John Scalzi

Upadające Imperium


Скачать книгу

– stwierdziło Jiyi. – Czy mogę ci służyć w czymś jeszcze?

      – Tak. Chciałabym porozmawiać ze swoim ojcem.

      Jiyi skinęło głową i zniknęło, a równocześnie pośrodku pokoju ukształtowała się kolejna postać.

      Był to ojciec Cardenii, Batrin, zmarły imperoks Attavio VI. Gdy tylko się pojawił, spojrzał na córkę, uśmiechnął się i podszedł do niej.

      Pokój Pamięci został ustanowiony przez prorokinię-imperoksa Rachelę I wkrótce po założeniu Wspólnoty i jej wstąpieniu na tron jako pierwszego władcy. Każdy z imperoksów miał własną sieć sensorów rozmieszczonych w całym ciele, które rejestrowały nie tylko wszystko, co zobaczył, i każdy dźwięk, który usłyszał lub wypowiedział, ale również wszelkie jego odczucia, działania, emocje, myśli i pragnienia.

      W Pokoju Pamięci znajdowały się myśli i wspomnienia wszystkich imperoksów, którzy władali Wspólnotą, począwszy od prorokini-imperoksa Racheli I we własnej osobie. Gdyby Cardenia chciała, mogła zadać pytanie dowolnemu ze swoich przodków, dotyczące jego samego, jego panowania i czasów, a on odpowiedziałby w oparciu o swoją pamięć, myśli i zapisy, które komputer przemodelowywał na to, kim był dany władca, w oparciu o dziesięciolecia zarejestrowanych na potrzeby tego pokoju wszystkich elementów jego wewnętrznego życia.

      Istniało tylko jedno miejsce, gdzie trafiały te informacje – Pokój Pamięci. Istniał tylko jeden ich odbiorca – aktualnie panujący imperoks.

      Cardenia odruchowo dotknęła swojego karku, tam, gdzie wszczepiono jej sieciowe ziarenko, aby urosło wewnątrz niej. „Któregoś dnia wszystko, co robię jako imperoks, znajdzie się tutaj – pomyślała – tak aby mogło to zobaczyć moje dziecko i jego dzieci. Każdy imperoks będzie mógł dowiedzieć się, kim byłam. Pozna mnie lepiej niż jakikolwiek historyk mojego panowania”.

      Spojrzała na projekcję swojego ojca stojącego tuż przed nią i zadrżała.

      Widmo to zauważyło.

      – Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – zapytał Attavio VI.

      – Widziałam cię zaledwie kilka godzin temu – odparła Cardenia, wstając z ławki i przyglądając się zjawie ojca. Była doskonale odwzorowana. Można jej było niemal dotknąć. Cardenia tego nie zrobiła. – Byłeś wtedy martwy.

      – Nadal jestem. Świadomość, która była mną, już odeszła. Cała reszta została zapisana.

      – Więc nie masz teraz świadomości?

      – Nie, nie mam, ale mogę z tobą rozmawiać tak, jakbym miał. Możesz mnie zapytać o cokolwiek, a ja ci odpowiem.

      – Co o mnie sądzisz? – wypaliła bez większego namysłu.

      – Zawsze uważałem cię za miłą młodą damę. Mądrą, troszczącą się o mnie. Myślę, że nie będziesz zbyt dobrym imperoksem.

      – Dlaczego nie?

      – Bo Wspólnota nie potrzebuje teraz miłego imperoksa. Właściwie nigdy takiego nie potrzebowała, ale jest skłonna go tolerować, jeśli nie dzieje się nic ważnego. Trudno coś takiego powiedzieć o obecnych czasach.

      – Nie byłam dzisiaj zbyt miła dla komitetu wykonawczego – powiedziała Cardenia, zdając sobie sprawę, że jej słowa przypominają dziecinne tłumaczenie się.

      – Jestem przekonany, że tuż po mojej śmierci, na pierwszym spotkaniu z tobą, komitet dał całkiem przekonujący pokaz uległości i powściągliwości. Sprawdzają też, jak długi łańcuch będzie dla ciebie najlepszy, tak aby mogli uzyskać od ciebie wszystko, czego tylko zapragną. Wkrótce zaczną pociągać za ten łańcuch.

