picie (w tym momencie sama byłam już od sześciu miesięcy zamężna). Beverly pomogła mi zdać sobie sprawę, że byłam w dzieciństwie zaniedbywana z powodu alkoholizmu ojca i choroby matki. Dlatego znalazłam sobie wiernego kompana oraz pocieszenie w jedzeniu i stałam się kompulsywnym żarłokiem. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego mam obsesję na punkcie jedzenia, i nie potrafiłam powiązać swoich nawyków żywieniowych z żadnym nastrojem itp. Teraz rozumiem. Ponadto czytając Pana książkę, odkryłam, że jestem współuzależniona i przejawiam wszystkie wymienione przez Pana charakterystyczne cechy córki mającej ojca alkoholika, a także część pojawiających się w przypadku matki alkoholiczki. Beverly pomogła mi zrozumieć, że mimo iż pił tylko mój tata, to cechy alkoholików przejawiali oboje rodzice, bo matka nie była w stanie zadbać o siebie – a tym bardziej o mnie!
Panie Doktorze, dziękuję za to, że zajął się Pan tą tematyką, pisze książki i prowadzi odczyty poświęcone tym zagadnieniom. Otworzył mi Pan oczy na powody, dla których jestem, jaka jestem; zapewnił mi Pan lepsze pojęcie o tym, kim jestem i skąd przychodzę, a także dokąd chcę iść dalej! Mam jeszcze do wykonania mnóstwo pracy „nad sobą”, ale uczę się siebie kochać i z Bożą pomocą oraz takimi informacjami, jakich Pan udziela, stanę się w końcu umysłowo i fizycznie zdrowym człowiekiem.
Grace Ann
Szanowny Panie Doktorze,
chcę powiedzieć Panu, że zostało mi już tylko kilka ostatnich stron Pana książki i że pomogła mi ona uporządkować mnóstwo uczuć. Wiem, że wciąż czeka mnie długa droga, ale wiem także, że najgorsze jest już zdecydowanie za mną. Wcześniej byłam świadoma wielu spraw, które Pan wymienia, ale nie wiedziałam, jak się one łączą z tym, co przeszłam, gdzie jestem i dokąd zmierzam.
Wiem, że na pewno jest Pan szalenie zajęty, mam jednak jedno pytanie. (No, może dwa). Jeśli Pan nie odpowie, w pełni to zrozumiem, ale mimo wszystko muszę je zadać. Czytając Pana książkę, uświadomiłam sobie między innymi, że walczę o kontrolę w dosyć restrykcyjnym związku, który obecnie jest niezdrowy (w zasadzie zawsze był niezdrowy; mam nadzieję, że kiedyś może się to zmienić), z mężczyzną podejmującym ryzykowne zachowania. Czy jest prawdopodobne, że da się uratować ten związek, szczególnie jeśli widzę teraz, iż mam przed sobą długi proces własnego zdrowienia? Czy jest prawdopodobne, żebym stała się w pełni zdrowa i została taką osobą, jaką chcę być – i wiem, że mogę być – w tej relacji?
Mam nadzieję, że będę kiedyś mogła otrzymać od Pana autograf na moim egzemplarzu Wyrosnąć z DDA.
Raz jeszcze dziękuję za poświęcony mi czas oraz za wszystkie bezcenne informacje z Pana książki, które pomogły mi tyle dowiedzieć się o mnie samej w przeszłej, teraźniejszej i przyszłej postaci.
Z poważaniem
Autumn
Panie Doktorze,
w tym tygodniu wysłuchałam nagrania Pańskiego wykładu o Wyrosnąć z DDA, żeby ponownie przybliżyć się do realiów moich problemów oraz ich przyczyn. Znakomicie pasuję do Pańskiego opisu córki ojca alkoholika. Kiedy pierwszy raz czytałam Wyrosnąć z DDA, na długo zanim zaczęłam odwyk, wiedziałam, że poznał mnie Pan dzięki wywiadom z kobietami w całym kraju. Wtedy zaczęła się dla mnie ta znajomość, choć nigdy nie spotkałam Pana osobiście. W swojej książce opowiadał Pan o mnie światu i nagle przestałam się czuć tak osamotniona, bo sekret wyszedł w końcu na jaw.
Jakaś cząstka mnie chciała pożyczyć tę książkę mojej mamie, ale ona nie była otwarta na myśl, że moje problemy mogą mieć cokolwiek wspólnego z nią. Musiałam ukrywać przed nią swój ból, a jedyny sposób, w jaki mogłam to robić, zapewniały narkotyki i alkohol. W mojej małej mieścinie specjaliści od zdrowia psychicznego zajmowali się tylko umysłowo chorymi. Poza tym, gdyby w naszej małej społeczności wydało się, że nie funkcjonuję jak należy, matka traktowałaby mnie jeszcze gorzej. Nie miałam z kim porozmawiać na swój temat, żyłam więc zamknięta w sobie i stworzyłam wewnętrzny świat, który zabezpieczał mnie przed okazywaniem cierpienia.
