Ken Follett

Zima świata


Скачать книгу

mężczyzna, który mógł być reporterem, wyprowadzał z budynku bojówkarza brunatnych koszul, trzymając jego głowę w mocnym uścisku. Carla i jej matka wyszły za nimi. Z tyłu podążał drugi bojówkarz.

      Dziennikarz zbliżył się do dwóch policjantów, nie puszczając napastnika.

      – Proszę aresztować tego człowieka, nakryłem go na okradaniu redakcji – powiedział. – W jego kieszeni znajdą panowie słoik kawy.

      – Niech go pan puści – odrzekł starszy funkcjonariusz.

      Reporter niechętnie wykonał polecenie.

      Bojówkarz, który wyszedł za Maud, stanął obok kolegi.

      – Jak się pan nazywa? – spytał policjant reportera.

      – Jestem Rudolf Schmidt, korespondent parlamentarny tygodnika „Demokrata”.

      – Aresztuję pana pod zarzutem napaści na policjantów.

      – To śmieszne, ja przyłapałem tego człowieka na kradzieży!

      Policjant skinął na bojówkarzy brunatnych koszul.

      – Zabierzcie go na komendę.

      Mężczyźni złapali Schmidta za ręce. Dziennikarz chciał stawić opór, lecz nagle zmienił zamiar.

      – W następnym numerze „Demokraty” ukaże się dokładna relacja o tym incydencie! – ostrzegł.

      – Nie będzie następnego numeru – warknął funkcjonariusz. – Zabrać go.

      Nadjechał wóz strażacki i wyskoczyło z niego kilkunastu strażaków.

      – Musimy opróżnić budynek – oznajmił szorstkim głosem dowódca.

      – Wracajcie do siebie, nie ma pożaru – odparł starszy z dwóch policjantów. – Szturmowcy zamykają komunistyczne pisemko.

      – To nie moja sprawa – stwierdził strażak. – Włączono alarm, muszę wyprowadzić wszystkich, łącznie ze szturmowcami. Takie jest moje zadanie. Poradzimy sobie bez waszej pomocy.

      Strażacy weszli do budynku.

      – Och, nie! – jęknęła Maud. Carla odwróciła się i zobaczyła matkę, która patrzyła na maszynę leżącą na ulicy. Metalowa obudowa oderwała się od korpusu, odsłaniając połączenia klawiszy z prętami. Klawiatura wygięła się, jedno zakończenie rolki odpadło, dzwoneczek sygnalizujący koniec wiersza leżał smętnie na ziemi. Maszyna do pisania nie była cennym przedmiotem, lecz Maud wyglądała tak, jakby za chwilę miała wybuchnąć płaczem.

      Brunatne koszule i pracownicy tygodnika wychodzili z gmachu prowadzeni przez strażaków. Sierżant Schwab opierał się, pokrzykując gniewnie:

      – Tam się nie pali!

      Strażacy wypchnęli go, nie zważając na protesty.

      Jochmann podszedł do Maud.

      – Nie zdążyli wyrządzić wielkich szkód, strażacy ich powstrzymali. Ten, kto włączył alarm, wyświadczył nam przysługę!

      Carla, która obawiała się reprymendy za wywołanie fałszywego alarmu, teraz uświadomiła sobie, że postąpiła najlepiej, jak to było możliwe.

      Maud ocierała oczy rękawem. Ten gest świadczył o tym, jak bardzo jest wstrząśnięta. Gdyby zrobiła to Carla, zaraz by ją upomniano, że trzeba używać chusteczki do nosa. Dziewczynka wzięła matkę za rękę.

      – I co my teraz poczniemy? – Matka Carli nigdy nie zadawała takich pytań, zawsze umiała znaleźć wyjście z sytuacji.

      Nagle Carla zauważyła, że w pobliżu stoi dwoje ludzi, i spojrzała na nich. Kobieta była mniej więcej w wieku Maud, bardzo ładna, roztaczała aurę osoby świadomej, że ma władzę. Carla skądś ją znała, lecz nie wiedziała skąd. Stojący obok młody mężczyzna mógł być jej synem. Szczupły i niezbyt wysoki, wyglądał jak gwiazdor filmowy. Jego twarz o regularnych rysach wydawałaby się aż nazbyt urodziwa, gdyby nie nos, który był spłaszczony i zniekształcony. Oboje sprawiali wrażenie wstrząśniętych, młodzieniec zbladł z gniewu.

