Karolina Wójciak

Nigdy nie wygrasz


Скачать книгу

pani otworzy! – zawołał.

      Po moim trupie – pomyślałam.

      – Witek mówił, że potrzebuje pani ludzi, by się tu kręcili. Tankowałem nieopodal, więc jak powiedział przez CB, że pomoc potrzebna, to od razu przyjechałem. Co można u pani zjeść?

      Uśmiech powrócił mi na usta. Nie spodziewałam się, że tak szybko zmieni się moja sytuacja. Ustaliłam z nim, że każdy nowy kierowca, który dowie się o mnie przez CB, ma używać hasła jako kodu, żebym wiedziała, że mogę mu zaufać. Dla nich nie było to dziwne, ze zrozumieniem przyjmowali moje prośby i tłumaczenia. Z czasem już nic nie musiałam mówić, bo każdy z nich znał dobrze moją historię. Przez kolejne kilka dni kierowcy przyjeżdżali non stop. Byli nawet tacy, którzy parkowali auta na nocleg tuż obok zajazdu. Przygotowałam stolik z dwoma krzesłami na zewnątrz. Mogli tam sobie usiąść, zjeść – nawet swoje jedzenie, bo niektórzy zatrzymywali się tylko na herbatę. Byłam im taka wdzięczna, bo po raz pierwszy w życiu nie czułam się samotna. Widziałam, jak bardzo chcieli mi pomóc i jak poruszył ich mój strach.

      Anka oczywiście szybko zorientowała się, że ruch na parkingu był zbyt duży jak na zamknięty na cztery spusty zajazd. W asyście managerki hotelu pojawiła się u mnie kilka dni później. Przekonywałam ją, jak umiałam, że ci kierowcy nam pomagają, że za darmo pilnują zajazdu. Ona początkowo krzyczała na mnie. Miała mi za złe podejmowanie decyzji bez uprzedzenia jej. Owszem, powinnam była iść do niej i zapytać o zgodę, ale czułam podświadomie, że bez potwierdzenia, że ich pomoc przynosi wymierny efekt, odmówiłaby mi od razu. Teraz nikt podejrzany się nie kręcił, nie było wypadków ani ataków. Prychnęła na mnie jak kot i poszła na zaplecze. Wypuściłam wtedy powietrze, spodziewając się armagedonu. Naczynia wyjęte i przygotowane produkty do przyrządzania posiłków. Bigos rozmrożony w garnku. To był ten moment, w którym powinnam się przyznać, że sprzedaję jedzenie. Anka jednak się nie domyśliła. Kazała mi notować, ile jem, żeby potem wiedziała, jaki poniosła koszt. Na moje szczęście nie wyjrzała za okno. Gdyby zobaczyła stolik, domyśliłaby się, w jaki sposób kierowcy przekonali się do pomagania mi. Wydawało jej się, że przez lata pracy w zajeździe zdobyłam takie znajomości. Nawiązałam przyjaźnie. Zaskoczyła mnie tym. Stwierdziłam, że nie będę jej wyprowadzać z błędu. Niech myśli, że mnie też ktoś lubi.

      DAREK

      Wróciłem do domu w przednim humorze. Dostałem zlecenie. Miałem po raz pierwszy zrobić coś tak dużego i coś tak imponującego jak krajowa telewizja nadająca dla milionów widzów. Zastanawiało mnie, jak przyjmie to Dagmara. Czy będzie dumna, czy też będzie się złościła, że zrobiłem coś bez uzgadniania z nią.

      Wszedłem do domu. Zaskoczyła mnie cisza. Zawołałem ją, a potem dziewczynki. Nikt nie odpowiedział. W sekundę zjeżyły mi się włosy na głowie, bo coś mogło im się stać w trakcie mojej nieobecności. Co prawda dzwoniłem do Dagmary z pociągu i brzmiała normalnie. Nic nie sugerowało kłopotów, ale może w tym czasie którejś stała się krzywda i musiały jechać do szpitala. Wpadłem do kuchni jak wariat. Na stole leżała koperta z moim imieniem napisanym dużymi literami. Otworzyłem ją:

      Dziewczynki są u mamy, czekam na ciebie w sypialni.

      Rzuciłem wszystko i pobiegłem na górę. Wpadłem do pokoju. Dagmara leżała na łóżku, była przewiązana kokardą w pasie. Nic więcej. Tylko tyle. Uśmiechnąłem się do niej, a ona skinęła na mnie palcem. Rzuciłem się na łóżko obok niej, a potem delikatnie podciągnąłem do niej.

      – To prezent dla mnie? – zapytałem, pociągając wstążkę kokardy.

