Lynn H. Blackburn

Pod powierzchnią


Скачать книгу

zapewnili mu nikogo, kto zajmowałby się nim na stałe. A nie było ich stać na dom opieki.

      Przejechała palcem po krawędzi kubka.

      Nie pospieszał jej.

      – Pewnego ranka znalazł się w garażu piętrowym przy szpitalu. Z bronią. Powiedział mi, że mam z nim jechać.

      Popatrzyła na Ryana.

      – Musisz wiedzieć, że pod względem postury nie stanowił poważnego zagrożenia. W tamtej chwili prawdopodobnie ważył mniej niż pięćdziesiąt kilo. Był wątły i słaby. Łatwo mogłam mu uciec, ale naprawdę się bałam, że mnie zastrzeli.

      – Jak się to skończyło?

      Wzruszyła ramionami.

      – Och… to było wielkie zamieszanie. Zmieniały się wówczas dyżury. W garażu było mnóstwo ludzi. Nie potrwało długo, zanim pojawiła się ochrona, policja była w drodze, a dokoła nas stało blisko pięćdziesięciu lekarzy i pielęgniarek. Wielu z nich znało sytuację. Dałam radę przekonać go, aby oddał broń jednemu z rezydentów, którego znał. Potem złapali go ochroniarze. Trzymali go, aż przyjechała policja. To był ostatni raz, kiedy widziałam tego człowieka.

      Westchnęła przeciągle.

      – Zmarł kilka miesięcy temu. Przynajmniej przez ostatni miesiąc był przykuty do łóżka. Od dłuższego czasu nie stanowił wobec mnie zagrożenia. On nie jest sprawcą dzisiejszego wypadku.

      Jej argumenty wydawały się sensowne. Było raczej niemożliwe, żeby to jej prześladowca był odpowiedzialny za obecną sytuację. Ryan chciał jednak sprawdzić akt zgonu i samodzielnie to potwierdzić. Ale jeśli to nie prześladowca Leigh, to kto?

      – Czy możesz pomyśleć o kimkolwiek, kto mógłby w ogóle rozważać skrzywdzenie ciebie? Jacyś pacjenci z oddziału ratunkowego, którzy mają ci coś do zarzucenia?

      Oparła plecy o poduszkę i zamknęła oczy.

      – Nikt nie przychodzi mi do głowy – stwierdziła ze zmęczeniem w głosie. – Pracuję na nocną zmianę. Trafiają do nas wszyscy – od niemowląt po facetów, którzy potrzebują szwów po bójce w barze. Mamy przedawkowania, wypadki samochodowe i ofiary przemocy domowej. Dlatego właśnie wybrałam medycynę ratunkową, kiedy się tu przeprowadzałam. Chciałam przerwy od zaangażowania w życie moich pacjentów. Teraz ludzie przychodzą i odchodzą. Trafia do mnie maluch z wysoką gorączką, którego matka panikuje, albo osoba starsza, która ma problem z oddychaniem w nocy i przywożą ją dzieci. Nie mam nawet za wiele do czynienia z urazami, chyba że jest jakieś nasilenie. I o ile to nie są „stali klienci”, nigdy więcej ich nie widzę.

      Ryan próbował nie okazać frustracji. Jak ma się dowiedzieć, kto to zrobił, jeśli nie ma żadnych poszlak ani motywu? I jak to możliwe, że w przeciągu dwudziestu czterech godzin trafiają mu się dwa śledztwa, w których absolutnie nic nie wiadomo?

      Kiedy czekał na Leigh, aż będzie gotowa na sali pooperacyjnej, spędził trochę czasu na oddziale ratunkowym. Wszyscy, z którymi rozmawiał, mieli do powiedzenia to samo: „Leigh Weston to wymarzony współpracownik. Jest niesamowita wobec pacjentów. Dogaduje się z lekarzami. Każda pielęgniarka chce brać z nią dyżury. Jest dobra wobec dzieci, starszych i wszystkich innych”. Jak ktoś mógł chcieć zabić osobę tak powszechnie lubianą? I jak to możliwe, że stałoby się to dwukrotnie w ciągu roku?

      – Muszę zadać ci jeszcze jedno pytanie – powiedział. – Potem obiecuję, że dam ci spokój. – Na chwilę. – Czy policja była w stu procentach pewna, że te kwiaty, kartki i liściki były od tego właśnie pacjenta?

