– powiedziała Robin.
Whittaker był ostatnim z kochanków matki Strike’a, człowiekiem, który jak sądził Strike, podał jej śmiertelną działkę.
– Miał egzemplarz Biblii Szatana – wyjaśnił Strike. – Na okładce była głowa Bafometa w penta… O, kurde! – zawołał i zaczął przerzucać luźne kartki w poszukiwaniu tych, na których Talbot narysował liczne pięcioramienne gwiazdy. Na chwilę zmarszczył brwi, po czym spojrzał na Robin.
– To chyba nie są gwiazdki. To pentagramy.
CZĘŚĆ TRZECIA
[…] zima przyodziana w szrony […].
Edmund Spenser
The Fearie Queene
15
W której pozostał ślad ran tak głębokich […].
Edmund Spenser
The Faerie Queene
W drugim tygodniu listopada liczba białych krwinek Joan po chemoterapii niebezpiecznie spadła i pacjentkę skierowano do szpitala. Sprawy agencji Strike powierzył Robin, Lucy zostawiła swoich trzech synów pod opieką męża i obydwoje natychmiast pojechali do Kornwalii.
Ponowna nieobecność Strike’a zbiegła się w czasie z comiesięcznym zebraniem zespołu, które Robin pierwszy raz prowadziła sama – najmłodsza i prawdopodobnie najmniej doświadczona ze wszystkich detektywów w agencji, a do tego jedyna kobieta.
Nie była pewna, ale odniosła wrażenie, że Hutchins i Morris, dwaj byli policjanci, zgłaszali trochę więcej zastrzeżeń do grafiku na najbliższy miesiąc i do nowej linii dochodzenia w sprawie Szemrańca, niż zgłosiliby w obecności Strike’a. Robin uważała, że asystentka Szemrańca, pojona winem i stołująca się w restauracjach na koszt agencji, lecz nieujawniająca żadnych informacji na temat haka, jakiego jej szef mógł mieć na swojego przełożonego, nie powinna być dłużej brana pod uwagę jako ewentualne źródło informacji. Robin postanowiła, że Morris powinien się z nią spotkać ostatni raz i zakończyć tę historię, rozwiewając wszelkie podejrzenia dotyczące tego, na czym mu zależało, a następnie powinni podjąć próbę infiltrowania kręgów towarzyskich Szemrańca w celu pozyskania informacji bezpośrednio od człowieka, którego rozpracowywali. Barclay jako jedyny współpracownik zgodził się z Robin i poparł ją, gdy nalegała, by Morris zostawił asystentkę Szemrańca w spokoju. Razem z Barclayem kopali kiedyś w poszukiwaniu zwłok, a jak wiadomo, po takich historiach między ludźmi wytwarza się więź.
Wspomnienie zebrania wciąż nie dawało jej spokoju, gdy później, ubrana w piżamę i szlafrok, usiadła z podkurczonymi nogami na kanapie w mieszkaniu przy Finborough Road, by popracować na laptopie. Jamnik Wolfgang leżał zwinięty obok jej bosych stóp, ogrzewając je.
Maxa nie było w domu. Weekend wcześniej nagle wyraził obawę, że grozi mu przejście od „introwertyzmu” do „pustelnictwa” i przyjął zaproszenie na kolację od jakichś przyjaciół z branży aktorskiej, mówiąc jednak z goryczą na odchodnym: „Wszyscy będą się nade mną litowali, ale chyba sprawi im to przyjemność”. O jedenastej Robin wyprowadziła Wolfganga na szybki spacer po okolicy, lecz poza tym poświęciła wieczór sprawie Bamborough, dla której nie miała czasu, odkąd Strike wyjechał do St Mawes, ponieważ cztery pozostałe sprawy przyjęte przez agencję pochłaniały jej wszystkie godziny pracy.
Od urodzinowego wypadu na drinka z Ilsą i Vanessą, który był mniej przyjemny, niż miała nadzieję, Robin nigdzie nie wychodziła. Rozmowa kręciła się wyłącznie wokół związków, gdyż Vanessa zjawiła się z nowiuteńkim pierścionkiem zaręczynowym na palcu. Od tej pory Robin, by unikać wieczornych spotkań z obiema przyjaciółkami, wymawiała się nawałem pracy spowodowanym nieobecnością Strike’a. Trudno jej było zapomnieć słowa kuzynki Katie: „Zupełnie, jakbyś podróżowała w innym kierunku niż reszta z nas”, lecz tak naprawdę nie miała ochoty siedzieć w barze, w którym Ilsa i Vanessa będą ją zachęcały, by zareagowała na zaloty jakiegoś nadmiernie spoufalającego się faceta w typie Morrisa, z gładką gadką i kiepskimi dowcipami.
