Lynn H. Blackburn

Pod powierzchnią


Скачать книгу

nadopiekuńcze podejście. W dniu, kiedy grupa młodzieżowa z parafii wybierała się tam autokarami, kazali Kirkowi i Ryanowi obiecać, że będą się trzymać blisko Leigh i jej koleżanki, Shelly. Kirk był wściekły. Patrząc z perspektywy czasu, Ryanowi to chyba jednak nie przeszkadzało.

      Mężczyzna położył dłonie na oparciu łóżka od strony nóg.

      – Leigh Weston, nigdy nie byłaś irytującą młodszą siostrą.

      Ojej… Takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Wpatrywała się w niego, a on odwzajemnił spojrzenie. Moment. Czy powiedział to, co ona myśli, że powiedział?

      Zabrzęczał jego telefon. Ryan powoli przymknął powieki i wziął głęboki wdech przez nos. Kiedy otworzył oczy, uśmiechnął się z wysiłkiem.

      – Muszę to odebrać.

      – Jasne – odparła. Starała się, żeby zabrzmiało to nonszalancko, ale słowa zabrzmiały oschle.

      – Słucham. Parker – powiedział, wychodząc na korytarz.

      Pozostała sama. Co się właśnie stało? Czy on…? Nie, to niemożliwe. Miał pewnie na myśli, że nie jest irytująca. Może dopatrywała się w jego słowach czegoś więcej, niż powinna. Potrzebowała wziąć się w garść. Mogła wszystko zwalić na wypadek. Szkoda, że powiedzieli, iż nie miała wstrząśnienia mózgu.

      Drzwi się otworzyły, więc Leigh przybrała uśmiech na twarz… wobec wysokiej kobiety w średnim wieku i postawnego policjanta o twarzy dziecka, do którego pokaźnej postury świetnie pasowałby strój zawodnika futbolu.

      Oficer skinął do niej głową i pozostał przy drzwiach. Kobieta miała zajęte ręce.

      – To dla pani.

      Leigh przyglądnęła się jej uważnie. Wyglądała znajomo, ale plakietka z imieniem była odwrócona i nie dało się jej odczytać.

      Położyła tacę na blacie stolika, który następnie umieściła w poprzek łóżka.

      – Nie powiem zbyt wiele o bulionie, ale galaretka jest całkiem smaczna. – Na jej twarzy malowało się współczucie.

      – Czy wydałaby mnie pani, gdybym zamówiła pizzę? – spytała Leigh, żartując jedynie częściowo.

      – Tylko wtedy, jeśli mnie pani nie będzie częstować – odparła, mrugając. – Ale niech się pani nie martwi, ma pani dziś świetną pielęgniarkę. Nie będzie się czepiać.

      – Dobrze wiedzieć. A muszę na kogoś uważać? – spytała Leigh.

      – Och, tak – odpowiedziała kobieta. – Jeśli trafi się pani Tiffany, wpadła pani po uszy. Jest w trakcie koszmarnego rozwodu i uważa, że każdy pacjent jest lekomanem, choć wie, że ludzie po operacji naprawdę odczuwają ból. Jednak wszyscy inni są w porządku.

      – Dziękuję za ostrzeżenie – powiedziała Leigh.

      – Nie ma sprawy. Smacznego – odrzekła kobieta i wyszła.

      Policjant ponownie skinął głową, po czym wyszedł za nią.

      Leigh spojrzała na żałosne jedzenie na tacy. Kubek herbaty, która była tak słodka, że przywabiłaby wszystkie pszczoły w całym stanie, bulion, plastikowy pojemniczek z jaskrawożółtą galaretką… Nie. Nie da rady. Odsunęła tacę na bok. Zaburczało jej w brzuchu. Może namówiłaby Ryana, żeby poszedł do Pancake Hut i zamówił jej jajecznicę i tosty.

      Ryan. Na myśl o nim jej żołądek zareagował inaczej. Oparła głowę na poduszce, po czym zamknęła oczy. Miała problemy. Prawdziwe problemy. Zamartwianie się nim było stratą czasu i energii. Próbowała usunąć go ze swoich myśli, ale kiedy zasypiała, to jego obraz unosił się przed jej zamkniętymi powiekami.

