Były to rozbryzgi wody, które wystrzeliły z oceanu, kiedy rozpruł jego powierzchnię. Niska grawitacja pozwoliła, by napięcie powierzchniowe nadało im taki kształt. Fan dotknął jednej z tych kul. Rozerwała się z dziwnym metalicznym dzwonieniem, które w niczym nie przypominało dźwięków, jakie w jego mniemaniu mogła wydawać woda.
Poza tymi kulami na szczycie wodnej góry panował spokój, napierające zewsząd fale załamywały się łagodnie. Było to bez wątpienia oko cyklonu, jedyne spokojne miejsce w ogólnym chaosie. Ciszę podkreślało dobiegające z dala wycie wiatru. Rozejrzawszy się, Feng Fan stwierdził, że razem z górą znajduje się w ogromnej „studni”. Jej ściany tworzyła wirująca, spieniona woda. Ta wodna masa powoli opływała górę i wydawało się, że sięga ona w przestrzeń kosmiczną. Przez wylot studni napływało światło statku obcych. Oświetlało całe jej wnętrze jak wisząca w kosmosie ogromna lampa. Fan widział tworzące się wokół statku dziwne chmury. Wyglądały jak oplatające go luźną siecią włókna. Roztaczały blask, który zdawał się pochodzić z ich wnętrza. Fan mógł się tylko domyślać, że składały się z kryształków lodu, które powstały, gdy ziemska atmosfera uciekała w kosmos. Chociaż pozornie otaczały statek, w rzeczywistości musiało je od niego dzielić dobrych trzydzieści kilka tysięcy kilometrów. Jeśli jego domysł był słuszny, atmosfera zaczęła już wyciekać, a wylot olbrzymiej, obracającej się studni nie był niczym innym niż dziurą w otoczce Ziemi.
„Nieważne – pomyślał Fan. – Wspiąłem się na szczyt”.
Rozdział 2
Słowa na szczycie góry
Nagle światło przenikające wszystko wokół Feng Fana się zmieniło. Zamigotało, a potem przygasło. Podniósłszy wzrok, Fan zobaczył, że niebieska poświata, która otaczała statek obcych, zniknęła. W tej samej chwili dotarło do niego, że było to światło tła pustego ekranu monitora; cały kadłub tego statku był jednym ogromnym ekranem. Zaledwie ta myśl przyszła mu do głowy, na wielkim ekranie pojawił się obraz. Było to ujęcie zrobione z dużej wysokości i przedstawiało postać unoszącą się na powierzchni oceanu ze zwróconą w górę twarzą. Tą postacią był on. Po trzydziestu sekundach obraz zniknął. Fan natychmiast zrozumiał jego znaczenie – obcy pokazali mu, że go widzą. Poczuł się, jakby naprawdę stał na dachu świata.
Ne ekranie pojawiły się dwie linijki tekstu. Napisane były znakami wszystkich rodzajów pism, jakie widział. Rozpoznawszy słowa „angielski”, „chiński” i „japoński”, domyślił się, że jest to lista wszystkich języków świata. Zauważył też ciemną ramkę szybko przesuwającą się pomiędzy tymi nazwami. Wydało mu się to znajome. Jego domysł wkrótce okazał się słuszny, bo odkrył, że ta ramka podąża za jego wzrokiem. Zatrzymał spojrzenie na znakach tworzących słowo „chiński” i ramka również się na nich zatrzymała. Mrugnął, ale nie otrzymał odpowiedzi.
„Może potrzebne jest podwójne kliknięcie” – pomyślał i zamrugał dwa razy. Ciemna ramka zamigotała i językowe menu ekranu zniknęło. W jego miejsce pojawiło się wielkie słowo po chińsku:
>> Halo!
– Halo! – zawołał Fan w stronę nieba. – Słyszycie mnie?
>> Słyszymy cię, nie musisz krzyczeć. Możemy usłyszeć szelest skrzydeł komara w dowolnym miejscu na Ziemi. Przechwyciliśmy fale elektromagnetyczne wyciekające z waszej planety i dzięki nim nauczyliśmy się waszych języków. Chcemy z tobą trochę pogawędzić.
– Skąd przybywacie? – zapytał Fan już znacznie cichszym głosem.