Tymczasem podzielili między siebie ludzi, których chcieli odnaleźć i poprosić o rozmowę w związku ze sprawą Bamborough. Niestety, Robin już wiedziała, że co najmniej cztery z przydzielonych jej osób znajdują się poza jej zasięgiem.
Po starannym sprawdzeniu starych zapisków udało jej się zidentyfikować Willy’ego Lomaxa, który przez lata pracował jako konserwator w kościele Świętego Jakuba na Clerkenwell. Zmarł w 1989 roku i dotychczas nie zdołała znaleźć ani jednego jego krewnego.
Albert Shimmings, właściciel kwiaciarni, który prawdopodobnie kierował rozpędzonym vanem widzianym w wieczór zaginięcia Margot, także już umarł, lecz Robin wysłała mejle do dwóch mężczyzn, którzy, jak przypuszczała, byli jego synami. Miała nadzieję, że trafnie ich zidentyfikowała, gdyż w przeciwnym razie agent ubezpieczeniowy i instruktor jazdy samochodem mieli niebawem odebrać zdumiewające wiadomości. Żaden z nich jeszcze nie odpowiedział na prośbę o rozmowę.
Wilma Bayliss, dawna sprzątaczka w przychodni, zmarła w 2003 roku. Miała dwóch synów i trzy córki, a w 1975 roku rozwiodła się z Julesem Baylissem. Przed śmiercią nie była sprzątaczką, lecz pracownicą opieki społecznej, a wychowane przez nią dzieci sporo osiągnęły: byli wśród nich architekt, ratownik medyczny, nauczycielka, następna pracownica opieki społecznej i radna z ramienia Partii Pracy. Jeden z jej synów mieszkał teraz w Niemczech, lecz Robin i tak dopisała go do listy mejlingowej i odbiorców wiadomości, które przesłała przez Facebooka całemu pięcioosobowemu rodzeństwu. Na razie nikt jej nie odpowiedział.
Dorothy Oakden, sekretarka w przychodni, zmarła w domu opieki na północy Londynu w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat. Robin nie udało się jeszcze namierzyć Carla, jej jedynego dziecka.
Tymczasem Paul Satchwell, były chłopak Margot, i recepcjonistka Gloria Conti, okazali się dziwnie i podobnie nieuchwytni. Początkowo Robin poczuła ulgę, gdy nie udało jej się znaleźć aktu zgonu żadnej z tych osób, lecz po przeczesaniu książek telefonicznych, spisów ludności, orzeczeń sądów hrabstw, rejestru małżeństw i rozwodów, archiwów prasowych, mediów społecznościowych oraz list pracowników niczego nie znalazła. Jedynymi możliwymi wyjaśnieniami, jakie przychodziły jej do głowy, były zmiana nazwisk (w wypadku Glorii prawdopodobnie w wyniku zawarcia małżeństwa) i emigracja.
Jeśli chodziło o Mandy White, uczennicę, która twierdziła, że widziała Margot przez mokre od deszczu okno, Robin znalazła w internecie tyle Amand White w zbliżonym wieku, że zaczęła popadać w rozpacz, obawiając się, że nigdy nie dotrze do tej właściwej. Ten etap dochodzenia wywoływał u Robin wyjątkowo silną frustrację, po pierwsze dlatego, że istniało duże prawdopodobieństwo, że Mandy nie nazywa się już White, a po drugie dlatego, że podobnie jak wcześniej policja, Robin uważała za niemal niemożliwe, by tamtej nocy Mandy rzeczywiście widziała Margot w oknie.
Po odrzuceniu facebookowych profili kolejnych sześciu Amand White Robin ziewnęła, przeciągnęła się i uznała, że zasłużyła na odpoczynek. Kładąc laptopa na małym stoliku, ostrożnie zsunęła nogi z kanapy, starając się nie przeszkadzać Wolfgangowi, po czym przeszła do kuchni przez jadalnię i salon, by przygotować jedną z niskokalorycznych gorących czekolad, które, jak próbowała sobie wmówić, były rarytasem, ponieważ wciąż prowadziła długotrwałą siedzącą obserwację i starała się mieć oko także na swoją talię.
Gdy wymieszała nieapetyczny proszek z wrzątkiem, nuta tuberozy zmieszała się z wonią syntetycznego karmelu. Mimo że wzięła kąpiel, zapach perfum Fracas wciąż trzymał się jej włosów i piżamy. Ostatecznie doszła do wniosku, że zakup tych perfum to kosztowna pomyłka. Życie w gęstym obłoku tuberozy nie tylko sprawiało, że ciągle była o krok od bólu głowy,