się uratować. Wszystkie armie, cała zgromadzona broń, łącznie z bronią nuklearną, zda się na nic – dopiero wtedy zrozumiecie, jacy jesteście słabi.
Wydaje wam się, że będziecie obronieni, dlatego zapomnieliście o swojej słabości. Ale przypomnijcie sobie początki człowieka, kiedy nie miał on nic i czuł się bardzo niepewnie. Pomyślcie o czasach, zanim człowiek nauczył się posługiwać ogniem. Jaka była jego sytuacja? Jego pozycja? Był najsłabszym zwierzęciem na Ziemi!
Ogień jest chyba najważniejszym odkryciem człowieka, bo na pewno nie jest nim broń nuklearna. Ogień dał człowiekowi ogromną odwagę. Mógł w nocy rozpalić ognisko i spać przy nim. Zwierzęta obawiały się ognia, nie zbliżały się więc do niego. Wcześniej sen był niemożliwy. Jeśli zasnąłeś – był to twój koniec. Każde zwierzę mogło cię pokonać.
Polowałeś cały dzień, a nocą nie mogłeś zasnąć. W ciągu dnia łatwiej było przeżyć – można przecież wejść na drzewo albo schować się w jaskini. Co jednak możesz zrobić nocą, zwłaszcza kiedy zaśniesz? Wielu zwierząt, które żyły w tamtych czasach, już nie ma. A przecież żyły na Ziemi zwierzęta wielokrotnie większe od słonia. Istniały krokodyle wiele razy większe niż te żyjące w naszych czasach. Nie musiały nawet gryźć – połykały człowieka w całości!
Biorąc pod uwagę istnienie takich zwierząt, panujące wówczas ciemności, można domyślać się, że ludzie, którzy wynaleźli Boga, wyświadczyli ludzkości przysługę. Sprawili, że ludzkość nabrała odwagi. Powiedzieli: „Nie bójcie się. Jedyne, co musicie robić, to modlić się i wierzyć”. I brali za to opłaty, oczywiście, ale nie potępiam ich – w końcu biznes to biznes. Dawali ludziom tak wiele, że otrzymywanie czegoś w zamian nie powinno budzić sprzeciwu.
W zamian za drobne datki ksiądz dawał ludziom pewność siebie i wszechmocnego, wszechwiedzącego i wszechobecnego Boga – a oni zaczynali odczuwać ulgę. Ksiądz dał im ulgę: „Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, więc niczego się nie bójcie. Jesteście jego umiłowanymi stworzeniami. Wszystkie te zwierzęta, wszystkie te drzewa zostały stworzone dla was”.
Taka jest logika muzułmanów. Nie możesz nawet wspomnieć o jedzeniu wegetariańskim, bo zaraz zapytają, dlaczego w takim razie Bóg stworzył wszystkie te zwierzęta. Koran mówi, że Bóg stworzył zwierzęta, aby je jeść. Kiedy święta księga mówi, że zwierzęta zostały stworzone po to, aby je jeść, to na pewno nie ma w tym nic złego i jedzenie mięsa nie może być grzechem.
Ksiądz uczynił ludzi mocniejszymi, a przynajmniej przekonał ich, że tacy właśnie są. Z czasem, powoli, powoli, pojawiało się coraz więcej potrzeb psychologicznych.
Dostrzegli, jakim skarbem jest słowo „Bóg”. I jak wiele potrzeb ono zaspokaja. A największą spośród nich jest potrzeba bycia potrzebnym.
Jeśli nie jesteś potrzebny nikomu, na całym świecie, to niechybnie popełnisz samobójstwo, nie będziesz bowiem w stanie żyć. To dziwne, bo zapewne nigdy nie myślałeś, że ciągle szukasz kogoś, komu możesz być potrzebny; przez to czujesz się cenny, wartościowy, masz znaczenie. Być może kobieta bierze sobie męża tylko po to, żeby wypełnić swoją potrzebę bycia potrzebną. Może mężczyzna ma taki sam powód: chce czuć, że kobieta go potrzebuje.
Mężczyzna próbował pozbawić kobietę możliwości pracy zarobkowej, zdobywania wykształcenia. Istnieją ku temu powody polityczne, ekonomiczne i wiele innych, ale powodem psychologicznym jest to, że mężczyzna chce, aby kobieta była zawsze od niego zależna i potrzebowała go, a także dawała mu poczucie, że jest potrzebny. Oboje zdecydują się na posiadanie dzieci i będzie im przyjemnie, że te dzieci ich potrzebują – stanowią powód do życia. Musisz żyć dla tych dzieci. Musisz żyć dla swojej żony. Musisz żyć dla swojego męża. Życie nie jest już pozbawione znaczenia.
