cześć, Thornie – powiedział teraz, siląc się na ton pogodnej niewinności. – Właśnie rozmawialiśmy o tobie.
– Owszem, słyszałem – odparł Thorn. Popatrzył ze zmarszczonymi brwiami na Stefana. – Wiesz, to w ogóle nie przypominało mojego głosu.
– Nie, oczywiście, że nie – przytaknął posłusznie Stefan.
Niestety, w tym samym momencie Jesperowi wyrwało się:
– Przypominało! Brzmiał zupełnie jak ty! – W tej samej chwili zamarł, bo Thorn spojrzał na niego lodowato. Zapadła długa i zdecydowanie nieprzyjemna cisza.
Thorn zwrócił się do trzeciego pasażera wozu, by rozsądził sprawę.
– A co ty powiesz, Edvinie? Czy Stefan dobrze naśladuje tego „starego nudziarza”?
– Yyy… eee… – Edvin zawahał się, nie wiedząc, co będzie właściwą odpowiedzią. Popatrzył szybko na swoich dwóch kolegów, ale nie mógł liczyć na ich pomoc. – Yyy… raczej nie, Thornie. Nie… – odparł z wahaniem. – To nie brzmiało jak ty – dodał pewniej, unikając oskarżycielskich spojrzeń Stefana i Jespera.
– Ale zgadzasz się, że jestem starym nudziarzem? – upewnił się Thorn.
Edvin podskoczył, jakby go coś ugryzło.
– Nie! Ależ skąd! Nic takiego nie powiedziałem!
– Ale też się nie sprzeciwiłeś – zauważył Thorn, a Edvin nie znalazł na to żadnej odpowiedzi. Stary wojownik popatrzył złowieszczo na całą trójkę i powoli potrząsnął głową. – Kiedy dotrzemy na granicę, wy będziecie zajmować się całą brudną robotą podczas budowania platform – zapowiedział. Następnie oddalił się, zostawiając ich przerzucających się szeptanymi oskarżeniami.
– Dlaczego mnie nie ostrzegliście, że on tu jest? – zapytał z goryczą Jesper.
– Zobaczyłem go w ostatniej chwili! – Stefan rzucił gniewne spojrzenie Edvinowi. – Ty musiałeś widzieć, jak podchodzi. Siedziałeś twarzą w jego stronę.
Jednakże Edvin podniósł kłębek czarnej wełny, druty i częściowo skończoną czapkę Czapli.
– Nie patrzyłem – zaprotestował. – Pracowałem nad tą czapką.
– Ty i te twoje przeklęte robótki! – rozzłościł się Stefan. – Może powinieneś sobie znaleźć jakieś bardziej pożyteczne zajęcie, dopóki jedziemy na wozie.
– To twoja czapka – przypomniał chłodno Edvin. Zawsze irytowały go obraźliwe komentarze na temat robienia na drutach. – Już zapomniałeś? Kluf pogryzła twoją czapkę i prosiłeś mnie, żebym zrobił ci nową.
– Aha… – powiedział Stefan, mocno zbity z tropu. Naprawdę trudno było narzekać na robótki Edvina, który właśnie oddawał mu przysługę. Edvin nie kazał płacić swoim kolegom za czapki, które dla nich robił. – Cóż, w takim razie nie ma sprawy.
Thorn, który oddalił się od nich, żeby sprawdzić, co się dzieje w drugim wozie, uśmiechnął się pod nosem, słysząc przyciszoną kłótnię. Kiedy podszedł do wozu, zobaczył, że siedząca w nim Lydia obserwuje go z niemym pytaniem w oczach, przechylając głowę na bok.
– Pilnuję, żeby zawsze byli czujni – oznajmił pogodnie.
Uśmiechnęła się.
– Domyślam się, że Stefan znowu cię naśladował?
Thorn skinął głową.
– Chociaż to w niczym nie przypomina mojego głosu. – Czekał, żeby Lydia się z nim zgodziła, ale ona jedynie uśmiechała się do niego bez słowa. – Naprawdę w niczym! – dodał z żarem.
