Ker Dukey

Skradzione laleczki


Скачать книгу

z ziemi potłuczoną porcelanę, po czym prostuje plecy, ciągnąć moją siostrę za sobą. Kiedy staje prosto, czubkiem głowy niemal dotyka zwisającej z sufitu żarówki. Macy próbuje ustać na czubkach palców. Plisowana sukienka, w którą ją ubrał, kołysze się wraz z każdym ruchem.

      Jej włosy opadły na ramiona i w końcu widzę jej twarz. Do moich oczu natychmiast napływają łzy. Macy tak bardzo się zmieniła… a zarazem pozostała taka sama. Moje serce cieszy się, że znowu ją widzę, ale dusza krzyczy z rozpaczy.

      Powinna być przy mnie bezpieczna… Zawiodłam.

      – Przeproś ją! – wrzeszczy Benny. Całe jego ciało aż dygocze ze złości. – Zapłacz nad zepsutą lalką!

      Kiedy Macy nie reaguje, potwór unosi rękę. Z początku sądzę, że chce ją uderzyć. Wstrzymuję oddech, czekając na nieuniknione…

      Ale on robi coś gorszego. Powoli, niemal delikatnie.

      Ściska w dłoni kawałek pękniętej porcelany i pewnym ruchem przysuwa go do oka siostry. Precyzyjnie wbija go prosto w kanalik łzowy.

      Wrzeszczę, przepełniona goryczą, widząc krew powoli spływającą po porcelanie. Potwór przesuwa odłamek w dół, wzdłuż nosa swojej żywej lalki. Przecina skórę, z której natychmiast wypływa szkarłatna krew. Macy otwiera usta, ale nie wydaje głosu. Nie krzyczy. Patrzy na niego oczami pełnymi smutku. Jej dolna warga drży.

      – Przepraszam – mówi po chwili, zawstydzona.

      Drę się tak głośno, że przekrzykuję trzaski piorunów:

      – Puszczaj ją, ty psycholu! – Potrząsam metalowymi prętami w okienku drzwi. – Puszczaj!

      Benny się nie porusza. Stoi w miejscu, trzymając siostrę za szyję. Po jej twarzy spływa krew. A on patrzy. Tylko patrzy. Zawsze patrzy. Zaciskam dłonie w pięści i walę nimi w drzwi, by ściągnąć na siebie jego uwagę. Wolę, by karał mnie, nie ją. Ale to na nic.

      Kiedy piwne oczy Macy odnajdują moje, szlocham tak mocno, że czuję ból w klatce piersiowej.

      – Wybacz mi, Macy. Tak mi przykro… Wybacz. Uratuję nas. Przysięgam.

      Tracę wolę walki i niemal padam na kolana, wrzeszcząc w niebogłosy razem z burzą, która szaleje na dworze. Modlę się, by ulewa zabrała mnie ze sobą, kiedy będzie odchodzić, pozostawiając za sobą jedynie nieznośny upał. Potwór znika w celi razem z Macy. Jestem bezsilna. Bezużyteczna. Ukrywam twarz w spoconych, brudnych dłoniach.

      Lalka panny Polly była chora, chora, chora,

      Polly się zmartwiła, zadzwoniła po doktora…

      Wychodząc, śpiewa pod nosem tę swoją przerażającą piosenkę. Powoli zbiera kawałki rozbitej lalki. Miała być piękna… ale już nigdy nie będzie. Tak samo jak Macy nigdy już nie będzie idealna. Do końca życia będzie nosiła na twarzy bliznę po tym, co zrobił jej Benny. A ja nie zdołam ukryć tego, co we mnie stworzył.

      Kiedy słyszę tę piosenkę wiem, że tej nocy już nie wróci. Dzięki Bogu. Zostaniemy same. A jutro nie dostaniemy jedzenia. Ale będziemy mogły odpocząć od tego psychola, który w swoich okrutnych dłoniach trzyma nasz los.

      – Jade, co ty do cholery tam nucisz? Jesteś pewna, że powinnaś tu w ogóle być?

      Natychmiast podnoszę wzrok na Dillona, ale w moim umyśle wciąż krążą okropne wspomnienia. Mam wrażenie, że czuję zapach kurzu swojej celi. I charakterystyczną woń Benny’ego, który otacza moje ciało niczym obrzydliwa mgła.

