Karolina Wójciak

Nigdy nie wygrasz


Скачать книгу

pomagania jej w domostwie. Nie wiedziałem, czy to prawda, ale nie miałem powodu, by jej nie wierzyć. Nie zasypywałem jej pytaniami, bo widziałem, że nie chciała ze mną rozmawiać. Unikała mnie. Przyszło mi do głowy, że próbuje mnie przetrzymać. Zmusić do refleksji. Tyle że ja nie miałem zamiaru odpuszczać. Co więcej, czekałem, aż ona w końcu dostrzeże moje potrzeby.

      Dogadałem się z szefem, że przygotuję sporo materiału, tak by wziąć dwa tygodnie wolnego. Może nawet więcej, jakby się okazało, że materiału jest dużo. Na początku zachęcał mnie, żebym odkrywał siebie, a potem dodał, jako przestrogę, że nie powinienem zapomnieć, kim jestem. Jego słowa zatrzymały mnie na chwilę. Szefował nam od dawna i już nieraz miałem okazję przekonać się, jak niesamowitym jest człowiekiem. Miał mądrość życiową, spryt i taką umiejętność obserwowania świata, a przez to formułowania myśli w taki sposób, że na innych robiły wrażenie. Byłem mu wdzięczny za pomoc i obiecałem wracać, gdy tylko zakończę reportaż. Słysząc Witkowskiego mówiącego o miesiącu, uprzedziłem, że być może wybiorę cały urlop. Nie protestował. W tym czasie skontaktowałem się z Pawłem, by podziękować mu za pomoc. Ku mojemu zaskoczeniu zaoferował sponsorowanie mojej wyprawy. Kazał mi brać rachunki na jego firmę, a on je potem rozliczy i zwróci mi hajs. Jako dowód, że nie rzucał słów na wiatr, poprosił mnie o numer konta. W pierwszej chwili myślałem, że blefuje, ale przelał mi ponad dziesięć tysięcy tego samego dnia, bez ustalania, czy mu to zwrócę po tym, jak zakończę pracę, czy też wydam na panele do domu, w ogóle jej nie zaczynając. Zachęcał mnie do pokazania talentu. Poczułem się dziwnie, bo co, jeśli go nie miałem. Co, jeśli mój reportaż będzie nudny jak flaki z olejem? Dokładnie taki, jakim widziała go Dagmara. Powtarzała mi, że skompromituję się w oczach kolegi i pracodawcy. Nakłaniała mnie do wycofania się, zanim nie jest za późno. Wahałem się, a ona widziała w tym nadzieję. Opowiadała mi o tym, jak zmieni wystrój wnętrz, starając się odwrócić moją uwagę od myślenia o karierze. Słuchałem jej, chwaliłem pomysły, ale byłem nieobecny. Co ja bym dał, żeby mnie poparła, żeby – niczym dziewczyna żołnierza idącego na front – stała na peronie i zapewniała o swojej miłości.

      W dniu, w którym w paczce dojechał do mnie sprzęt, wściekła się na dobre. Zniknęła na dwa dni. Pojechała do matki. Dzwoniłem, prosiłem, by wróciła, ale nie chciała. Stawiała mi jako warunek odesłanie sprzętu z powrotem. Powiedziałem jej wtedy, że musi się z tym pogodzić, bo inaczej spędzi kolejny miesiąc u teściowej. Nie rezygnowałem ze zlecenia, a ona zamiast miło spędzić ze mną czas, zanim wyruszę w trasę, marnowała go na kłótnie. Nie rozumiała, że ja już podjąłem decyzję i nic jej nie zmieni.

      Kiedy wróciła po dwóch dniach, jej nastrój się poprawił. Wydawało mi się, że się pogodziła, ale nie miałem pewności, bo do tematu nie wróciliśmy ani razu. Tak jakby wcale nas to nie poróżniło. Wolałem nie ryzykować, więc tak jak i ona udawałem, że wszystko jest w najlepszym porządku.

      Uczyłem się obsługiwania kamery, filmując dziewczynki. Bawiliśmy się na podwórku i w domu. Czasami odkładałem kamerę i ganiałem je czy to na rowerach, czy z buta. Zarejestrowałem tak dużo materiału, że zacząłem montować go w filmiki. O nas. O naszej rodzinie. Choć na początku wyglądało to bardzo amatorsko, sprawiało mi nieskrywaną radość. Chyba to przekonało Dagmarę do pomysłu. Musiała dojść do wniosku, że faktycznie mam powołanie do tej pracy. Mówiła nawet o tym, żebym kupił podobny sprzęt do domu i potem dokumentował rozwój dzieci. Zgodziłem się zadowolony. Wydawało mi się, że nasze życie wróciło na właściwy tor.

