durniu! – krzyknął Edvin. Odepchnął stos desek, które na nim wylądowały, i podniósł się na nogi. Stefan, zaskoczony i mocno skruszony, wstał, pocierając siniak na czole w miejscu, gdzie trafiła go jedna z cięższych belek.
Kilka sekund później słowa Edvina powtórzył Thorn, który rozglądał się po okolicy, odwrócony plecami, gdy usłyszał za sobą kwik przerażonego konia, a potem łoskot przewracającego się wozu.
– Kompletny dureń! – podsumował. Wskazał leżący na boku wóz i rozsypane deski. – Wy trzej, pozbieracie to i załadujecie z powrotem na wóz – polecił. – A my przez ten czas zjemy obiad.
– Ale ja nie miałem z tym nic wspólnego! – zaprotestował Edvin. Skulił się, gdy Thorn rzucił mu gniewne spojrzenie.
– W takim razie ty będziesz gotował obiad – zdecydował stary wojownik.
Przenocowali w wąwozie, a następnego dnia przed południem dotarli do fortu.
W miarę jak się do niego zbliżali, przesmyk stawał się coraz węższy, aż w końcu odległość między ścianami wynosiła niespełna dwadzieścia metrów. W najwęższym miejscu, gdzie został wzniesiony fort, urwiska po obu stronach pięły się niemal pionowo – nawet człowiekowi byłoby trudno je pokonać, a dla koni stanowiły przeszkodę nie do przebycia.
Konstrukcja Fortu Ragnak była bardzo prosta. Dwie drewniane palisady o wysokości czterech metrów i oddalone od siebie o dwadzieścia pięć metrów przecinały w poprzek przesmyk. Były zrobione z potężnych, wkopanych w ziemię bali i stanowiły zewnętrzną fortyfikację. W każdej z nich znajdowała się dodatkowo wzmocniona brama. Pozostałe dwie ściany tworzyły skały po bokach przesmyku.
W środku, dookoła całego fortu, biegło podwyższone przejście, z którego garnizon mógł odpierać atak napastników próbujących wedrzeć się na mury lub chcących wyłamać bramę taranem. Po północno-wschodniej stronie, w odległości kilku metrów, zrobiono rów mający dodatkowo utrudnić zadanie wrogom. Aby użyć tarana, musieliby najpierw zakopać ten rów, wystawieni na strzały łuczników, którzy strzegli zrobionej z bali przegrody.
Brama południowo-zachodnia, prowadząca na stronę skandyjską, miała podobną budowę, jednak nie znajdowała się – jak można by oczekiwać – dokładnie naprzeciwko bramy północno-wschodniej.
Gdyby atakującym udało się dostać do środka przez pierwszą bramę, stanęliby naprzeciwko ślepej ściany. Druga brama została umieszczona na wschodnim końcu palisady i skonstruowana w taki sposób, by wtapiać się w otaczające ją bale. Ta asymetria wydawała się mało istotnym szczegółem, ale mogła na moment zmylić napastników, którzy musieliby znaleźć drogę na zewnątrz, uwięzieni we wnętrzu fortu i wystawieni na strzały, włócznie i kamienie sypiące się z przejść po bokach.
Pod przejściami, pod zachodnią skalną ścianą, w parterowych budynkach znajdowały się baraki mieszkalne i jadalnia przeznaczone dla wojowników strzegących fortu. Erak uznał, że skoro jego ludzie mają przebywać na posterunku tak wysoko w górach, w śniegu i wietrze, powinni mieć zapewnione takie wygody, jakie tylko były możliwe.
Pod drugą ścianą wznosiły się dalsze budynki – stajnie, magazyny, a także warsztaty kowala i płatnerza.
Wszystkie te szczegóły nie były początkowo widoczne dla zbliżających się Czapli – chociaż Hal wiedział o nich, uprzedzony przez Eraka – ale od razu zauważyli jedną cechę charakterystyczną fortu.
