istnienia. Wszystko inne traci znaczenie. Naprawdę znaczącym doświadczeniem pozostaje egzystencjalna samotność.
Od pięćdziesiątego szóstego do sześćdziesiątego trzeciego roku życia stajesz się w sposób całkowity tym, czym masz się stać. Rozkwita twój potencjał. Od sześćdziesiątego trzeciego do siedemdziesiątego roku życia przygotowujesz się stopniowo do porzucenia ciała. Pojawia się w tobie rozpoznanie, że nie jesteś ani ciałem, ani umysłem.
Świadomość, że nie jesteś tożsamy ze swoim ciałem, pojawia się gdzieś około trzydziestego piątego roku życia. Około czterdziestego dziewiątego roku życia pojawia się świadomość, że nie jesteś tożsamy ze swoim umysłem. W końcowym etapie życia wszystkie inne rzeczy odchodzą, pozostaje jedynie bycie świadkiem jaźni – czysta świadomość, płomień czystej świadomości. To oznacza przygotowanie do śmierci.
Wiek siedemdziesięciu lat stanowi naturalny wymiar ludzkiego życia. Jeżeli przebieg życia był zgodny z naturą, człowiek umiera z ogromną radością, w ekstazie, czuje się pobłogosławiony świadomością, że to życie nie było pozbawione sensu. Człowiek czuje, że znalazł swój dom. Kiedy odczuwa spełnienie, jest gotów błogosławić całej egzystencji. Przebywanie obok takiej osoby w czasie jej umierania stanowi niezwykłe doświadczenie. Kiedy taki człowiek opuszcza swoje ciało, czujesz, jakby spadały na ciebie niewidzialne kwiaty. Nie możesz ich widzieć, ale czujesz, że istnieją. Jest to czysta radość, tak intensywna, że nawet niewielka jej dawka wystarcza, by przemienić całe życie.
Pewna osoba zapytała mnie: „W jaki sposób rozpocząć podróż w kierunku miłości?”. Skoro zadałeś to pytanie, podróż już się rozpoczęła. Jesteś w podróży. Rozpoznaj intuicyjnie ten fakt, a stanie się to początkiem.
Pozostajesz w ciągłym ruchu, dokądś zmierzasz – świadomie czy nieświadomie, dobrowolnie czy pod przymusem. W twoim wnętrzu ciągle ewoluuje egzystencja, ciągle coś się tworzy. Pytanie w rzeczywistości dotyczy nie tego, w jaki sposób rozpocząć podróż, lecz tego, jak ją rozpoznać. Podróż odbywa się tu i teraz. Ty jeszcze tego nie widzisz.
Drzewa umierają, lecz nie są tego świadome, podobnie jak ptaki i zwierzęta. Tylko istoty ludzkie są świadome tego, że muszą umrzeć. Ta świadomość jest przymglona, niejasna.
Podobnie jest ze świadomością życia. W jaki sposób mógłbyś wiedzieć, że żyjesz, jeżeli nie poznałbyś śmierci? Skąd wiedziałbyś, że żyjesz, jeżeli nie wiedziałbyś, że w przyszłości umrzesz? Rozpoznanie obu procesów następuje jednocześnie.
Człowiek w pewnym stopniu rozpoznaje fakt, że w przyszłości czeka go śmierć, jednak to rozpoznanie pozostaje niewyraźne, przesłonięte grubą zasłoną. To samo stwierdzenie odnosi się do życia. Żyjesz, ale dokładnie nie wiesz, co to znaczy być żywym. I w tym wypadku świadomość pozostaje zamglona. Kiedy mówię o rozpoznaniu, mam na myśli stan czujności, stan uważności na działanie życiowej energii. Uświadomienie sobie własnego istnienia jest początkiem podróży do krainy miłości. Jej zakończenie wiąże się z osiągnięciem stanu absolutnej czujności, która nie pozostawia miejsca ciemności. W rzeczywistości ta podróż nigdy się nie zaczyna i nigdy nie kończy. Będziesz kontynuował tę podróż nawet po osiągnięciu stanu całkowitej czujności i klarowności, ale wtedy zmieni ona całkowicie swój charakter. Stanie się czystą rozkoszą. W chwili obecnej jest czystym cierpieniem.