      – Nucę?

      Scott kręci głową i patrzy na mnie tak, jakbym postradała rozum.

      – No, nucisz. Jakąś nawiedzoną melodyjkę.

      Zbyt przerażona, by przyznać nawet przed sobą, że Benny wciąż siedzi w mojej głowie, ignoruję słowa partnera i zwracam się do policjanta:

      – Dużo tu jeszcze popsujesz? Może chcesz się popluskać w jej krwi? – warczę, wskazując palcem wyjście. – Lepiej zaprowadź mnie do tego świadka.

      Idę za roztrzęsionym policjantem, ignorując przenikliwe spojrzenie Dillona.

      Wszystkie poszlaki wskazują na Benny’ego.

      On tu jest.

      Porwał dziewczynę. Chce nowej lalki.

      Ale… dlaczego wybrał ten sklep? Zabicie kobiety w jego wieku bez żadnego powodu nie pasuje do sposobu działania tego psychola. Kiedy porywał Alenę, działał z premedytacją. Ale zamordował w złości. Czyżby się zmienił? Może potrzebował materiałów do pracy? Czy naprawdę wrócił?

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      ~ Purpura ~

      – CZY PANI NAZYWA SIĘ MADISON KLINE?

      Kobieta wyglądająca na trochę ponad dwadzieścia lat przytakuje głową, wytrzeszczając oczy ze strachu.

      – Czy to prawda? Czy pani Hawthorne… – Głos się jej łamie. – Czy ona nie żyje?

      Spoglądam na witrynę sklepu, przed którym stoimy. Przeszłyśmy za taśmę policyjną, żeby nie przeszkadzał nam gromadzący się tłum. Na miejsce zbrodni przybyli już lekarze. Jeden z nich stoi do nas tyłem, pochylony nad ciałem i wskazuje ręką ranę na szyi ofiary, mówiąc coś do swojego kolegi. Wzdycham, po czym patrzę z powrotem na kobietę.

      – Obawiam się, że tak. Muszę zadać pani kilka pytań.

      Kiwa głową i krzywi się, nie odrywając oczu od szyby.

      – Kto mógłby zrobić coś tak potwornego? Pani Hawthorne była najmilszą kobietą pod słońcem. Na litość boską, przecież ona tylko tworzyła lalki! Biznes nie kręcił się tak dobrze, żeby chcieć nas okraść. Nie potrafię tego zrozumieć…

      Delikatnie łapię ją za ramię.

      – Na świecie żyje wielu złych ludzi, pani Kline. To normalne, że nie rozumiemy ich motywów. – Rozluźniam uścisk i posyłam jej ciepły uśmiech. – Jedyne, co możemy teraz dla niej zrobić, to złapać mężczyznę, który ją zamordował.

      Pani Kline marszczy brwi.

      – Mężczyznę?

      Natychmiast się rumienię.

      – Osobę – poprawiam pośpiesznie.

      Chociaż w ponad osiemdziesięciu procentach przypadków to mężczyźni są sprawcami morderstw, nigdy nie powinnam była powiedzieć czegoś takiego przy przesłuchiwanej kobiecie.

      Benny.

      – Proszę się nie obawiać, złapiemy tego, kto to zrobił. Czy może mi pani powiedzieć, gdzie była pani wczoraj pomiędzy godziną dwudziestą a dwudziestą czwartą?

      – Byłam w domu. Koło dwudziestej wzięłam prysznic, a później oglądałam telewizję. Położyłam się spać o dwudziestej drugiej… A dlaczego pani pyta?

      – Czy ktoś może to potwierdzić?

      Pani Kline nie jest podejrzaną, ale dla pewności wolę znać wszystkie szczegóły.

      – Moja mama. Nadal mieszkam w rodzinnym domu.

      Zapisuję w notesie kilka słów, które później zamierzam zamieścić w raporcie, kiedy nagle kobieta omija mnie i opuszkiem palca dotyka szyby wystawy sklepowej.

      Gdy odwracam głowę, zauważam, że spogląda do środka. Czekam, aż zacznie rozpaczać, widząc ciało zmarłej, ale zamiast tego kobieta patrzy na mnie zapłakana i wskazuje na pierwszy rząd lalek.

      – Tego