Karolina Wójciak

Nigdy nie wygrasz


Скачать книгу

przed milionami widzów. To, że nie miałam domu, mieszkałam w spalonym barze, wzbudziłoby ich współczucie wobec mnie. Nie chciałam być ofiarą. Wolałam trzymać fason i grać nieporuszoną wygraną. Dodałam też, że chciałabym, żeby kierowca, który mi pomógł, odezwał się do mnie. Niczego więcej nie zdradziłam.

      W banku dostałam nową kartę. Złotą kartę. Jakiś ważniak w krawacie pospiesznie pojawił się przy biurku obsługującej mnie znudzonej kobiety i zaprosił do siebie do gabinetu. Tam przez prawie pół godziny opowiadał mi o możliwościach inwestowania. Kalkulator tylko pikał pod naciskiem jego palców. Wyliczał kwoty, jakie mogłabym zarobić. Według jego słów miałam mnożyć majątek wielokrotnie, jeśli zainwestowałabym zgodnie z jego sugestiami.

      – Przepraszam – weszłam mu w końcu w słowo. – Pan wybaczy, ale nie jestem zainteresowana. Nie mam rodziny, nie mam nawet bliskich. Choćbym nie wiem jak się wysilała, nie będę w stanie wydać tych pieniędzy za swojego życia. Nie interesuje mnie pomnażanie ich.

      – Tak się tylko pani wydaje – powiedział oschle, widząc, że nie zarobi na mnie ani grosza, a ostatnie minuty zmarnował bezpowrotnie. – Nawet duże pieniądze szybko się rozchodzą.

      – Rozumiem, ale zrobię po swojemu.

      Wstałam i ruszyłam do drzwi.

      – Proszę pamiętać o jednym – kontynuował. Obszedł biurko i zbliżył się do mnie. – Wielu ludzi będzie udawało teraz pani przyjaciół, będą mili, fałszywie mili. Jak nigdy będą obok, będą pomocni i będą sprawiać wrażenie, że wcale nie są dla pieniędzy. Nawet dla pani bezpieczeństwa byłoby lepiej, gdyby powiedziała pani, że pieniądze zostały zainwestowane, a na zabawę przeznaczyła tylko niewielką kwotę. Proszę skłamać, że zamroziła pani u mnie pieniądze. Nawet jeśli postąpi pani inaczej.

      – Tak zrobię. – Posłałam mu uśmiech.

      – Niech pani będzie ostrożna. Mam nadzieję, że wyda pani te pieniądze mądrze.

      Skinęłam głową i wyszłam.

      Nikt mnie już jednak nie pytał o to, jak planuję wydać wygraną. Po dwóch dniach w wielkim mieście wróciliśmy do domu, a raczej do hotelu. Chłopak Marleny zaparkował pod hotelem na miejscu przeznaczonym dla gości, nie z tyłu, gdzie wyznaczono niewielki parking dla personelu. Weszliśmy we troje do recepcji.

      – Chciałabym poprosić o pokój – powiedziałam do dziewczyny, która nieraz była świadkiem mojego upokorzenia.

      – Pokój? – Przeskakiwała wzrokiem pomiędzy nami.

      – Może dwa pokoje? – zapytała Marlena.

      – Ale przecież ty masz dom – odpowiedziałam. – To ja mieszkam w barze. Śpię na polówce albo na podłodze.

      Z takimi faktami przestała dyskutować. Przez moment wydało mi się, że uraziłam ją tą odmową, ale tak samo było w Warszawie. Jej chłopak chciał jeździć po klubach, po restauracjach, bawić się i imprezować na mój rachunek. Mnie to w ogóle nie interesowało. I nie dlatego, że skąpiłam pieniędzy. Po prostu nie sprawiało mi to radości. Co mi da wypicie hektolitrów wódki i tańce do rana? Chciałam spokoju, ciszy. Wygodnego łóżka i braku problemów. No i szacunku.

      – Mam pokój na drugim piętrze – zaczęła recepcjonistka, ale Marlena od razu zaprotestowała.

      – Majka weźmie ten na czwartym piętrze. Ten dla VIP-ów.

      – Musiałabym zapytać szefową – rzuciła pospiesznie dziewczyna, nie odrywając od Marleny wzroku.

      – A dlaczego? – wtrąciłam się w ich rozmowę. – Przecież płacę. No chyba że każdego gościa Anka zatwierdza, zanim wpuści go do swojego najlepszego pokoju.

      – Ale to ponad trzysta złotych za noc – upierała się przy swoim, co wzbudziło śmiech Marleny.