      Jego głos – zachrypnięty szept przywołał ją z powrotem do świadomości.

      – Nie będę. Nie będę – powiedział. – Wiem.

      Leżała nieruchomo i miała nadal zamknięte oczy.

      – Do zobaczenia później… Tak… Dobrze… Też cię kocham.

      Te słowa ją zakłuły. Ale była idiotką. Na pewno kogoś miał. Dlaczego miałoby być inaczej? Tylko ona była kimś, kto na to nie zasługiwał.

      Przeciągnęła się popisowo.

      – Cześć – powiedział. – Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.

      – Hmmm? – odparła.

      Czy brak odpowiedzi byłby kłamstwem? Możliwe.

      Stał tak blisko.

      – Nie tknęłaś w ogóle tego jedzenia, które jest na tacy.

      Nie widziała sensu usprawiedliwiania się.

      – Nie dziwię ci się. Ale musisz jeść. – Pomachał w powietrzu telefonem. – Rebecca jest przekonana, że kiedyś się zagłodzę. Obiecałem jej, że będę jadł. Może mógłbym coś ci przynieść?

      Jego siostra? Jakimś sposobem wszystko na tej sali wydało się jaśniejsze. Dlaczego czuła ulgę? Może dlatego, że była głodna i chciała zjeść coś przyzwoitego.

      – Rozmawiałem z doktorem Price’em – oznajmił. – Powiedziałem mu, że nie chcesz tego jeść. On stwierdził, że możesz jeść wszystko, co tylko uznasz, że dasz radę. Zasugerował zupę albo jajka, albo zupę z lanym ciastem, albo ryż. Nie wiem. – Skrzywił się w poczuciu frustracji. – Nie pomógł mi w tym jakoś szczególnie.

      – Uzyskanie jego zezwolenia to wystarczająca pomoc. Myślę, że zaczęłabym od krakersów. Potem może jajecznica i tosty. Niedaleko stąd jest Pancake Hut…

      – Uwielbiam to miejsce – odparł.

      – Ja też.

      – Zawsze zamawiam „Zlew kuchenny”.

      – Naprawdę?

      Zestaw „Zlew kuchenny” składał się z trzech placków, dwóch jaj sadzonych, bekonu i kaszy kukurydzianej. Placki były wielkości małych latających spodków.

      – Oczywiście. Co innego mógłbym zamówić? A ty co zwykle tam jadasz? Powiedz mi tylko, że nie omlet z białek. Ani owsiankę. Proszę, tylko nie owsiankę.

      Próbowała pohamować śmiech na widok jego przerażonej miny.

      – Co ci się nie podoba w owsiance?

      – Nic – odrzekł. – Ale nie chodzi się do Pancake Hut na owsiankę. Takie coś możesz sobie zjeść w domu. Jeśli mi powiesz, że zwykle zamawiasz tam owsiankę, nie wiem, czy to zniosę.

      Uśmiechnęła się.

      – Kiedy nie zamawiam owsianki…

      Twarz Ryana wyrażała udawaną desperację.

      – Zamawiam „Szufladę z zapasami”.

      Odrzucił głowę w tył i zaśmiał się. To był ten śmiech, który pamiętała.

      – „Szuflada z zapasami”. Nieźle.

      Był to olbrzymi omlet z wszelkimi możliwymi do wyobrażenia warzywami, serwowany z plackiem. Mężczyzna spojrzał na nią z wyraźną aprobatą.

      – Umówmy się. Załatwię dla ciebie na dzisiaj jajecznicę, kaszę kukurydzianą i tosty. A jak tylko będziesz się czuła na siłach, zaproszę cię na „Szufladę z zapasami”.

      Czy musiał? Nie. Po prostu był miły. Powinna pamiętać, że troszczył się o nią jak brat.

      – Mówisz to tak, żeby zabrzmiało szarmancko, ale myślę, że to proponujesz, bo po prostu sam to chcesz zjeść. – Podniosła w górę dwa palce. – Dwa razy.

      Zwiesił