malwa, tymianek, kocimiętka, ziarna maku zebrane w zagłębieniu kawałka kory, a tam…
– Zaczyna nam brakować malwy – skomentowała Liściasta Sadzawka. – I nadal uważam, że potrzebujemy więcej kocimiętki. – Pod jej łapą zaskrzypiały świeże liście. – Przyniosłam dzisiaj tyle, ile mogłam unieść, ale w lesie rośnie jej jeszcze dużo. Powinniśmy zebrać ją, dopóki kwitnie, i wysuszyć, żeby mieć zapas na porę nagich drzew.
Suszenie liści na słońcu było najlepszym sposobem na uchronienie ich przed gniciem.
Sójcza Łapa poczuł pod łapą kłującą kupkę tymianku. Był zwietrzały.
– Jak długo go mamy? – zapytał.
Liściasta Sadzawka nachyliła się do ziela, by je powąchać.
– Zapewne zebraliśmy go w zeszłą porę zielonych liści – zauważyła. – Po takim czasie jego działanie musiało się osłabić. Powinniśmy zerwać świeży.
– A mamy jakieś jagody śmierci? – Sójcza Łapa usłyszał, jak Mała Chmura mówił o zabójczych owocach, kiedy ostatnio odwiedzili Księżycową Sadzawkę. Podawano je wyłącznie najbardziej chorym kotom, aby uchronić je przed przedłużającą się agonią. Ich krzak rósł na terytorium Klanu Cienia, ale Mała Chmura zaoferował, że może podzielić się nimi z Liściastą Sadzawką. Medyczka odmówiła. Sójcza Łapa wyczuł, że ten temat wprawia ją w zakłopotanie.
– Nie używamy jagód śmierci – wymamrotała, przeglądając stos liści podbiału. – Medycy z Klanu Cienia zbierają je i uczą swoich uczniów, jak je stosować. – Jej głos zabrzmiał nienaturalnie nisko. Sójcza Łapa miał wrażenie, że nawiedziło ją jakieś mroczne wspomnienie. – Ja jednak cię tego nie nauczę.
Dlaczego nie? – zastanawiał się Sójcza Łapa, zaintrygowany faktem, że mógłby mieć w łapach moc decydowania o życiu i śmierci.
Liściasta Sadzawka wyraźnie nie chciała mieć z tym nic wspólnego.
– Musimy robić wszystko, by pomóc naszym pobratymcom, jednak to Klan Gwiazdy wybiera moment ich śmierci. – Przesunęła stos ziół w stronę Sójczej Łapy. Po zapachu kocur rozpoznał, że to żywokost. – Zrób przegląd tych liści i wyrzuć wszystkie, które zwietrzały.
Sójcza Łapa posłusznie przewracał każdy liść i wąchał je uważnie, spychając na bok te o niewyraźnym lub nieświeżym zapachu. Liściasta Sadzawka pracowała obok niego, drąc liście podbiału na kawałki, które później zwijała w pęczki.
– Odkąd wróciłeś, nie miałam nawet czasu zapytać cię, jak było na wyprawie?
– No… było w porządku. – Sójcza Łapa wzdrygnął się, przypominając sobie przerażający skok nad urwiskiem, kiedy nie miał pojęcia, gdzie wyląduje ani jak wysoko znajduje się nad ziemią.
– A co sądzisz o Plemieniu?
Liściasta Sadzawka poznała Plemię podczas Wielkiej Wędrówki.
– Oni są dziwni. – Sójcza Łapa próbował sobie przypomnieć, co w górskich kotach wydawało mu się najbardziej niezwykłe. – Życie w górach jest ciężkie, więc wyobrażałem sobie, że tamtejsze koty będą twarde. Ale one nie miały pojęcia, jak walczyć z intruzami!
Są jak klan, który przez cały czas przed czymś się ukrywa – dodał w myślach. Żal mu było kotów z Plemienia, kulących się w jaskini za wodospadem i nerwowo wypatrujących niebezpieczeństwa. Nawet ich przodkowie wydali mu się przerażeni.
– Poznałem też Plemię Wiecznych Łowów – dokończył.
Liściasta Sadzawka nie przerwała pracy, jednak podbiał w jej łapach zapachniał mocniej, gdy ich poduszki zadrgały nerwowo.
– Doprawdy? I co o nich myślisz? – miauknęła.
– Są trochę jak Klan Gwiazdy.