W jaki sposób rozpocząć podróż w kierunku miłości? Stań się bardziej świadomy swoich działań, relacji, ruchów. Nawet gdy robisz zwykłą rzecz, na przykład przechadzasz się po ulicy, próbuj pozostawać czujny. Próbuj stawiać kroki z pełną świadomością. Budda mawiał do uczniów: „Kiedy robicie krok prawą stopą, pamiętajcie, że jest to prawa stopa; kiedy robicie krok lewą stopą, pamiętajcie, że jest to lewa stopa”. Kiedy robisz wdech, pamiętaj: „Teraz robię wdech”; kiedy robisz wydech, pamiętaj: „Teraz robię wydech”. Nie chodzi o to, by werbalizować te procesy. Wystarczy świadomość faktu, że oddychasz. Mówię do ciebie i dlatego muszę używać słów. Kiedy staniesz się czujny i uważny, nie będziesz potrzebował słów. Słowa są przeszkodą. Nie używaj słów, po prostu odczuwaj oddech, który wchodzi i wypełnia płuca, a następnie wycofuje się i płuca stają się puste. Po prostu obserwuj to, a wkrótce pojawi się rozpoznanie, wielkie rozpoznanie, że nie jest to zwykły oddech, który wchodzi i wychodzi. Jest to sama istota życia. Każdy wdech jest życiem, które dostarcza ci energii. Każdy wydech jest chwilową śmiercią. Z każdym oddechem umierasz i ponownie się rodzisz. Każdy oddech jest ukrzyżowaniem i zmartwychwstaniem.
Kiedy obserwujesz ten proces, pojawia się wspaniałe uczucie ufności.
Kiedy robisz wydech, nie ma żadnej pewności, że będziesz zdolny do kolejnego wdechu. Skąd mogłaby pochodzić ta pewność? Kto ci może dać taką gwarancję? Kto ci może zagwarantować, że będziesz zdolny do ponownego wdechu? Jednak ta głęboka ufność istnieje. Wiesz, że jesteś w stanie zrobić kolejny wdech. Gdybyś nie miał tej ufności, oddychanie w ogóle nie byłoby możliwe. Jeżeli stałbyś się wylękniony, myślałbyś: „Kto wie, jeśli pozwolę sobie na małą śmierć wydechu, czy nabiorę ponownie powietrza? Czy będę w stanie wziąć wdech? Jeżeli nie będę mógł zrobić następnego wdechu, może lepiej nie decydować się na wydech?”. W takiej sytuacji natychmiast byś się udusił! Jeżeli zatrzymałbyś wydech, umarłbyś. Dzięki głębokiej ufności nie robisz tego. Ta ufność jest częścią życia, jest częścią miłości. Nikt jej ciebie nie uczył.
Kiedy dziecko stawia pierwsze kroki, musi w nim istnieć ogromna ufność, że umie to zrobić. Nikt go tego nie uczy. Ufność jest w nas wbudowana. Istnieje w każdej komórce ciała. Dziecko próbuje, mimo że wiele razy upada. Próbuje ciągle od nowa. Pewnego dnia ufność zwycięża i zaczyna chodzić.
Kiedy obserwujesz swój oddech, stajesz się świadomy istnienia pokładów ufności. Jest to subtelne zaufanie życiu, wolne od wątpliwości i wahań.
Jeżeli spacerujesz i robisz to uważnie, stopniowo stajesz się świadomy, że to nie ty spacerujesz, ale że „spacer się wydarza”. Jest to bardzo subtelne uczucie, że życie przepływa przez ciebie, porusza się, ty zaś pozostajesz nieruchomy. Kiedy czujesz głód i zachowujesz przytomność, zauważasz, że to życie odczuwa głód w twoim wnętrzu.
Kiedy staniesz się bardziej uważny, stwierdzisz, że istnieje tylko jedna rzecz, którą możesz określić jako należącą do ciebie: bycie świadkiem. Wszystko pozostałe należy do wszechświata. Jedynie bycie świadkiem należy do ciebie. Kiedy jednak stajesz się świadomy stanu świadka, rozpuszcza się koncepcja „ja”. „Ja” nie należy do ciebie. Było częścią ciemności, mgły, która cię otaczała. Kiedy pojawia się światło, kiedy otwiera się niebo, a chmury znikają i jaśnieje słońce, nie może istnieć żadna koncepcja „ja”. Wtedy istnieje bycie świadkiem. Nic nie należy do ciebie. Bycie świadkiem jest celem podróży.
W jaki sposób rozpocząć tę podróż? Zacznij od stawania się świadkiem coraz bardziej. Cokolwiek robisz, rób to z dużą czujnością. Wówczas nawet błahe czynności staną się niemal święte, nawet gotowanie i sprzątanie. Nie jest istotne, co będziesz robił; istotne jest, w jaki sposób będziesz to robił. Możesz czyścić podłogę jak robot. Musisz to zrobić, a więc robisz. Działając w ten sposób, tracisz coś wspaniałego, marnujesz piękne chwile. Czyszczenie podłogi może być wspaniałym doświadczeniem, a ty nie wykorzystujesz tej szansy. Podłoga jest czysta, ale coś, co mogło się w tobie wydarzyć, nie wydarzyło się. Jeżeli zachowałbyś podczas wykonywanej tej pracy stan czujnej przytomności, czysta byłaby nie tylko podłoga, lecz ty sam także odczuwałbyś oczyszczenie.
Tak więc czyść podłogę, zachowując pełną świadomość, świetlistą świadomość. Pracuj, siedź, spaceruj. Niech te czynności