Lydia tylko skinęła głową, a na jej twarzy zamiast uśmiechu zagościł wyraz niewinności tak bezgranicznej, że nie mogła być szczera.
– Oczywiście, że nie – potwierdziła.
Thorn uznał, że nie będzie drążyć sprawy, i rozejrzał się po wnętrzu wozu, w którym siedzieli wygodnie także Ingvar, Ulf i Wulf. Kluf leżała na boku i opierała kudłaty łeb na kolanie Lydii. Na powitanie Thorna zabębniła krótko ogonem o deski. W wozie było więcej miejsca, ponieważ transportował tylko części do obu zadymiarzy.
– Wszystko tu w porządku? – zapytał Thorn, ponieważ uznał, że najbezpieczniej będzie zmienić temat.
Lydia skinęła głową, a pozostali mruknęli potwierdzająco.
– Jest aż za przyjemnie – powiedziała. Była z natury poważna i miała skłonności nie dowierzać niczemu, co było zbyt wygodne. – Chętnie bym wysiadła i rozprostowała trochę nogi.
Thorn machnął zapraszająco ręką.
– Proszę, nie krępuj się.
Jednakże Lydia poklepała wielki łeb Kluf.
– Nie chcę jej budzić. Jest taka szczęśliwa.
Kluf poczuła jej dotyk, wygięła grzbiet i wyciągnęła rozkosznie wszystkie cztery łapy z pomrukiem zadowolenia.
Thorn pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Domyślam się, że nie chcesz jej budzić. – Popatrzył na słońce, które pojawiło się teraz na wąskim pasku nieba widocznym z wąwozu. – Tak czy inaczej za jakieś pół godziny zatrzymamy się na południowy posiłek – oznajmił. – Do tego czasu możesz jej pozwolić pospać.
Odwrócił się i pomaszerował na przód niewielkiej kolumny. Kiedy mijał pierwszy wóz, ponownie skrzywił się ponuro i spojrzał ostrzegawczo na jego pasażerów.
Nie robili wprawdzie nic złego, ale – tak jak powiedział Lydii – uważał, że zawsze powinni mieć się na baczności.
Jesper i Stefan patrzyli za nim i czekali, aż znajdzie się poza zasięgiem słuchu.
– Zawsze mam wrażenie, że on wie, o czym myślę – odezwał się cicho Jesper.
– Wiem! – zawołał Thorn przez ramię, a potem przyspieszył kroku, żeby dogonić Stiga i Hala, jadących konno na czele grupy.
Minęło kilka minut, zanim Jesper, który rzadko kiedy potrafił usiedzieć spokojnie w miejscu dłużej niż parę chwil, szturchnął łokciem Stefana.
– Spróbuj jeszcze raz – poprosił.
Stefan potrząsnął tylko głową.
– Oszalałeś? On mnie usłyszy. Ma uszy jak sokół.
– Czy sokoły mają uszy? – zainteresował się Edvin.
Stefan wydął wargi z irytacją.
– W takim razie ma uszy z tyłu głowy! – poprawił się, a pozostali dwaj popatrzyli na niego zaskoczeni, aż sam zauważył, jak absurdalne było to zdanie. – Wiecie, o co mi chodzi!
Jesper postanowił zmienić temat.
– Nie musisz naśladować akurat jego. Albo kogokolwiek innego. Możesz udawać jakieś zwierzę.
Stefan zastanowił się nad tym.
– Jakie na przykład?
– Pamiętasz, jak uczestniczyliśmy w zawodach? Udawałeś wtedy niedźwiedzia.
Stefan uśmiechnął się na to wspomnienie.
– Prawda, a Ingvar biegał wkoło i szeleścił w krzakach, żeby ludzie myśleli, że naprawdę jest tam niedźwiedź.
– Zrób to jeszcze raz! – namawiał Jesper.
Stefan namyślał się przez chwilę, a potem pochylił głowę i złożył dłonie przy ustach. Po kilku sekundach rozległo