John Scalzi

Upadające Imperium


Скачать книгу

Wspólnocie rozkwitnąć: domeną parlamentu jest stanowienie praw i wymiar sprawiedliwości, gildii – handel i dobrobyt, zaś duchowość i poczucie wspólnoty należą do spraw Kościoła. Ponad nimi zaś jest imperoks, matka wszystkich, która zapewnia porządek.

      – Mówiąc to, wasza wysokość…

      – Nie zapominaj, że ród Wu także stanowi gildię – powiedziała Cardenia, przerywając Edmunkowi, którego te słowa wyraźnie zbiły z pantałyku. – Dlatego też nie zaniedbamy interesów gildii. Jesteśmy również matką Kościoła i zwyczajnym członkiem parlamentu. Wszystko stanowi przedmiot naszego zainteresowania, aby sprawiedliwie wszystkich traktować. Omówimy sprawy gildii, kiedy nadejdzie właściwy czas, panie Edmunk. Nie jesteśmy jednak naszym ojcem. Nie jestem głucha na obietnice, które wam złożył, ale też mnie one nie wiążą. Teraz ja jestem imperoksem, nie mój ojciec.

      „No – pomyślała Cardenia, beznamiętnie wpatrując się w Edmunka – przetraw to sobie przez chwilę”.

      Edmunk spuścił wzrok, kłaniając się.

      – Wasza wysokość – powiedział.

      – Jeśli chodzi o parlament, wasza wysokość, jest jeszcze jedna, niezwykle ważka kwestia – odezwała się Ranatunga. – Doszły nas słuchy, że rebelia na Kresie weszła w nową i bardziej niebezpieczną fazę. Książę śle zapewnienia, że wszystko ma pod kontrolą, ale tamtejszy dowódca Imperialnych Marines ocenia sytuację mniej optymistycznie. Uważa, że książę zostanie usunięty w ciągu dwóch standardowych lat. Oczywiście tę notatkę wysłano dziewięć miesięcy temu. Nikt nie wie, jak sytuacja przedstawia się teraz.

      – Nasi marines interweniowali?

      – Polityka ojca waszej wysokości, podobnie jak kilku imperoksów przed nim, opierała się na przyzwoleniu, aby Kres zajmował się swoimi sprawami we własnym zakresie. Marines stacjonują tam głównie po to, żeby nie pozwolić komukolwiek opuścić planety bez zezwolenia. Dowódca pisze, że od imperoksa, poprzedniego imperoksa, otrzymali tylko zadanie pilnowania bezpieczeństwa hrabiego Claremont.

      – Kto to taki?

      – Pamiętam go, pani – wtrąciła się Korbijn. – Pomniejszy szlachcic z Sofali, którego znaczenie wzrosło za sprawą twego ojca. Był jego przyjacielem z uniwersytetu. To fizyk, który badał Nurt.

      – Dlaczego nasz ojciec go wygnał?

      – Ojciec waszej wysokości zaoferował mu tytuł tuż przed małżeństwem z panią Glenną.

      „A to dopiero mało subtelna wskazówka” – pomyślała Cardenia. Arcybiskup w niezbyt oględny sposób sugerowała, że kwestia ojca i tego hrabiego była jedną ze spraw poruszonych przed małżeństwem Batrina, które ewidentnie stanowiło związek dynastyczny. To dzięki temu ród Costu wyrósł na jedną z najpotężniejszych gildii.

      Wiadomość nieco zaskoczyła Cardenię, bowiem przez cały czas, kiedy znała ojca, nieodmiennie pozostawał niezbyt roznamiętnionym heteroseksualistą. Jednak jest takie miejsce i czas, że może się zdarzyć praktycznie wszystko, a zwie się „uniwersytet” i jak by nie było, rzeczony hrabia stanowiłby pierwszego niewygodnego kochanka, którego imperoks musiał usunąć z widoku, równocześnie awansując go w hierarchii tytułów szlacheckich i wysyłając gdzieś bardzo, bardzo daleko. To by też tłumaczyło obserwację Claremonta ze strony imperialnego wojska.

      Cardenia kiwnęła głową ze zrozumieniem.

      – Na razie chcemy kontynuować politykę naszego ojca, ale będziemy chcieli wysłuchać pełnego sprawozdania.