      Siedziałem przy komputerze i notowałem nazwiska ludzi, którzy wygrali w lotka. Pomyślałem, że zrobię taki przekrój i umówię się z osobami z ostatnich dwudziestu lat. Nie wszystkimi rzecz jasna. Tylko wybranymi. Wiedziałem też, że pewnie będą tacy, którzy mi odmówią. Nie będą chcieli być w telewizji lub po prostu będą mieć w nosie i program, i mnie. Z takimi, którzy by odmówili, nie miałbym żadnego pola manewru, bo co? Zaproponowałbym im pieniądze jako wynagrodzenie? Mieli tyle, że nie zainteresowałyby ich moje grosze. Zamierzałem opracować plan rozmowy z tymi osobami, przedstawić im reportaż jako coś atrakcyjnego, niezwykłego. Jednak mnie samemu trudno było w to uwierzyć, więc przekonanie innych stanowiłoby nie lada wyzwanie.

      Postawiłem na różne płcie, różne miasta i różne zawody. Każdemu z moich potencjalnych obiektów zainteresowania założyłem teczkę, gdzie miałem potem zamieścić dane. Przygotowywałem się w pełnym skupieniu, gdy do pokoju weszła Dagmara.

      – Co robisz? – Na jej twarzy dostrzegłem uśmiech, który tak bardzo kochałem.

      Uwielbiałem, kiedy się śmiała. Czasami robiłem z siebie klauna tylko po to, by ją rozweselić. Im bardziej się śmiała, tym bardziej się w niej zakochiwałem.

      – Przygotowuję się – powiedziałem zadowolony, widząc ją w dobrym humorze.

      Ku mojemu zaskoczeniu podeszła bliżej i usiadła mi na kolanach. Wtuliła się we mnie. Już tak dawno nie była blisko, że przycisnąłem ją do siebie. Nawet nie chodziło o seks, tylko o bliskość, kontakt. Po tym, jak mnie od siebie odsunęła, brakowało mi jej czułości jak powietrza. Ten jej dystans bolał mnie wręcz fizycznie. Pogłaskałem ją po plecach, trzymając ją ciasno w ramionach, a ona w odpowiedzi pocałowała mnie w szyję. Zrozumiałem to jako zaproszenie do seksu.

      – Śpią? – zapytałem, a ona skinęła głową.

      Przez ostatnie kilka tygodni to ja je usypiałem, to ja im czytałem, bo żona uważała, że skoro mam wyjechać, dobrze będzie, jeśli spędzę z nimi więcej czasu niż zwykle. Nie sprzeciwiałem się. Nie przeszkadzało mi to, bo uwielbiałem towarzystwo dziewczynek. Dzisiaj wyjątkowo się zasiedziałem i ona przejęła moje obowiązki.

      – Chcesz iść do sypialni? – zapytałem, uśmiechając się do niej zadziornie.

      Tym razem zaprzeczyła – również gestem. Pokręciła głową, a rude włosy zakołysały się koło jej uszu. Włożyła mi dłonie pod koszulkę. Westchnąłem szczęśliwy, że w końcu nastąpiło to, na co czekałem. Pogodziła się z moim wyborem, zaakceptowała mnie takim, jaki jestem, i pozwoliła realizować marzenia. W końcu byliśmy tam, gdzie zawsze. Tak bardzo mi jej brakowało.

      Kochaliśmy się na siedząco, przy biurku. Na niewygodnym krześle, które uwierało mnie w tyłek. Mimo to byłem o krok od śpiewania ze szczęścia. Powtarzałem, że ją kocham, że nie wyobrażam sobie życia bez niej. Uśmiechała się do mnie. Po raz pierwszy kochała się ze mną, patrząc mi prosto w oczy. Zawsze to ja patrzyłem, a ona zamykając swoje, przeżywała rozkosz odizolowana od świata. Nawet nie sądziłem, że tak będzie to na mnie działać. Może to też ten długi okres postu, ale miałem wrażenie, że po tylu latach związku po raz pierwszy kochaliśmy się w taki sposób. Tak mistycznie, tak głęboko i z takim oddaniem.

      Od tej nocy wszystko wróciło do normy. Wrócił spokój. Przez kolejne dni Dagmara nie poruszała już tematu mojego wyjazdu. Kiedy rozmawiałem z ludźmi przez telefon, dopytywała nawet, jak poszło. Niektóre z tych rozmów były tak beznadziejne, że zastanawiałem się, jak skłamać, żeby nie doszła do wniosku, że marnuję czas. W końcu jeden z wygranych, ponad sześćdziesięcioletni teraz mężczyzna, zgodził się ze mną porozmawiać. Sam z siebie zapewniał, że historia jego życia jest świetnym materiałem na film. Tego mi było potrzeba. Następnego dnia potwierdziłem u szefa urlop i ruszyłem w trasę.

      MAJA. ZEZNANIE

      Okazało się, że praca na dwie zmiany wykańczała mnie bardziej, niż mogłam przypuszczać. W ciągu dnia sprzątałam pokoje z Marleną, która coraz częściej krytykowała moje zmęczenie i brak zaangażowania, a w nocy sprzedawałam jedzenie. Zdałam sobie też sprawę, że będę musiała zamówić dostawę bez wiedzy Anki. Wszystkie faktury szły do biura, więc prędzej czy później tę też zobaczy. Widząc wielkość zamówienia, od razu się zorientuje, że nie byłabym w stanie