Na powierzchni ogromnej kuli pojawił się obraz gęstego skupiska czarnych punktów. Łączyła je skomplikowana siatka linii. Były tak zawiłe, że od ich widoku zakręciło mu się w głowie. Najwyraźniej była to jakiegoś rodzaju mapa gwiezdna. Jakby na potwierdzenie jego domysłu jeden z tych punktów zaczął lśnić srebrnym światłem, które stawało się coraz jaśniejsze. Niestety Fan zupełnie nie mógł się w tym połapać, ale był pewien, że ten obraz już gdzieś zapisano. Mogliby go zrozumieć ziemscy astronomowie. Na ekranie ponownie pojawiły się znaki, ale gwiezdna mapa nie zniknęła. Pozostała w tle, niemal jak pulpit na komputerze obcych.
>> Wznieśliśmy górę. Ty podpłynąłeś i wspiąłeś się na nią.
– Wspinanie się na góry to moja pasja – odparł Fan.
>> To nie jest kwestia pasji, my musimy się wspinać na góry.
– Dlaczego? – zapytał Fan. – Czy na waszym świecie jest dużo gór?
Zdawał sobie sprawę, że nie jest to najpilniejsze pytanie, jakie dręczy ludzkość, ale chciał się tego dowiedzieć. Wszyscy, których znał, uważali wspinaczkę górską za głupie zajęcie, mógł więc porozmawiać o tym przynajmniej z obcymi. W końcu przed chwilą powiedzieli, że mają skłonność do wspinaczek, a on wszedł tu sam, z własnej woli.
>> Góry są wszędzie, ale nie wspinamy się na nie tak jak ty.
Feng Fan nie wiedział, czy jest to dosłowny opis, czy abstrakcyjna analogia. Nie miał innego wyboru, jak się do tego przyznać.
– Zatem tam, skąd jesteście, jest mnóstwo gór?
>> Byliśmy otoczeni górą. Ta góra nas zamykała, więc musieliśmy się przez nią przekopać, by się na nią wspiąć.
Ta odpowiedź niczego nie wyjaśniała. Fan długo milczał, zastanawiając się, co obcy próbowali mu przez to powiedzieć.
Wtedy przemówili znowu.
Rozdział 3
Świat we wnętrzu góry
>> Nasz świat jest bardzo prosty. To przestrzeń kulista, o średnicy nieco ponad pięciu tysięcy siedmiuset kilometrów według waszych miar, otoczona zewsząd skalnymi warstwami. W którąkolwiek skierujesz się stronę, twoja podróż zawsze zakończy się przed ścianą litej skały.
Naturalnie ukształtowało to nasz pierwszy obraz kosmosu; zakładaliśmy, że wszechświat składa się z dwóch części. Pierwszą była ta przestrzeń, w której żyliśmy, drugą otaczające ją warstwy skał. Wierzyliśmy, że skały ciągną się bez końca we wszystkie strony. Dlatego postrzegaliśmy nasz świat jako pustą komorę w tym litym wszechświecie i tak też go nazwaliśmy, Komorą, a naszą kosmologię teorią litego wszechświata. Oczywiście teoria ta nie wykluczała możliwości istnienia innych komór w tych nieskończonych warstwach skał. Nie dawała jednak żadnych wskazówek, jak blisko czy daleko mogą się one znajdować. Stało się to dla nas bodźcem do podejmowania ekspedycji badawczych.
– Ale taki wszechświat nie może istnieć, nieskończone warstwy skał zapadłyby się pod własnym ciężarem – zauważył Feng Fan.
>> Wtedy nie wiedzieliśmy o siłach grawitacji. W Komorze jej nie było, więc żyliśmy, nie doświadczając siły przyciągania. To, że istnieje grawitacja, odkryliśmy dopiero wiele tysięcy lat później.
– A więc te komory były planetami w waszym litym wszechświecie? Bardzo ciekawe – skomentował Fan. – Gęstość w naszym wszechświecie jest tego dokładnym przeciwieństwem. Wasz wszechświat musi być prawie zupełnym negatywem rzeczywistego wszechświata.
>> Rzeczywistego wszechświata? W swojej ignorancji uważacie, że wszechświat jest taki, jaki teraz znacie. Nie macie pojęcia, jaki jest rzeczywiście. My zresztą też.
Upokorzony Fan postanowił trzymać się swojej dotychczasowej linii dochodzenia.
– Czy w waszym świecie były światło, powietrze i woda?
>> Nie i nie potrzebowaliśmy ich. Nasz świat składał się w całości z ciał stałych. Nie było na nim żadnych gazów ani cieczy.
– Żadnych gazów ani cieczy. Jak przetrwaliście?