Роберт Гэлбрейт

Niespokojna krew


Скачать книгу

ma sprawy, ale ja lubię dostawać precyzyjne wiadomości i wiedzieć, że dokumentacja jest prowadzona na bieżąco.

      Zrobiła zdjęcie komórką i przesłała je Pat z prośbą o tłumaczenie. Tymczasem Strike myślał o tym, że Robin nigdy dotąd nie nazwała go w złości „Strikiem”. Jak na ironię, zabrzmiało to bardziej poufale, niż gdyby użyła jego imienia. Całkiem mu się to spodobało.

      – Wybacz, że mam zastrzeżenia do Pat – powiedział.

      – Właśnie kazałam ci się od niej odwalić – odparła, nie zdoławszy jednak powstrzymać uśmiechu. – Jakie wrażenie zrobił Douthwaite na Lawsonie?

      – To mało zaskakujące, ale kiedy Lawson próbował go przesłuchać i odkrył, że Douthwaite rzucił pracę i zwolnił mieszkanie, nie zostawiając adresu kontaktowego, bardzo się nim zainteresował. Dlatego dał cynk gazetom. Próbowali go wypłoszyć.

      – Udało się? – spytała Robin, sięgając po czipsy.

      – Tak. Douthwaite zjawił się w komisariacie w Waltham Forest dzień po tym, jak ukazał się artykuł o „uwodzicielu”. Prawdopodobnie przeraziła go myśl, że Fleet Street i Scotland Yard niedługo i tak zapukają do jego drzwi. Powiedział, że jest bezrobotny i mieszka w kawalerce. Miejscowa policja zawiadomiła Lawsona, który od razu pojechał go przesłuchać. Tutaj jest zapis całej rozmowy – powiedział Strike, podsuwając Robin kilka ostatnich kartek ze zwitka, który ze sobą przyniósł. – To wszystko napisał Lawson: „wydaje się wystraszony”, „unika odpowiedzi”, „poci się”. Poza tym Douthwaite nie ma dobrego alibi. Mówi, że po południu w dniu zaginięcia Margot szukał nowego mieszkania.

      – Twierdzi, że szukał nowego mieszkania już przed jej zniknięciem?

      – Zbieg okoliczności? Tylko że kiedy Lawson zaczął drążyć, Douthwaite nie potrafił powiedzieć nic o obejrzanych mieszkaniach ani podać nazwisk osób, które mogłyby pamiętać, że go wtedy widziały. W końcu oznajmił, że to szukanie mieszkania polegało na siedzeniu w lokalnej kawiarni i zakreślaniu ogłoszeń w gazecie. Problem polega na tym, że nikt w kawiarni go nie zapamiętał. Powiedział, że przeprowadził się do Waltham Forest, bo po przesłuchaniu przez Talbota, dającego mu do zrozumienia, że jest podejrzany, Clerkenwell źle mu się kojarzyło, a zresztą od romansu z żoną współpracownika, która popełniła samobójstwo, nie układało mu się w pracy.

      – To akurat całkiem wiarygodne – powiedziała Robin.

      – Lawson przesłuchał go jeszcze dwa razy, ale niczego więcej z niego nie wydobył. Na trzecie przesłuchanie Douthwaite przyszedł z adwokatem. Wtedy Lawson się wycofał. Ostatecznie nic na Douthwaite’a nie mieli, nawet jeśli był najbardziej podejrzany z przesłuchanych osób. Poza tym było prawdopodobne, chociaż mało, że nie zauważono go w kawiarni, bo było w niej tłoczno.

      Do pubu weszła grupa klientów w halloweenowych przebraniach, rozchichotana i najwyraźniej już podchmielona. Robin zauważyła, że Strike odruchowo omiata spojrzeniem młodą blondynkę w gumowym fartuchu pielęgniarki.

      – To już wszystko? – spytała.

      – Prawie – powiedział – ale kusi mnie, żeby nie pokazywać ci ostatniej kserówki.

      – Dlaczego?

      – Bo myślę, że podsyci twoją obsesję na punkcie świętych miejsc.

      – Wcale nie mam…

      – Okej, ale zanim na to spojrzysz, pamiętaj, że świat zawsze ciągnął do morderstw i historii o zaginionych ludziach, dobra?

