Karolina Wójciak

Nigdy nie wygrasz


Скачать книгу

Zablokował ruch, ale zrobił to na potrzeby odpowiedniego ujęcia. Pierwszy wysiadł kamerzysta. Ustawił się, celując kamerą w drzwi po stronie pasażera. Odczekał chwilę, by włączyć sprzęt, a następnie dał sygnał szoferowi do otworzenia drzwi. Wysiadaliśmy po kolei. Pierwszy wyłonił się reporter. Zaczął tłumaczyć widzom, dlaczego tu przyjechaliśmy. Siedział na kanapie, blokując nam wyjście. Dopiero gdy skończył omawiać cel podróży, wstał i zrobił mi miejsce. Wyszłam za nim, a za mną pojawił się zaraz kierowca tira.

      – Jest pan podekscytowany? – zapytał reporter, podkładając mu mikrofon pod nos.

      – Wdzięczny, przepełniony szczęściem – wyjaśnił z szerokim uśmiechem.

      – Jakie to uczucie móc kogoś obdarować tak hojnie? – zwrócił się do mnie, kierując włochaty mikrofon w moją stronę.

      – Cieszę się, że mogę pomóc – odpowiedziałam sztywno.

      – Czy ma pani zamiar jeszcze kogoś obdarować? Podzielić się wygraną z innymi?

      – Nie wiem, jeszcze nie zdecydowałam.

      – Ile… – Reporter chciał zadać kolejne pytanie, ale kierowca tira, nie mogąc się doczekać odebrania forsy, wszedł mu w słowo i zakomunikował, że spóźnimy się na spotkanie, jeśli nadal będziemy omawiać darowiznę.

      Reporter życzył nam powodzenia, a następnie ponownie zwrócił się do widzów z zaproszeniem na reklamy. Ku mojemu zaskoczeniu ruszyli za nami.

      – Jaki to kanał? – zapytałam, ściszając głos, a kierowca tira chwycił mnie pod rękę, by pociągnąć do drzwi.

      Ewidentnie nie chciał, żebym marnowała czas na pogaduszki. Rzucił dziwnym tonem, że to kanał informacyjny, a następnie się zaśmiał. Nie podobał mi się sposób, w jaki ze mną rozmawiał, ale wiedziałam, że to prosty człowiek. Wymaganie od niego dobrych manier byłoby wręcz bezzasadne. Chciał pieniędzy, ale bał się, że zmienię zdanie. Wydawało mu się, że im szybciej zamknie sprawę, tym łatwiej będzie mnie przycisnąć. Nie wiedział, że należę do osób, które dotrzymują danego słowa. Nigdy nie rzucam słów na wiatr. Chciałam mu pomóc i nie wycofam się tylko dlatego, że przemawia przez niego chciwość.

      – Dzień dobry – zawołał, gdy tylko przekroczyliśmy próg kancelarii. – Mamy spotkanie w sprawie przekazania darowizny.

      – Tak, proszę do środka – odezwała się recepcjonistka.

      Widząc jednak reportera, a przede wszystkim kamerę, wyciągnęła rękę w ich kierunku. Zabroniła im filmowania i poprosiła o opuszczenie budynku w trybie natychmiastowym. Zagroziła nawet, że jeśli nie wyjdą od razu, wezwie policję. Panowie z telewizji nie dyskutowali z nią, tylko posłusznie się wycofali. My zaś zostaliśmy poproszeni do pokoju. Wskazano nam krzesła przy dużym owalnym stole. Na środku stały sztuczne kwiaty, pudełko chusteczek i kilka czarnych pojemników z wizytówkami. Jak tylko zajęliśmy miejsca, pojawiła się kobieta. Bardzo otyła. Ubrała się w garsonkę w kwieciste wzory. Niby strój ten był luźny, ale mimo to sprawiał wrażenie, jakby opinał jej ciało. Zajęła miejsce naprzeciwko, opierając wielkie piersi o blat stołu. Wyglądało to tak, jakby wręcz położyła je, by sobie ulżyć z powodu ich ciężaru.

      – Dowody – rzuciła oschle, wyciągając jednocześnie z teczki dokumenty.

      Oboje sięgnęliśmy do portfeli. Położyłam swój przed sobą, ale kierowca tira widocznie wiedział lepiej, gdzie się je kładzie, bo położył dłoń na moim i przesunął go w stronę kobiety. Chwyciła najpierw mój dokument i zaczęła spisywać z niego dane. Zaraz potem sięgnęła po dowód kierowcy. Gdy tylko wypełniła pola, krzyknęła z zamkniętego pokoju do recepcjonistki, znajdującej się za drzwiami. Zaskoczyła mnie tym tak bardzo, że podskoczyłam przestraszona jej podniesionym głosem.

