo pszczół w zwalonej kłodzie, kiedy patrolowaliśmy okolicę niedaleko opuszczonego siedliska Dwunożnych – wyjaśniła Rozżarzona Łapa. – Udało mu się wsadzić tam łapę i złapać kawał plastra!

      – Pożądliły go pszczoły? – miauknął Lisia Łapa.

      – Tylko jedna.

      – Nie jadłam miodu od kilku księżyców! – westchnęła Makowa Łapa.

      – Obłoczny Ogon zaniósł większość plastra do spiżarni Liściastej Sadzawki, ale pozwolił mi zabrać ten kawałek!

      – Mogę polizać? – poprosiła Oblodzona Łapa.

      – Proszę. Tylko nie za dużo! Wszyscy musimy się podzielić.

      Oblodzona Łapa polizała plaster przymykając oczy, a potem otworzyła je szeroko z niedowierzającą miną.

      – Hej! To nie ma żadnego smaku!

      Makowa Łapa zamruczała z rozbawieniem.

      – Każdy kot to wie, mysi móżdżku! – Polizała plaster i głośno westchnęła. – Mimo to lubię czuć, jak miód koi moje gardło i ogrzewa brzuch. Przypomina mi mleko.

      Lwia Łapa zakrył pysk łapami, próbując stłumić odgłos zadowolonego mruczenia kotów zajadających się cennym plastrem miodu. Jak łatwo ich zadowolić – pomyślał. Pewnego dnia cały miód w lesie będzie należał wyłącznie do niego. On nie był taki jak inni – nie cieszył się z równie błahych przyjemności. Poczucie osamotnienia powróciło do niego z podwójną siłą.

      Niespodziewanie poczuł przy sobie czyjeś ciepłe futro. Ostrokrzewiasta Łapa zakradła się do legowiska i właśnie zwijała się w kłębek obok niego.

      – Nie chcesz dołączyć do miodowej uczty? – zakpił Lwia Łapa.

      – Daj im się nią nacieszyć – odszepnęła.

      Nagle czując się mniej samotnym, złocisty kocur zamknął oczy i wkroczył w krainę snu.

      Śniąc, czuł pod łapami chłodne podszycie lasu. Opadłe z sosen igły kłuły poduszki jego łap. Nad ziemią unosiła się delikatna mgła, tańcząc w blasku księżyca wokół zarysów nagich pni. Za drzewami Lwia Łapa dostrzegał wyłącznie ciemność.

      – Czas już, żebyś do nas powrócił – dobiegło go nagle spośród cieni niskie warknięcie