      Leigh wykrzywiła twarz, nie rozumiejąc, o czym mówi.

      – Nie nadążam.

      – Spotykałaś tego pacjenta w Durham. Przychodził do ciebie, dzwonił, konfrontował się z tobą w miejscach publicznych. To był na pewno on. Ale co z innymi rzeczami? Prezentami, kwiatami i kartkami. Czy ktoś kiedykolwiek potwierdził, że pochodziły od niego?

      – Kto jeszcze mógłby je wysyłać?

      – Czy tamten człowiek zaprzeczył, że je wysyłał?

      – Tak, ale zaprzeczył również, że przyszedł pod mój dom o drugiej w nocy. Był wówczas niestabilny emocjonalnie.

      Ryan szybko zapisał coś w telefonie.

      – Myślisz, że był ktoś jeszcze?

      – Nie mam pojęcia. Ale chciałbym zobaczyć dowody, że to tamten człowiek wysłał te wszystkie rzeczy. Jakieś rachunki z kart kredytowych, zapisy z monitoringu, że to on to przynosił, cokolwiek. Bo bez tego, patrząc na ostatnie wydarzenia, zastanawiam się, czy to możliwe, że miałaś nie jednego prześladowcę, ale dwóch. I jeden z nich nadal żyje.

      6

      – Czy to z tego powodu postawiliście policjanta przy moich drzwiach? Myślicie, że ktoś mnie szuka? – Urywki wspomnień zaczęły się łączyć w całość. Oficer w pokoju pooperacyjnym nie znalazł się tam, żeby ją aresztować. Był tam, by ją chronić. Ale przed kim?

      Ryan się zaczerwienił.

      – Nie nakazałem tego. To polecenie szeryfa. Wydał je zaraz po tym, jak dostał telefon od pana Cooka.

      – Pana Cooka? – Znalazł się przy niej po wypadku. Jego głos nie zdradził, że martwił się czymkolwiek innym niż tylko nią.

      – Kiedy z tobą rozmawiał, zauważył, że przewód hamulcowy był przecięty. Przydzielono mi twoją sprawę i będziesz miała wokół siebie zwiększoną liczbę funkcjonariuszy policji, zanim tego nie zgłębimy.

      Była winna panu Cookowi talerz ciasteczek. I serdeczny uścisk. Ale dlaczego to Ryan został przydzielony do takiej sprawy? Nie powinna go odciągać od morderstwa, nad którym już pracował.

      – Jesteś zatrudniony w wydziale zabójstw, Ryan. Wydaje mi się, że to dochodzenie nie powinno przypaść tobie. Poza tym jesteś w trakcie poważnego śledztwa.

      Spuścił głowę i cicho, ale stanowczo odrzekł:

      – Pracuję też nad usiłowaniami zabójstw.

      Ciężar jego słów wycisnął powietrze z jej płuc.

      Usiłowanie zabójstwa. Czy policja w ten sposób to określa? Naprawdę, Boże? Czy planujesz, że umrę jakąś okropną śmiercią? Barry mnie nie dopadł, więc znalazłeś kogoś innego, żeby mnie prześladował?

      Ryan przechadzał się po pomieszczeniu.

      – Jeśli chcesz, żebym przydzielił do tej sprawy kogoś innego, mogę się o to postarać.

      O czym on mówił? Dlaczego był cały czerwony?

      – Ale to ja jestem dyżurnym detektywem – powiedział. – Więc tak czy inaczej, to śledztwo przypadłoby mnie. A kapitan uznał, że tak będzie łatwiej dla ciebie. Ponieważ się znamy.

      Leigh nie zamierzała dalej zastanawiać się nad jego słowami.

      – Czy coś mnie ominęło?

      – Co?

      – Nie nadążam za tobą. Czy powiedziałam coś, co sprawia, że myślisz, że nie chcę, abyś pracował nad tą sprawą? – To możliwe. Kombinacja znieczulenia i środków przeciwbólowych powodowała, że powieki zaczynały się jej zamykać.

      – Wspomniałaś coś o tym, że pracuję przy tym innym morderstwie. Myślałem, że chodziło ci o to, że nie będę mieć czasu na tę sprawę.

      Leigh nadal nie rozumiała.

      – Tak. To znaczy, czy nie jesteś w związku z tym za bardzo zajęty? Wydawałoby się, że to ważniejsze niż niańczenie mnie i prześladowcy numer dwa.

      Ryan