Łapa przymrużył oczy. Pomyślał, że brzmi to jak wymówka. Był niemal pewien, że nie widzieli go w górach. Nawet moce Tygrysiej Gwiazdy mają swoje ograniczenia.
– Zobaczmy, czy twój umysł działa tak dobrze, jak mięśnie. – Tygrysia Gwiazda okrążył go i popchnął lekko w stronę Jastrzębiego Mroza. – Spróbuj zaatakować go z jego słabszej strony.
– Ale… nie chcecie posłuchać o górskich kotach?
Tygrysia Gwiazda machnął ogonem.
– One nie są moim zmartwieniem.
Wcale go to nie obchodzi! – pomyślał Lwia Łapa, wpatrują się w swego zaświatowego mentora. Czy Tygrysia Gwiazda naprawdę nie rozumiał, że mógłby nauczyć się czegoś od ucznia, który wrócił z dalekiej podróży po walce z tyloma obcymi kotami? Czyżby uważał, że wie już wszystko o walce? Cóż, z pewnością nie wiedział wszystkiego o Lwiej Łapie. I może już czas, aby się dowiedział.
– Na co czekasz? – warknął Tygrysia Gwiazda. – Zaatakuj go!
Lwia Łapa poczuł w żołądku skurcz złości. Skoczył na przeciwnika, wysunął pazury i tak mocno poharatał bok pręgowanego wojownika, że na jego łapy polała się krew.
Jęcząc z bólu, Jastrzębi Mróz odskoczył od niego ze zjeżoną sierścią.
Lwia Łapa odwrócił się z powrotem do Tygrysiej Gwiazdy.
– A teraz mnie posłuchasz? Mam ci coś ważnego do powiedzenia. Istnieje przepowiednia! O mnie! To dzięki niej potrafię tak świetnie walczyć!
Oczy Tygrysiej Gwiazdy rozbłysły.
– Jaka przepowiednia? O czym ty mówisz?
– Stary kot powiedział we śnie do Ognistej Gwiazdy: „Będzie troje, krewnych twoich krewnych, którzy trzymają w swoich łapach potęgę gwiazd”. – Lwia Łapa wyrecytował te słowa dokładnie tak, jak przekazał mu je Sójcza Łapa. – Nie rozumiesz? To musi być o nas, bo Wiewiórczy Lot jest krewną Ognistej Gwiazdy!
– Ognista Gwiazda! – parsknął z obrzydzeniem Tygrysia Gwiazda.
– Ale to prawda! – naciskał Lwia Łapa. – Gdybyś zobaczył, jak walczyłem w górach, to sam nie miałbyś żadnych wątpliwości! Pokonałem każdego kota, który się ze mną zmierzył. Czułem się, jakbym mógł walczyć całymi dniami, a na koniec zwyciężyć wszystkich przeciwników!
– To dzięki temu, że cię trenowałem – zamruczał Tygrysia Gwiazda.
– Nie, to coś więcej! – zaprotestował Lwia Łapa. – Trzymam w łapach potęgę gwiazd!
– I powiedział ci to Ognista Gwiazda, tak? – prychnął wojownik.
– Nie. – Lwia Łapa wbił pazury w zimną, stwardniałą glebę. – Sójcza Łapa wszedł do jego snu. Podsłuchał tę rozmowę.
Oczy ciemnobrązowego kocura zabłyszczały z rozbawienia.
– Ach, rozumiem – zaśmiał się. – A więc twojemu bratu coś się przyśniło i dlatego uważasz się teraz za najpotężniejsze stworzenie na ziemi, tak?
Dlaczego Tygrysia Gwiazda nie bierze tego poważnie?! – zastanawiał się Lwia Łapa. Czy nie był dumny z tego, że jego podopieczny zawładnie kiedyś całym lasem? Czy nie tego właśnie pragnął? Złocisty kot poczuł, że ma ochotę krzyczeć. Najwyraźniej Tygrysia Gwiazda pragnął władzy wyłącznie dla siebie.
– Nie śmiej się ze mnie – warknął do swego mentora.
Jastrzębi Mróz potrząsnął wąsami.
– Spójrzcie no na tego małego wojownika! Jak uroczo udaje Ognistą Gwiazdę! Taki wielki i odważny!
– To jak wytłumaczycie moją walkę z górskimi kotami? Żaden z nich nawet mnie nie drasnął!