Na odwyku jestem zdezorientowana. Jeśli ufam swemu światu wewnętrznemu i zamykam się w sobie, w końcu ląduję na oddziale psychiatrycznym. Ale kiedy ujawniam przed sobą swoje myśli i uczucia, strasznie się boję. Jestem bezbronna. Myślę tylko o tym, kto mnie zaraz zrani. Niemal każda kobieta w moim życiu staje się moją niewrażliwą/współuzależnioną matką; niemal każdy mężczyzna staje się moim ojcem.
W ostatnim tygodniu poruszam się w tak gęstej mgle, że ufam tylko ścieżce, którą musiałam wybrać w lesie mojego wewnętrznego świata. Tam uciekam od wrogich drzew z Czarnoksiężnika z Krainy Oz. Odpoczywam obok niedźwiedzia, który zapadł w sen zimowy. Trzęsę się z zimna w deszczu i idę boso po błotnistym szlaku. I myślę, jak cudownie byłoby przeżyć drugi raz takie dzieciństwo, o jakim dziś marzę. Chcę być córką rodziców, którzy kochają mnie bez zastrzeżeń, bo tego pragną. Mam nadzieję, że mi się poprawi.
Z poważaniem
Lois
Szanowny Panie Doktorze,
dorastanie w domu z agresywnym ojcem alkoholikiem sprawiło, że miałam wiele niezaspokojonych potrzeb i stałam się bardzo poraniona. Podejrzewam, że przez cały czas było to oczywiste, tylko ja nie byłam gotowa zdać sobie z tego sprawy czy tego przyznać.
Myślę, że kiedy byłam mała, miałam poniżej dziesięciu lat, prawdopodobnie pragnęłam od mojego ojca aprobaty i miłości. Ale po ukończeniu dziesięciu, jedenastu lat zaczęłam sobie uświadamiać, jak jest okropny. Zdałam sobie sprawę, że za dużo pije; zaczęły to zauważać moje koleżanki i robić na ten temat uwagi. Byłam upokorzona, zażenowana i zawstydzona. Zdałam też sobie sprawę, że wszystkie awantury, które wybuchały między rodzicami, powstawały z jego winy. Nie chciałam mieć nic wspólnego z nim ani z moją chorą rodziną. Wychodziłam z domu i udawałam, że to nie jest moja rodzina, ale w rzeczywistości ci ludzie sterowali moim życiem.
Patrząc z perspektywy, uświadomiłam sobie, jak dużo czasu i energii przeznaczałam na marzenia i wyobrażanie sobie, że zostanę przez kogoś wyratowana, zaakceptowana i pokochana. Nie tyle pragnęłam aprobaty (miałam wysokie kompetencje i wiele osiągnięć), co chciałam być kochaną i uwierzyć, że w ogóle można mnie kochać. Pragnęłam mieć kochającą rodzinę i chciałam uwierzyć, że mogę być kochana przez jakiegoś mężczyznę jak córka. Po prostu zżerało mnie pragnienie posiadania prawdziwego ojca. Tęskniłam do tej miłości oraz poczucia bezpieczeństwa i opieki.
W końcu zrobiłam się bardzo zmęczona – zmęczona życiem, zmęczona presją i stresem bycia idealną i troszczenia się o wszystkich. Byłam zmęczona koniecznością ciągłego chronienia mojej matki i rodzeństwa przed jego przemocą. Chciałam, żeby to o mnie ktoś się zatroszczył; żeby ktoś mnie wyratował. Chciałam, żeby ktoś okazał, że mu na mnie zależy. Wszystko było takie pokręcone.
Ta tęsknota za miłością ojca ani na moment nie opuszczała mnie przez lata studiów, splatając się jednocześnie z moimi innymi rozpaczliwymi wołaniami o wybawienie. Wszystkie te uczucia i myśli kotłowały się we mnie. Przez te niezaspokojone potrzeby byłam cała poobijana i ślepa.
I wtedy pojawił się facet, który twierdził, że uda mu się zaspokoić moje potrzeby. Stałam się dzieckiem; tak jakby cząstka mnie ponownie doświadczała bólu dzieciństwa i chciała, by ktoś mnie z niego wybawił. Miałam poczucie, jakby mnie ratował, i chciałam w to wierzyć. Pozwoliłam, aby moje dziecięce fantazje o posiadaniu kochającego ojca przejęły stery mojego dorosłego życia. Postrzegałam siebie jako bezradną. On przekonywał mnie, że jestem bezradna i że go potrzebuję, co zresztą nie było trudne. Coś we mnie stało się dzieckiem – potrzebującym, niezdolnym do samodzielnego podejmowania decyzji, przestraszonym i pragnącym, by ktoś je uratował.
Pozwoliłam mu na sprawowanie nade mną