Koty z Plemienia Wiecznych Łowów wiedziały, że do nich przyjdę. I wiedziały o przepowiedni! – krzyczał w myślach, lecz nie powiedział tego na głos.
– Nie rozumiem tylko, dlaczego nawet nie próbowali pomóc Plemieniu w walce z intruzami.
– Czasami nasi przodkowie nie są w stanie nam pomóc – westchnęła.
– Ale oni zachowywali się tak, jakby sami się bali!
Sójcza Łapa nie mógł oprzeć się wrażeniu, że koty z Plemienia nie zawsze żyły w górach. Był przekonany, że dawniej mieszkały daleko od porywistych wiatrów i stromych zboczy. I były jednymi z pierwszych kotów, które usłyszały przepowiednię o trójce.
Liściasta Sadzawka przerwała na chwilę swoje zajęcie, a Sójcza Łapa poczuł na sobie jej spojrzenie. Futro medyczki pachniało zaciekawieniem.
– Zdziwiłem się, że Bard jest jednocześnie przywódcą i medykiem – miauknął, żeby nie zaczęła wypytywać go o Plemię Wiecznych Łowów.
– To bardzo duża odpowiedzialność dla jednego kota – zgodziła się medyczka, wracając do zwijania liści. – Tak ogromna wiedza często prowadzi do osamotnienia.
Sójcza Łapa poczuł, że jego serce na chwilę się zatrzymuje. Czy Liściasta Sadzawka ma na myśli przepowiednię? – zastanawiał się. – Czy ona coś wie? Nie, to niemożliwe! Przecież by mu powiedziała! Uspokoił się dopiero, gdy uświadomił sobie, że medyczka nie potrafiłaby przemilczeć tak ważnej rzeczy. Mimo to spróbował poszukać w jej myślach czegoś, co by go o tym upewniło. Usiłując przeniknąć do jej umysłu, jak zwykle natknął się jednak na mglistą barierę. Czuł jedynie, że zaduma pochłania kotkę niczym ciemna chmura. Choć prawdopodobnie nie wiedziała o przepowiedni, zadręczała ją jakaś inna sprawa.
Dlaczego Liściasta Sadzawka ciągle wydawała się taka nieszczęśliwa? Sójcza Łapa zapragnął jakoś ją rozweselić.
– Mogę ci przynieść coś ze sterty zdobyczy?
– Nie. – Medyczka potrząsnęła głową, jakby wyrzucała z niej myśli. – Możesz za to odnieść żywokost z powrotem do spiżarni.
Kiedy Sójcza Łapa przecisnął się przez szczelinę z liśćmi w zębach, usłyszał przy wejściu do legowiska donośny głos.
– Liściasta Sadzawko?
Od razu rozpoznał, że to Obłoczny Ogon.
– Ach, tu jesteś! – Jego głos brzmiał tak, jakby wojownik na widok medyczki poczuł ogromną ulgę.
Sójcza Łapa postanowił pozostać w spiżarni. Pomyślał, że zajmie się zwijaniem żywokostu i pozwoli im porozmawiać na osobności.
– Jesteś ranny? – zatroskała się medyczka.
– Nie. – Biały wojownik niespokojnie krążył po legowisku. – Martwię się o Rozżarzoną Łapę.
Sójcza Łapa natychmiast nadstawił uszu. Dotychczas tylko on i Liściasta Sadzawka wiedzieli, że Rozżarzona Łapa żyła już wcześniej jako medyczka Klanu Pioruna, Rozżarzona Skóra. Po śmierci dostała drugą szansę, by mogła przeżyć życie jako wojowniczka, ponieważ zawsze było to jej marzeniem. Choć nawet sama Rozżarzona Łapa o tym nie wiedziała, czasami mówiła o rzeczach, które mogłaby znać jedynie z doświadczenia. Wspominała stary las, jakby widziała go na własne oczy. Czyżby Obłoczny Ogon zaczął podejrzewać, że jego uczennica jest kimś niezwykłym?
– Czy wszystko z nią w porządku? – Oddech Liściastej Sadzawki przyśpieszył, tak jak jego własny.
Sójcza Łapa zbliżył się do szczeliny.
– Myślisz, że jest gotowa na swoją ocenę? – zapytał pośpiesznie Obłoczny Ogon. – Jestem pewny, że Miodowa Łapa i Makowa Łapa sobie poradzą,