– Pokonałeś stado na wpół zagłodzonych, niewytrenowanych przybłęd – wyśmiał go Jastrzębi Mróz. – No brawo. To zdecydowanie świadczy o twojej waleczności!
Lwia Łapa zamrugał szybko bursztynowymi oczami. Ziemia pod jego łapami nagle stała się jeszcze bardziej lodowata. Czyżby mieli rację? Górskie koty nie były w końcu klanem świetnie wyszkolonych wojowników. Plemię mogłoby je pokonać z pomocą każdego innego kota. Nie potrzebowali najpotężniejszego z nich, by wygrać tę bitwę. A jeżeli przepowiednia rzeczywiście była tylko snem?
– Już nie jesteś taki pewny swego, co? – Tygrysia Gwiazda strzepnął ogonem. – Z pewnością miło jest wierzyć, że jest się najpotężniejszym wojownikiem na świecie, ale gdyby tak było, to czy Ognista Gwiazda naprawdę zaryzykowałby wysyłanie trzech swoich najważniejszych kotów w góry, gdzie mogły zginąć?
Lwia Łapa poczuł w sercu ukłucie ogromnego smutku. Jego umysł ogarnęły wątpliwości. Przywódca klanu nigdy nie wspomniał o przepowiedni. Gdyby naprawdę wierzył, że są wyjątkowi, to chyba rzeczywiście nie chciałby ryzykować. Pewnie trzymałby ich wtedy w bezpiecznym obozie, gdzie mogli dbać o resztę Klanu Pioruna.
Tygrysia Gwiazda nachylił się do Lwiej Łapy tak blisko, że jego oddech poruszył wąsami złocistego ucznia.
– Jeżeli chcesz mieć ogromną moc, możesz ją zdobyć tylko w jeden sposób – syknął. – Trenując. Ćwicz walkę, ciężko pracuj, a pewnego dnia może staniesz się najpotężniejszym kotem w lesie. – Wycofał się o krok, a gdy znów przemówił, jego głos był wyraźnie niższy niż dotychczas. – A teraz powtórz tamten atak. Tylko tym razem nie wyciągaj pazurów! Masz robić to, co ci każę.
Rozdział 4
Sójcza Łapa z trudem wciągnął lepki plaster miodu na szeroki, płaski liść, który rozłożył wcześniej pośrodku legowiska medyczki. Choć owinęli go już liśćmi szczawiu, miód wciąż wydzielał z siebie silny, słodkawy zapach. W obawie, by nie przeniknął on do pozostałych ziół przechowywanych w spiżarni za skalistą szczeliną, Liściasta Sadzawka przyniosła liść dzikiego rabarbaru i poprosiła Sójczą Łapę, by owinął nim plaster, a sama udała się do lasu po kocimiętkę.
Sójcza Łapa ostrożnie pozaginał krawędzie liścia. Miał nadzieję, że lepki miód sklei je chociaż na chwilę, żeby miał czas owiązać paczuszkę włóknami kory.
Raptem zamarł, gdy usłyszał głośny, pełen przerażenia pisk. Któreś z kociąt krzyknęło z bólu. Nadstawiając uszu, Sójcza Łapa rozpoznał żałosne miauczenie Ropuszka. Odwrócił się i pognał do wyjścia z legowiska, ale nim je opuścił, do środka wbiegła Stokrotka. Jej futro pachniało strachem. Gdy przebiegała obok niego, Sójcza Łapa poczuł na pysku kopnięcie małej łapki. Domyślił się, że Stokrotka trzyma Ropuszka za kark.
– Połóż go obok sadzawki – polecił.
– Gonił za pszczołą i wskoczył prosto w pokrzywy! – wydyszała kotka, kładąc kociaka na ziemi.
– Głupia pszczoła! – zawodził maluch.
Sójcza Łapa natychmiast poczuł ulgę. Pokrzywy! Też mi problem! Przez panikę kotki zaczął już myśleć, że Ropuszka zaatakował jakiś lis.
– Ognista Gwiazda już dawno powinien kazać wyrwać te pokrzywy – narzekała Stokrotka. – Wiedziałam, że któregoś dnia będą przez nie kłopoty!
– Pokrzywy nie są trujące. – Sójcza Łapa zaczął obwąchiwać Ropuszka, a wtedy mała łapka uderzyła go w prosto w nos. Kociak kręcił się i wiercił, usiłując polizać poparzone miejsca. – Siedź spokojnie! – mruknął Sójcza Łapa.
– Ale to boli! – poskarżył się maluch.
Jego