      Kobieta odezwała się pierwsza, mówiła po angielsku:

      – Cześć, Maud. – Głos wydał się Carli znajomy. – Nie poznałaś mnie? Jestem Ethel Leckwith, a to Lloyd.

      II

      Lloyd Williams zapisał się w Berlinie do klubu bokserskiego, w którym za parę pensów mógł trenować przez godzinę. Klub mieścił się w robotniczej dzielnicy Wedding, na północ od centrum miasta. Ćwiczył z piłką lekarską i skakanką, młócił pięściami gruszkę, a potem zakładał kask i boksował przez pięć rund na ringu. Trener znalazł mu sparingpartnera, Niemca w tym samym wieku i o tej samej wadze. Lloyd walczył w wadze półśredniej. Młody Niemiec miał szybki, zaskakujący cios i kilka razy zdołał mocno trafić Lloyda, zanim ten wyprowadził lewy sierpowy i posłał przeciwnika na deski.

      Londyński East End, gdzie się wychował, był złą dzielnicą. Gdy miał dwanaście lat, pobito go w szkole. „Mnie też to spotkało – rzekł jego ojczym, Bernie Leckwith. – Ot, klasowy łobuz uwziął się na najinteligentniejszego chłopaka w szkole”. Ojczym był Żydem, jego matka znała wyłącznie jidysz. Zaprowadził Lloyda do klubu bokserskiego Aldgate. Ethel tego nie chciała, lecz Bernie postąpił wbrew jej woli, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło.

      Lloyd nauczył się szybko poruszać i mocno uderzać, i napaści ustały. Złamano mu nos, przez co stracił nieco ze swej chłopięcej urody. Jednocześnie odkrył w sobie talent. Miał szybki refleks i instynkt bojowy, wygrywał turnieje. Trener był rozczarowany na wieść o tym, że Lloyd chce studiować w Cambridge, zamiast przejść na zawodowstwo.

      Lloyd wziął prysznic, włożył garnitur i poszedł do baru chętnie odwiedzanego przez robotników. Usiadł przy stoliku i napisał do przyrodniej siostry Millie list o incydencie z brunatnymi koszulami. Millie zazdrościła mu podróży z matką, obiecał więc, że będzie często pisał i relacjonował, co się dzieje.

      Poranna rozróba go poruszyła. Polityka stanowiła część życia Lloyda: matka była deputowaną do parlamentu, ojciec pełnił funkcję radnego dzielnicy, on zaś przewodniczył londyńskiej młodzieżówce Partii Pracy. Zawsze jednak polityka ograniczała się do debatowania i głosowania. Aż do dziś. Nigdy nie widział, by umundurowane zbiry demolowały siedzibę jakiejś organizacji na oczach roześmianych gliniarzy. Tak wygląda polityka prowadzona bez białych rękawiczek, i ten obraz wstrząsnął Lloydem.

      Czy to mogłoby się zdarzyć w Londynie? – pisał. W pierwszym odruchu pomyślał, że to wykluczone. Jednak Hitler miał sympatyków wśród brytyjskich przemysłowców oraz właścicieli gazet. Zaledwie przed kilkoma miesiącami zbuntowany parlamentarzysta, sir Oswald Mosley, utworzył Brytyjski Związek Faszystów. Jego członkowie paradowali w uniformach przypominających mundury. Co będzie dalej?

      Skończył pisać, złożył list, a potem wsiadł do metra jadącego do śródmieścia. On i matka mieli zjeść obiad z Walterem i Maud von Ulrichami. Lloyd przez całe życie słuchał opowieści o Maud. Jej przyjaźń z matką Lloyda była czymś niezwykłym: Ethel rozpoczęła swoje życie zawodowe jako pokojówka w wielkim domu należącym do rodziny Maud. Później obie zostały sufrażystkami i razem walczyły o prawo wyborcze dla kobiet. W czasie wojny wydawały feministyczną gazetkę „Żona Żołnierza”. Poróżniły się w kwestii taktyki i ich drogi się rozeszły.

      Lloyd dobrze pamiętał wizytę von Ulrichów w Londynie w 1925 roku. Miał dziesięć lat i był zakłopotany, że nie zna niemieckiego, chociaż Erik i Carla, którzy mieli pięć lat i trzy lata, mówili w obu językach. Właśnie wtedy Ethel i Maud postanowiły puścić w niepamięć dawne nieporozumienia.

      Restauracja