Skośny, pokryty drewnianymi gontami dach, wysunięty nad północno-wschodnią ścianę, osłaniał od środka zarówno przejście, jak i wnętrze fortu. Został on dodany do pierwotnej budowli po ostatniej inwazji Temudżeinów na terytorium Skandii. Wcześniej ściany i przejścia były osłonięte tylko płóciennymi daszkami, chroniącymi przed kaprysami pogody. Ten słaby punkt w obronie fortu został wykorzystany, gdy temudżeińscy łucznicy zsiedli z koni i wspięli się na urwiska w głębi przesmyku, a potem zasypali bezbronny garnizon deszczem strzał. Skandianie stracili w ten sposób większość swoich ludzi, a pozostali obrońcy nie wystarczyli, by powstrzymać szturm na mury. Jeźdźcy ze Wschodu wdarli się do środka, wymordowali resztę garnizonu i całymi setkami przekroczyli granicę. Skośny dach miał zabezpieczyć przed podobnym atakiem.
Brama uchyliła się, gdy niewielka karawana znalazła się bliżej. Hal widział twarze wyglądające znad palisady i przyglądające im się z ciekawością. Domyślał się, że poza zimną i ponurą pogodą to właśnie izolacja stanowiła jedno z największych wyzwań. Monotonia była poważnym problemem przede wszystkim dlatego, że mogła stępić czujność garnizonu. Życie tutaj biegło jednostajną sekwencją dni, które nie różniły się niczym poza pogodą. Potem jednak, gdy strażnicy najmniej się tego spodziewali, Temudżeini mogli zrobić nieoczekiwany wypad, by sprawdzić ich gotowość obronną, a wtedy nudę zastąpiłby przypływ adrenaliny i strachu.
Ponieważ Hal obserwował fort, jego koń skorzystał z okazji, by się zatrzymać, opuścić łeb i pogrzebać kopytem w śniegu w poszukiwaniu czegoś, co dałoby się zerwać i pogryźć. Jako że Jake się zatrzymał, Barney zrobił to samo. Hal szturchnął wierzchowca piętami i skłonił go, by ruszył dalej przez otwartą bramę. Czuł, że wszyscy obserwują nowych przybyszy, którzy zatrzymali się na otwartej przestrzeni we wnętrzu fortu. Rozejrzał się i zobaczył wysokiego, siwego mężczyznę, który schodził właśnie po drabinie z przejścia po stronie południowej. Hal rozpoznał w nim jednego ze skirli i przywódców drużyn, Leksa Szczudłonogiego, więc uniósł dłoń w geście powitania.
– Leks! – zawołał. – Dobrze cię widzieć.
Leks zbliżył się, by uścisnąć mu rękę.
– Ciebie także – odpowiedział, a potem spojrzał na dwa wozy, na których rozpierały się wygodnie Czaple. – Widzę, że przywiozłeś ze sobą swoją drużynę. Macie nas zmienić?
To ostatnie pytanie zadał, marszcząc brwi z zaskoczenia. Zazwyczaj drużyna liczyła trzydziestu mężczyzn. Leks wiedział, że drużyna Czapli, mająca znacznie mniejszy okręt, składa się z dziesięciu osób, co nie wystarczyłoby do obrony przejścia przez góry.
Hal pokręcił głową.
– Nie, musicie czekać na regularną zmianę. Czyli… Chyba jeszcze osiem dni, prawda?
Leks przytaknął.
– Owszem. Mają nas zmienić Villi Białobrody wraz z drużyną z „Wilczej Łapy”. Co w takim razie wy tutaj robicie?
Hal zeskoczył z konia, a Stig poszedł w jego ślady. Młody skirl przeciągnął się i przeszedł kilka kroków, by rozprostować nogi zesztywniałe po kilku godzinach jazdy.
– Erak chciał, żebyśmy rzucili okiem na umocnienia obronne. – Wskazał dwa wozy, czekające teraz na dziedzińcu fortu. – Przywieźliśmy także nową broń.
Leks uśmiechnął się.
– Bardzo mnie to cieszy. – Skinął na powitanie głową towarzyszom Hala. – Stigu, Thornie, witamy w Forcie Ragnak – oznajmił. Użył oficjalnej nazwy fortu, upamiętniającej poprzednika Eraka. Ragnak stał na czele Skandian podczas poprzedniej inwazji Temudżeinów i zginął w samobójczym ataku na jeźdźców ze Wschodu, ratując życie aralueńskiej księżniczki, która pomagała w obronie Hallasholm. Paradoksalnie sam zamierzał stracić tę dziewczynę zaraz po bitwie.
– Śliczne miejsce tu macie! – Thorn uśmiechnął się, przyglądając się ponurym kamiennym ścianom.