A ksiądz udzielił ci najlepszego pocieszenia – powiedział, że Bóg potrzebuje cię tak bardzo, iż wysłał swojego syna, abyś nie zbłądził. Ciągle wysyła proroków: paigambarów, tirthankarów, różne wcielenia, które mają cię chronić, trzymać na dobrej drodze. Nie jesteś porzucony. Bóg cały czas się o ciebie troszczy.
W Gicie Kriszna mówi: „Kiedy będzie potrzeba, kiedy ludzie zbłądzą, obiecuję, że powrócę”. Jezus mówi: „Powrócę, by zabrać moje owieczki”. Dlaczego ludzie to akceptują? Bo chcą, żeby ktoś się o nich zatroszczył. A co może być bardziej satysfakcjonującego niż troska Boga? Kiedy się o coś modlisz i przypadkowo to otrzymasz, to masz pewność, że nie jesteś nic nieznaczącym pyłkiem we Wszechświecie. Twoja modlitwa została wysłuchana, dotarła do Boga, a na dodatek uzyskałeś odpowiedź.
Kilka budynków od naszego domu, po przeciwnej stronie ulicy, znajdowała się świątynia Kriszny. Naprzeciwko niej mieszkał człowiek, który ją zbudował i był oddanym wyznawcą.
Patronem świątyni był Kriszna, ale Kriszna jako dziecko. Kiedy bowiem Kriszna osiągnął wiek młodzieńczy, zaczął sprawiać wiele problemów – może dlatego sławią go jako dziecko… Tak czy inaczej, świątynia nazywała się Baladżi. Bal oznacza „dziecko”, a Baladżi to jedno z imion Kriszny…
Tak, czasy jego dzieciństwa były dość spokojne, dopiero później wszystko się zmieniło… Kriszna stał się politykiem, wojownikiem, prowadził wojnę i zgromadził u swego boku mnóstwo kobiet – robił wszystko, co tylko można sobie wyobrazić. I to dlatego w Indiach zbudowano wiele świątyń poświęconych Krisznie dziecku. Jeden z najgorliwszych wyznawców Kriszny – Surdas, poeta – śpiewa pieśni tylko o małym Krisznie i nigdy nie sięga dalej w jego przyszłość. Byłoby to zbyt ryzykowne, zwłaszcza dla Surdasa.
Surdas był mnichem, żebrakiem. A nie wypadało, żeby mnich przychodził żebrać ciągle do tego samego domu, bo mógłby stanowić ciężar dla mieszkającej tam rodziny. Może nie stać jej na karmienie mnicha codziennie? Jednak kobieta, która przynosiła mu jedzenie, była tak piękna, że nie mógł się powstrzymać. Gdyby była jedynie piękna, byłoby to łatwiejsze, ale on dostrzegł w jej oczach ogromną miłość do niego. Pokusa była więc ogromna. Płomień płonął z obu stron.
Poszedł więc tam znowu. Kobieta podała mu jedzenie z wielką miłością, oddaniem. Przychodził każdego dnia – stało się to codzienną rutyną. Widział, że kobieta jest w nim zakochana, ale sam nie miał odwagi, żeby pogodzić się z miłością, jaką czuł do niej. Był mnichem, nie wolno mu było tak postępować – przychodzić codziennie do tego samego domu.
Jeden raz można, w pewnych sytuacjach nawet trzy razy – możesz, na przykład, czuć się źle i nie móc przejść długiej drogi. Tak, wtedy można zaakceptować trzy dni z rzędu, ale nie więcej.
W końcu Surdas zebrał się na odwagę i zagadnął kobietę:
– Przychodzę tu już od miesiąca. Codziennie dostaję jedzenie: coraz lepsze i coraz więcej. Co takiego pani we mnie widzi i dlaczego nigdy nie upomniała mnie pani, że to, co robię, nie przystoi mnichowi? Prosić o jedzenie jednego dnia jest dozwolone, nie powinienem jednak robić tego dłużej niż przez trzy kolejne dni. Tymczasem widzę tak wiele miłości, którą mnie pani otacza… Chciałbym poznać prawdę. Jak wygląda sytuacja?
W ten sposób przeniósł całe swoje pożądanie, całe pragnienie, na jedną kobietę. Jej odpowiedź bardzo go zaszokowała. Powiedziała mu:
– Po prostu podobają mi się twoje oczy. Są takie piękne i takie milczące. Modlę się, abyś przychodził codziennie. Nie jesteśmy biedni, a ja chcę widzieć twoje oczy przynajmniej raz dziennie. Nigdy nie widziałam takich oczu.
Na Surdasa nie zwróciła ona uwagi. Nie wspomniała o nim. Mówiła tylko o jego oczach – tak jakby mówiła o kwiatach, o róży. Chciała widzieć te piękne oczy i nie chodziło jej o nic więcej.
W tamtym czasie mnich nie nazywał się jeszcze Surdas. W końcu nikt ślepca nie nazywa ślepcem