      – Nie wiem, czy podobasz mi się w tej zupełnie szczerej wersji – skomentowała Cardenia.

      – Jeśli chcesz, możemy dostosować moje modelowanie bliżej tego, jaki byłem za życia.

      – Chcesz mi powiedzieć, że za życia mnie okłamywałeś?

      – Nie bardziej niż wszyscy inni.

      – No to mnie uspokoiłeś.

      – Za życia byłem człowiekiem, posiadałem ego, tak jak każdy. Miałem własne pragnienia i zamiary. Tu jestem wyłącznie wspomnieniami i moim zadaniem jest ci towarzyszyć, jako obecnemu imperoksowi. Nie mam ego, któremu można by schlebiać, a twojemu będę schlebiał, tylko jeśli mi rozkażesz. Radziłbym jednak, żebyś tego nie robiła. To by mnie uczyniło mniej użytecznym.

      – Kochałeś mnie?

      – To zależy, jak rozumiesz miłość.

      – To brzmi jak dyktowana przez ego próba uniknięcia odpowiedzi.

      – Wywoływałaś we mnie czułość. Byłaś niewygodna, dopóki nie stałaś się konieczna na potrzeby sukcesji. Gdy zostałaś arcyksiężną, poczułem ulgę, że mnie nie nienawidzisz. Nikt nie mógłby cię krytykować, gdyby było inaczej.

      – Kiedy umierałeś, powiedziałeś, że żałujesz, że nie poświęciłeś więcej czasu, aby mnie kochać.

      Attavio VI skinął głową.

      – Tak, mogłem powiedzieć coś takiego. Wyobrażam sobie, że faktycznie mogłem wówczas tak myśleć.

      – Nie pamiętasz tego.

      – Jeszcze nie. Ostatnie chwile mojego życia jeszcze nie zostały zgrane.

      Cardenia nie drążyła tematu.

      – Na swoje imperialne imię wybrałam Grayland II, tak jak sugerowałeś.

      – Tak, przynajmniej ta informacja jest już w naszej bazie. Dobrze.

      – Czytałam o niej.

      – Tak, zamierzałem cię o to poprosić.

      – Poprosiłeś, zanim umarłeś. Dlaczego chciałeś, żebym przyjęła imię po niej?

      – Bo miałem nadzieję, że zainspiruje cię, aby poważnie podejść do tego, co stanie się później i czego będzie to od ciebie wymagać – powiedział Attavio VI. – Wiesz już o hrabim Claremont, tym z Kresu?

      – Tak, wiem. – odparła Cardenia. – Twój dawny kochanek.

      Attavio VI się uśmiechnął.

      – W żadnym wypadku. To przyjaciel. Bardzo dobry przyjaciel i naukowiec. Przyszedł do mnie z informacją, której nikt inny nie posiadał i wolałby jej nie poznać. Musiał prowadzić swoje prace i badania z dala od głupoty dworu, rządu, a nawet od społeczności naukowej Wspólnoty. Jest kimś, kto gromadził dane przez bardzo długi czas, teraz już będzie ponad trzydzieści lat. O tym, co się stanie, wie więcej, niż ktokolwiek inny. Musisz być na to przygotowana. Obecnie nie jesteś na to gotowa w najmniejszym stopniu. Obawiam się, że nie będziesz dostatecznie silna, aby spojrzeć w przyszłość.

      Cardenia wpatrywała się w ducha Attavio VI, który przed nią stał: mały, sympatyczny, ze strapionym uśmiechem na twarzy.

      – No więc? – zapytała w końcu Cardenia. – Co to takiego?

      ROZDZIAŁ 4

      – Kto z was wie, co to jest Wspólnota? – zapytał Marce Claremont z mównicy planetarium.

      Kilka dłoni ośmiolatków siedzących na krzesłach wystrzeliło w górę. Marce przyglądał się rękom w poszukiwaniu tej, która musiała należeć do malca najusilniej chcącego odpowiedzieć na pytanie. Wybrał tę z drugiego półokręgu krzeseł.

      – Tak, ty.

      – Muszę do łazienki – powiedziało dziecko.

      Za