skrzywdzić. Usiądźmy, a ty powiesz mi, o co chodzi.
Młody policjant opadł, opierając się o ścianę. Mówił coś o widzeniu przez dziurkę, ale jego mowa była tak bełkotliwa, że Ryan nic z tego nie rozumiał.
Gabe nie spuszczał wzroku z Pete’a. Ryan nie miał pojęcia, co zamierzał, ale ufał mu. Policjant uklęknął przy Pecie i w jednym momencie przewrócił go i zakuł w kajdanki.
Wtedy Ryan odebrał mu broń.
– Przepraszam, że ci to robię, Pete – mówił uspokajająco Gabe. – Obiecuję, że jesteś bezpieczny. Próbuję tylko chronić panie.
– Ryan, zadzwoń po wsparcie.
Nie czekał na wyjaśnienie. Wykręcił numer do dyspozytora i zgłosił się.
Pete jęczał z podłogi.
– Proszę pani – powiedział Gabe do Megyn spokojnym głosem.
– Tak? – Jej głos się trząsł, ale podeszła do niego ostrożnie.
– Wydaje mi się, że temu oficerowi podano jakieś środki. Będzie potrzebował pomocy medycznej.
Skinęła głową.
– Teraz – powiedział Gabe ponaglającym tonem.
Megyn rzuciła się do telefonu. Słyszał, jak mówiła coś, co odbijało się echem w głośnikach w korytarzu. Miał nadzieję, że wzywała pomoc.
– Co się stało? – Głos Leigh dobiegł ze znacznie mniejszej odległości, niż powinien.
Ryan odwrócił się i zobaczył, że stała tuż przy nim. Rurka kroplówki zwisała z jej ręki.
– Co robisz? Musisz wrócić do łóżka. Dopiero co miałaś operację.
Zignorowała go i uklękła przy Pecie. Musiała odczuwać ból, bo jęknęła, kiedy dotknęła kolanem podłogi.
– Pete? Hej, Pete?
Sprawdziła jego oczy i jej twarz się rozjaśniła.
– Widzi jakby przez dziurkę? – skierowała pytanie do Gabe’a.
– Może. Chyba jest pod wpływem narkotyków czy czegoś takiego.
– Musimy go posadzić. Szybko – poleciła. Wręcz rozkazała.
Ryan rzucił się, by pomóc Gabe’owi usadowić Pete’a przy ścianie, równocześnie obserwując korytarz.
– Możesz zdjąć mu kajdanki, Gabe – powiedziała Leigh.
Czyli mówili sobie po imieniu.
– Nie jest dla nikogo niebezpieczny.
Ryan nie był pewny, czy miała rację, ale jego kolega znał się na narkotykach. Pomógł przytrzymać Pete’a, a wtedy Gabe zdjął kajdanki.
– Dziękuję. To ułatwi pracę zespołowi – kontynuowała Leigh.
Kiedy tylko puszczali Pete’a, ześlizgiwał się w dół albo przetaczał się z jednej strony na drugą. Jego wzrok nie mógł się na niczym skupić.
Leigh trzymała rękę na jego nadgarstku.
– Ma bardzo przyspieszony puls – stwierdziła.
Ryan i Gabe odskoczyli, bo Pete zwymiotował. Trochę wymiocin trafiło na Leigh. Nie wzdrygnęła się. Chyba przewidziała taką reakcję organizmu i dlatego chciała, by siedział – żeby się nie zadławił.
– Możecie zebrać trochę tego jako dowód – poleciła. Nawet jeśli się brzydziła, nie pokazała tego. – Megyn, możesz przynieść miskę?
Jakieś poruszenie zwróciło uwagę Ryana ku windom. Lekarze i pielęgniarki zbliżali się w ich kierunku.
– Leigh, musisz iść do swojej sali – stwierdził Ryan.
– Za moment – odparła. – Muszę to zaraportować.
– Leigh Weston. – Lekarz, który podszedł do nich pierwszy, nie wyglądał na zadowolonego. – Co pani robi poza łóżkiem?
– Doktorze Sloan, ten policjant pilnował mojej sali przez całe popołudnie. Nie mam pojęcia, jak do tego doszło, ale wykazuje symptomy podania ketaminy.
Lekarz nie był już zły.
– Od jak dawna?
– Mniej niż pięć minut temu Megyn zauważyła podejrzane zachowanie, potem zwymiotował i popadł w katatonię.
– Szybko – mruknął Gabe pod nosem.
Lekarz zaczął wykrzykiwać polecenia i w przeciągu minuty Pete znalazł się na noszach i zawieziono go w głąb korytarza. Kiedy skręcali, lekarz oglądnął się do tyłu.
– Niech pani wraca do łóżka – nakazał.
– Dobrze, doktorze.
– Wszystko w porządku? – spytał Ryan Leigh.
Jej spojrzenie mogłoby topić stal.
– Tak. – Z trudem przełknęła ślinę.
Z windy wysiadło dwóch policjantów. Ryan skierował ich na prawo i lewo.
– Zajmijcie obydwa końce korytarza – polecił im. Popatrzył na Gabe’a. – Mam co do tego złe przeczucia.
– Ja też. – Gabe podniósł z podłogi małe pudełko i podał mu.
Megyn oparła się o ścianę. Drżącą ręką odgarnęła włosy z twarzy.
– To dlatego nie pracuję na oddziale ratunkowym – powiedziała. – Zaczął bełkotać. Nie miało to najmniejszego sensu. A potem wyglądało to tak, jakby nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł… tuż przede mną. Jest taki młody. Co się mogło z nim stać?
Gabe podszedł do niej i oparł się o ścianę przy niej.
– Nie jestem pewny – odparł. – Ale muszę zadać pani kilka pytań. Przepraszam, ale może to nam pomóc się dowiedzieć.
Z trudem przełknęła ślinę. Na jej twarzy pojawił się wyraz determinacji.
– Nie, niech pan nie przeprasza. Jestem twardsza, niż wyglądam. Odpowiem na wszystkie pana pytania, jeśli zada mi je pan, gdy będę pomagać mojej pacjentce wrócić do łóżka.
Dzięki Bogu.
Gabe uśmiechnął się do niej zachęcająco, kiedy wchodzili do sali Leigh.
– Widziała pani dziś kogoś, kogo się tu pani nie spodziewała? – spytał.
Ryan docenił to, że kobieta nie spieszyła się z odpowiedzią.
Przygryzła wargę i potrząsnęła głową.
– Nie wiem. Jesteśmy tak zajęci. Ludzie z całego szpitala pracują dziś w miejscach innych niż zazwyczaj. Asystentki pielęgniarek mają nadmiar obowiązków. Jest niedobór pracowników roznoszących posiłki. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy był tu ktoś, kto nie powinien.
Leigh oparła się o łóżko.
– O, nie. – Jej głos był oschły.
– Co się dzieje? Coś cię boli? Powinnaś się położyć.
Ryan wziął ją za rękę, ale ona nie dała się poprowadzić.
– Nie, jedzenie.
– Jedzenie? Kto by się przejmował jedzeniem?
– Moje jedzenie. To miałam być ja – powiedziała przerażona.
– O czym mówisz?
– Dałam Pete’owi moją galaretkę.
– Co?
– Galaretkę, z mojej