      Jej chłopak zaczął nieudolnie liczyć, na ile lat mieszkania w najlepszym pokoju tegoż hotelu mogłam sobie pozwolić po zgarnięciu takiej wygranej, ale szybko się pogubił, więc zapadła niezręczna cisza. Dziewczyna niepewnie poprosiła mnie o dowód i ściągnęła płatność za pierwszy tydzień z góry. Nie wiedziałam jeszcze, czy zostanę tu przez kolejne siedem dni. Miałam czas na podjęcie decyzji. Na wymyślenie, co chcę robić w życiu. Gdzie mieszkać. Obecnie liczyło się tylko to, że nie musiałam już nigdy więcej znosić upokorzenia dlatego, że nic nie miałam, niczego sobą nie reprezentowałam. Maszerowałam korytarzem ostatniego piętra hotelu i cieszyłam się chwilą. Nigdy tu nie byłam.

      Kiedy otworzyłam pokój, zaparło mi dech w piersiach. Jeszcze nigdy nie widziałam tak ładnie urządzonego wnętrza. Otwarta przestrzeń sprawiała, że można było się gonić po pokojach albo nawet grać w piłkę. Od razu pobiegłam do sypialni. Wielkie łóżko z piękną pościelą zapraszało, bym się na nim położyła. Rzuciłam się na materac. Tak niewiele trzeba, żeby poczuć się tak dobrze. Marlena i jej chłopak chcieli się rozgościć. Włączyć telewizor i pić piwo, ale poprosiłam ich, by pozwolili mi odespać. Narzekali, że jestem nudziarą, że ta wygrana mi się nie należała, ale w końcu wyszli. Gdy tylko zamknęłam za nimi drzwi, skierowałam się do sypialni. Zawinęłam się w koc i poszłam spać.

      Obudziłam się wystraszona. Nie mogłam rozpoznać miejsca. Zaczęłam szukać torebki, bo jeszcze chwilę temu śniło mi się, że ktoś zabrał mi kartę i dostęp do pieniędzy. Wszystko jednak było na miejscu. Nic nie zginęło, a ja byłam bezpieczna w pokoju. Dla pewności wyjęłam jednak portfel z torebki i wsunęłam go pod poduszkę. Od dzisiaj będę spać na karcie. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał mi ją ukraść.

      Usiadłam na łóżku, nie mając pojęcia, co dalej robić. Gdyby ten poranek był taki jak każdy inny, spieszyłabym się do pracy. Z taką ilością pieniędzy na koncie nie musiałam już w ogóle pracować. Teoretycznie mogłam robić, co chciałam, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Żołądek dopominał się o posiłek. Już miałam zejść do restauracji, gdy przyszło mi do głowy, że przecież mogę zamówić posiłek do pokoju. Chwyciłam za menu leżące na szafce przy łóżku. Przeglądałam zawartość i otwierałam jednocześnie coraz szerzej oczy. Ceny za takie same posiłki serwowane u mnie w barze stanowiły trzykrotność tego, co ja kasowałam. Nie mogłam uwierzyć, że klienci hotelu faktycznie tyle płacili. Może nie byli świadomi, ile naprawdę kosztuje to jedzenie, a może mieli tyle, że nie zajmowali się kwestią przepłacania. Mnie też nie powinno to obchodzić. Musiałam nauczyć się wydawania pieniędzy. Przyzwyczaić się do tego, że stać mnie na szaleństwa, że mogę ot tak pozwalać sobie na rozpieszczanie siebie bez martwienia się o to, co zrobię jutro.

      Chwyciłam za słuchawkę. Połączyłam się z recepcją. Poprosiłam o posiłek. Dziewczyna zawahała się, dopytując, czy na pewno chcę zamówić jedzenie i czy jestem świadoma kosztu. Irytowało mnie ich nastawienie, ale ja sama gdzieś tam w środku też nie mogłam uwierzyć, że wygrałam tyle milionów.

      W końcu usłyszałam w słuchawce potwierdzenie przyjęcia zamówienia. Recepcjonistka zapewniła, że w ciągu dwudziestu minut ktoś zapuka do moich drzwi z posiłkiem. Podziękowałam i poszłam pod prysznic. Po raz pierwszy korzystałam z tak eleganckiej łazienki. Z miękkich i pachnących ręczników, z kosmetyków, które dostarczano tylko do najlepszych pokoi. Cieszyłam się jak dziecko z każdego najmniejszego szczegółu. Zawinięta w ręcznik wyszłam z łazienki. Ciche pukanie do drzwi sygnalizowało, że mój posiłek właśnie dotarł. Wszystko zgrało się idealnie. Otworzyłam drzwi jednej z dziewczyn, którą już kiedyś widziałam. Jej mina jasno mówiła za siebie. Była zła. Nie umiałam jednak zgadnąć czemu. Nie uśmiechała się, nie witała mnie. Zostawiła wózek pod moimi drzwiami i patrzyła mi prosto w oczy.

      – Dziękuję – powiedziałam, nie wiedząc, na co czeka.

      – Jak już korzystasz z przywilejów bogatych, to zachowuj