      – Nie ma sprawy – powiedziała Robin. – Pokaż.

      Strike odwrócił kartkę. Było to ksero bardzo prymitywnego anonimu ułożonego z liter wyciętych z gazet.

      – Znowu krzyż Świętego Jana – zauważyła Robin.

      – No. Liścik przyszedł do Scotland Yardu w osiemdziesiątym piątym, zaadresowany do Lawsona, który przeszedł już na emeryturę. W kopercie nie było niczego innego.

      Robin westchnęła i rozparła się na krześle.

      – Jakiś świr, to jasne – powiedział Strike, układając kserówki artykułów i zeznań z powrotem w stosik i znowu je zwijając. – Gdyby naprawdę wiedział, gdzie zakopano zwłoki, narysowałby pieprzoną mapkę.

      Dochodziła szósta, zbliżała się pora, w której przed laty pewna lekarka wyszła z przychodni i nigdy więcej jej nie zobaczono. Matowe szyby w oknach pubu przybrały atramentową barwę. Przy barze blondynka w gumowym fartuszku chichotała z czegoś, co powiedział do niej mężczyzna przebrany za Jokera.

      – Słuchaj – powiedziała Robin, spoglądając na kartki obok kufla Strike’a – Margot była spóźniona… lało…

      – Mów dalej – zachęcił ją Strike, zastanawiając się, czy za chwilę Robin powie dokładnie to, o czym sam pomyślał.

      – Czekała na nią przyjaciółka, sama. Margot była spóźniona. Na pewno chciała się tu dostać jak najszybciej. Najprostszym, najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem, jakie przychodzi mi do głowy, jest to, że ktoś zaproponował jej podwiezienie. Zatrzymał się samochód…

      – Na przykład van – podjął Strike. Robin rzeczywiście doszła do tego samego wniosku co on. – Ktoś, kogo znała…

      – Albo ktoś, kto wydawał się niegroźny. Starszy mężczyzna…

      – Lub osoba wyglądająca na kobietę.

      – Właśnie – powiedziała Robin i spojrzała ze smutkiem na Strike'a. – Albo znała kierowcę, albo ta osoba wydała jej się niegroźna.

      – Kto by coś takiego zapamiętał – powiedział Strike. – Miała na sobie mało charakterystyczny płaszcz, niosła parasolkę. Zatrzymuje się pojazd. Margot pochyla się w kierunku szyby, potem wsiada. Nie ma szamotaniny. Nie ma konfliktu. Samochód odjeżdża.

      – I tylko kierowca wiedziałby, co się stało potem – dodała Robin.

      Zadzwoniła jej komórka: Pat Chauncey.

      – Jak zwykle – mruknął Strike. – Przesyłasz jej esemesa, a ona zamiast odpowiedzieć esemesem, od razu dzwoni…

      – Jakie to ma znaczenie? – spytała poirytowana Robin, po czym odebrała połączenie.

      – Cześć, Pat. Wybacz, że zawracałam ci głowę po godzinach. Dostałaś mojego esemesa?

      – No – zaskrzeczała Pat. – Gdzie to znalazłaś?

      – W jakichś starych policyjnych zapiskach. Potrafisz to przeczytać?

      – Tak – powiedziała Pat – ale brzmi niezbyt sensownie.

      – Zaczekaj, Pat, chcę, żeby Cormoran też to usłyszał – powiedziała Robin, po czym przełączyła komórkę na głośnik.

      – Gotowi? – Rozległ się zachrypnięty głos Pat.

      – Tak – powiedziała Robin. Strike wyjął długopis i odwrócił rulon papieru, żeby zanotować na pustej stronie.

      – To znaczy: „I to już ostatni, przecinek, dwunasty, przecinek, a krąg się zamknie po znalezieniu dziesiątego, przecinek”, dalej jest słowo, którego nie umiem przeczytać, to chyba nie jest Pitman, a później jeszcze jedno słowo, które fonetycznie brzmi „Ba – fo – meta”, kropka. I nowe zdanie: „Przepisać do prawdziwego zeszytu”.

      – Bafometa – powtórzył Strike.

      – No – potwierdziła Pat.

      – To imię – powiedział. – Bafomet to okultystyczne bóstwo.

      – Aha.