      – To jedno ze spotkań uwzględnionych w zaproponowanym harmonogramie – powiedziała Korbijn. – A skoro wreszcie dochodzimy do tematu małżeństwa…

      – Masz zamiar podnieść kwestię Amita Nohamapetana, prawda? – Cardenia weszła jej w słowo tonem nieco mniej formalnym niż ten, jaki udawało jej się utrzymywać do tej pory.

      – Nohamapetanowie usilnie na nie nalegają – odparła niemal przepraszająco Korbijn.

      – Nie jesteśmy naszym bratem. Nie poczyniliśmy żadnych zobowiązań względem poślubienia kogoś z ich rodziny.

      – Z całym szacunkiem, wasza wysokość, ród Nohamapetan uważa, że zobowiązania zostały zawarte nie między bratem waszej wysokości a panią Nadashe, lecz między ich rodem a rodem Wu. Precedens wskazuje na słuszność ich argumentu. W roku 512 arcyksiężna Davina była zaręczona z członkiem rodu Edmunk, ale zmarła przed ślubem. Jej brat, który miał wkrótce zostać Chonglinem I, poślubił kuzynkę poprzedniego narzeczonego, wychodząc z założenia, że sprawy już zostały wprawione w ruch.

      Cardenia odwróciła się do Naffy.

      – Jak zmarła arcyksiężna Davina?

      – Samobójstwo, wasza wysokość – odparła Naffa. Cardenia wiedziała, że przyjaciółka będzie znała odpowiedź albo natychmiast ją znajdzie. – Wyskoczyła ze śluzy w Xi’an. W liście pożegnalnym wskazała, że zaręczyny nie leżały w jej najlepiej pojętym interesie.

      Teraz Cardenia zwróciła się do Lenna Edmunka.

      – Mamy nadzieję, że nie uważasz, iż stawia cię to w negatywnym świetle, panie Edmunk.

      – Dziękuję, wasza wysokość.

      – Wasza wysokość, czy mogę zasugerować, aby wasza wysokość chociaż rozważyła roszczenia Amita Nohamapetana – nalegała Korbijn. – Odkładając na bok wszelkie teoretyczne ustalenia między waszymi rodzinami, jego ród stanowi wielką potęgę pośród gildii. – Zerknęła na Edmunka, który patrzył na imperoks i zdawał się nieobecny. – Wiele z potencjalnych problemów i spraw związanych z gildiami można by od ręki rozwiązać dzięki takiemu przymierzu.

      Cardenia uśmiechnęła się ponuro.

      – I żadne inne rody nie sprzeciwiają się temu związkowi?

      – Nie, wasza wysokość – odparł Edmunk.

      – Cóż – powiedziała zaskoczona Cardenia – zatem mamy tu rzadki przypadek jednomyślności wśród gildii. Niemal bez precedensu w ciągu ostatniego tysiąclecia.

      – Jestem przekonana, że każdy się zgodzi, iż w interesie Wspólnoty leży ustalenie wszelkich kwestii związanych z sukcesją raczej wcześniej niż później – stwierdziła Korbijn.

      To podniosło Cardenii ciśnienie.

      – Jesteśmy ukontentowani, wasza wielebność, że ten komitet zdaje się być jednomyślny co do tego, iż najważniejszą częścią naszej osoby jest macica.

      Korbijn miała przynajmniej tyle przyzwoitości, żeby się zarumienić.

      – Proszę waszą wysokość o wybaczenie. Nic nie jest odleglejsze od prawdy. Z pewnością jednak imperoks musi mieć świadomość, że gdyby waszej wysokości coś się stało, natychmiast pojawiłyby się roszczenia do tronu w obrębie rodu Wu ze strony licznych kuzynów waszej wysokości. Wielu z nich było dalekich od zadowolenia, kiedy, niewątpliwie słusznie, zostałaś uznana za drugą w linii sukcesji po swoim bracie. Wyraźna kolejność sukcesji zażegna wszelkie wątpliwe kwestie.

      – Zażegna groźbę wojny domowej – dodała Ranatunga.

      – Czy zgodzicie się z nami, że wydaje się mało prawdopodobne, abyśmy zginęli przed naszą koronacją? – zwróciła się Cardenia do komitetu.

      – Takie założenie wydaje się rozsądne, wasza wysokość – zgodziła się Korbijn z uśmiechem.

      – Zatem sugerujemy, by omówić ten temat po koronacji. Jeśli chcesz – Cardenia skinęła głową w kierunku Korbijn – możesz podczas ceremonii usadzić ród Nohamapetan na najlepszych