      – Hm – udała zamyśloną. – Dla pewności napisałam twoje imię na kopercie, bo jeszcze byś pomyślał, że każdy facet, który tu wchodzi, jest tak witany.

      – Nie – zaśmiałem się. – Wiem, że jesteś tylko moja.

      – A ty tylko mój. – Przyciągnęła mnie do siebie.

      Przez sekundę mignął mi obraz prostytutki w hotelu. Pomyślałem, że nigdy w życiu nie powiem o tym Dagmarze. Nie chciałem psuć tego, co miałem. Jej zaufania, miłości. Tego, co nas łączyło. Całując ją i kochając się z nią, wiedziałem, że nie zamieniłbym tego na nic innego. Wracając do domu, czułem się spełniony, kochany. Wiedziałem, że to moje miejsce na ziemi. Choć chciałem zmiany, nie dopuszczałem myśli, by zmieniło się coś pomiędzy nami.

      Świadomość, że dzieci nie wparują do sypialni, dawała nam możliwość odbycia dorosłego seksu. Takiego, gdzie nie trzeba jednym uchem słuchać tupotu stóp na panelach w korytarzu albo pilnować się, by nie wydać żadnego dźwięku. Od momentu kiedy dziewczynki nauczyły się wychodzić ze swojego pokoju, uprawialiśmy niemy seks. Dziś mogliśmy sobie pozwolić na jęki i szczery śmiech. Na koniec poszliśmy razem pod prysznic. Dagmara zauważyła, że byłem zmęczony, ale zwaliła to na podróż pociągiem. Nie wiedziała, jak balowałem z Pawłem i jak spędziłem jedną z nocy w Warszawie.

      – Jak w ministerstwie? – zapytała, gdy stała tuż obok mnie i wycierała się ręcznikiem.

      – Nudno – wyjaśniłem. – Ale spotkałem kumpla ze studiów. Pamiętasz Pawła?

      – Tak, ale… – Urwała i zakryła się ręcznikiem. – On był zawsze taki… taki… żądny przygód. Jakby ciągle musiał być na fali. Na haju. No ale tak było kiedyś, być może teraz się zmienił…

      – Masz rację – potwierdziłem, całując ją w czubek głowy. – Nie zmienił się wcale. Nadal taki jest. Z tą różnicą, że ma ogromną firmę w centrum. Kasy jak lodu. Żyje jak król.

      – A ma królową?

      Zaśmiałem się. Przytuliłem swoją rudą piękność. Piegi zasypały jej skórę na nosie i na policzkach już wieki temu. Teraz pojawiały się też na czole i brodzie. Wydawało mi się, że z czasem robiła się coraz bardziej elegancka i dostojna. Stała przede mną już nie jako młoda dziewczyna, a prawdziwa, stuprocentowa kobieta. Kwintesencja piękna.

      – Nie ma kobiety, ale załatwił mi pracę.

      – W biurze? – Mina jej od razu zrzedła.

      – Nie, będę pracował trochę z domu, trochę z trasy…

      – Znów wyjeżdżasz?

      W jej pytaniu słyszałem ton, który nie do końca mi się podobał. Sam fakt, że użyła określenia „znów”, tak jakby ciągle mnie nie było w domu. Tak jakbym znikał i pojawiał się o dzikich porach. Ten wyjazd do ministerstwa to pierwsza delegacja w tym roku, a właśnie zaczynały się wakacje.

      – Chcę coś zrobić dla siebie – powiedziałem poważnie, wciągając na siebie bokserki.

      – To ta zmiana, o której mówiłeś, tak?

      – I tak, i nie. Kiedy mówiłem o zmianie, nie wiedziałem, że dostanę to zlecenie. Niemniej jednak nie chcę rezygnować z czegoś, co kiedyś było moim celem.

      – To miałeś inny cel niż my? Niż rodzina?

      – Zanim miałem rodzinę – dodałem lekko, ale jej nie spodobała się ta odpowiedź.

      – A jaki to cel?

      – Mam dostać czas antenowy na program. Ogólnopolska stacja – zdradziłem podekscytowany.

      – O czym? – W jej głosie w ogóle nie było entuzjazmu. – Życie na wsi nie jest interesujące dla innych. Chyba nawet ciebie nie cieszy, więc jak przekonasz do tego innych?

      – Stąd wyjazd – odpowiedziałem zaskoczony jej słowami. – Chcę zrobić reportaż o ludziach, którzy wygrywają w lotka.

      Wypuściła powietrze przez nos i opuściła łazienkę. Ruszyłem za nią. Zniknęła w