      Dziewczyna szybko pojawiła się w pokoju. Musiała znać procedury, bo od razu zabrała dowody. Zniknęła dosłownie na chwilę, a kiedy wróciła, położyła kserokopie obok notariuszki. Kobieta zapytała wtedy o kwotę. W pokoju zapadła cisza. Nie myślałam o tym, ile mu dam. Nie miałam przygotowanej odpowiedzi, choć powinnam, bo przecież w tym celu tutaj przyjechaliśmy.

      – Pół miliona – powiedziałam.

      Kobieta bez emocji pochyliła się nad papierami.

      – Możemy na chwilę zostać sami? – zapytał ją kierowca.

      – Nie wpisywać tej kwoty?

      – Nie – potwierdził od razu.

      Zerknęłam na niego niepewna, co się właśnie wydarzyło. Biorąc pod uwagę, że ją wstrzymał, mogło to oznaczać tylko jedno: chciał więcej. Na pewno nie mniej.

      Notariuszka sapnęła i z trudem się podniosła. Wielkie piersi zabujały się przed nią tak, jakby przez moment oddzieliły się od reszty ciała. Kołysząc się z boku na bok, opuściła pokój.

      – Nic nie zrobię z taką kwotą – odezwał się grzecznie kierowca tira. – Ani domu nie kupię, ani nie zapewnię dzieciom bezpieczeństwa. To za mało. Przy dzisiejszych cenach nieruchomości czy nawet życia pół miliona to w zasadzie przetrwanie może przez rok, może dwa lata, a potem?

      – Ale to dużo pieniędzy – stwierdziłam.

      – No ale przy dużej rodzinie takie pieniądze szybko się rozejdą. Nie poprawię im losu, a na to bardzo liczyłem. Jesteś sama, więc nie wiesz, ile kosztuje utrzymanie tak dużej rodziny.

      – Rozumiem, to dam ci milion – zaoferowałam, posyłając mu jednocześnie uśmiech.

      Nie kosztowało mnie to aż tyle, by mu skąpić. Faktycznie patrzyłam przez własny pryzmat. Nie miałam pojęcia, ile kosztuje utrzymanie dzieci, całej rodziny. Biorąc pod uwagę, że zaraz miało urodzić się kolejne, doszłam do wniosku, że milion to adekwatna kwota. Uśmiechałam się pod nosem i wcale nie miałam mu za złe, że zatrzymał notariuszkę. Czekałam na jego reakcję, ale on nie odwzajemniał uśmiechu. Świdrował mnie wzrokiem, a potem przemówił:

      – Widzisz, to ja mogłem cię zostawić na pastwę losu, żeby te bandziory cię namierzyły i zabiły, ale nie pozwoliłem na to. Wszystkim kolegom mówiłem, ba… prosiłem ich, żeby zjechali z trasy, żeby ci pomogli. Przecież masz tyle. Milion to ci będzie co rok na konto wpadał z samych odsetek. Wygrałaś tak dużo i tylko tyle chcesz mi dać? Swojemu wybawcy? To dzięki mnie tu stoisz. Inaczej by cię zaciukali. Inaczej nie miałabyś tych pieniędzy. Nie cieszyłabyś się życiem. Nie widzisz tego?

      – Ale milion to naprawdę dużo – przypomniałam mu na wypadek, gdyby nie słyszał mojej deklaracji.

      – Jakbyś miała dzieci, to byś wiedziała, ile kosztuje rodzina. Przecież jesteś sama, co zrobisz z taką kwotą? Nawet jakbyś chciała się zabawić, to przecież nie wydasz więcej niż połowy. Nie będzie ci miło, że dzięki tym pieniądzom moje dzieci pójdą do szkoły, będą mieć dach nad głową. Każde z nich wreszcie będzie miało pokój, nie będą spać na sobie jak sardynki w puszce….

      – Dobrze, dam ci półtora miliona.

      Nie dowierzałam sobie samej. Mój wewnętrzny głos mówił mi, że robiłam źle. Ta radość, która wypełniała mnie w momencie, gdy publicznie prosiłam go o kontakt, gdzieś czmychnęła. Już nie czułam się dobrze, wręcz przeciwnie. Zostałam zmuszona, by dać trzy razy więcej, niż początkowo zamierzałam.

      – Przecież nie zarobiłaś tych pieniędzy… wygrałaś je – negocjował dalej. – Przyszły ci tak łatwo, więc czemu taka jesteś?

      – No tak, ale nie dam ci więcej niż półtora miliona – postawiłam sprawę jasno.

      – Nie dasz? – Uniósł brwi. – Zastanów się dwa razy, zanim…

      – Grozisz mi? – weszłam