Osho

Magia szacunku do siebie


Скачать книгу

natychmiast.

      Hierarcha, nieco udobruchany, zapytał ich:

      – Kto mianował was świętymi?

      – Nic na ten temat nie wiemy. Nie wiedzieliśmy, że jesteśmy święci. Kto tak powiedział?

      Hierarcha zorientował się, że ci trzej nie mają żadnego wykształcenia i nie wiedzą nic na temat chrześcijaństwa czy religii w ogóle. Zapytał więc:

      – Jak się modlicie? Czy znacie modlitwę? Bez niej nie możecie nawet być chrześcijanami, a tym bardziej świętymi!

      – Jesteśmy niewykształceni i nikt nigdy nie uczył nas żadnej modlitwy. Jednak jeśli nam wybaczysz, powiemy ci, jaką sami stworzyliśmy modlitwę.

      – Co? Stworzyliście sami modlitwę!? Dobrze, chętnie jej posłucham.

      I jeden z mężczyzn powiedział do drugiego:

      – Powiedz mu, to ty ją wymyśliłeś.

      Wszyscy trzej byli jednak bardzo onieśmieleni, więc w końcu zdecydowali, że powiedzą ją razem. Ich modlitwa była bardzo prosta: „Stanowisz Trójcę – Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Jest was trzech i nas także jest trzech. Zmiłujcie się nad nami”. Następnie powiedzieli patriarsze:

      – Oto cała nasza modlitwa. Nic więcej nie wiemy. Słyszeliśmy, że on jest w trzech osobach, a i my także jesteśmy we trzech. Czego więcej potrzeba? Niech się zmiłuje nad nami, bo on jest w trzech osobach i my także jesteśmy trzej.

      – To nie do pomyślenia! Robicie parodię z religii!

      – Powiedz nam więc, jaka powinna być nasza modlitwa, a będziemy ją powtarzać.

      Patriarcha powiedział im całą modlitwę, długą modlitwę używaną w Kościele prawosławnym. Wysłuchali jej, ale po chwili poprosili:

      – Chwileczkę. Prosimy o powtórzenie, ponieważ modlitwa jest bardzo długa i możemy jej nie zapamiętać. Nasza modlitwa jest króciutka i dlatego nigdy jej nie zapominamy. Jest bardzo prosta. To dlatego pamiętamy, że on jest w trzech osobach, nas także jest trzech… Prosimy o miłosierdzie. Twoja modlitwa jest zbyt trudna. Moglibyśmy ją zapomnieć albo popełnić jakiś błąd…

      Powtórzył modlitwę drugi raz, potem trzeci, aż w końcu mężczyźni powiedzieli, że będą starali się tak modlić.

      Patriarcha czuł się bardzo zadowolony, że sprowadził tych trzech głupców na właściwą drogę. Nie mógł uwierzyć, że mieli taką prostą modlitwę i że to ona przydała im miano świętych. Cieszył się więc bardzo, że zrobił dobry uczynek. Bo tacy właśnie są ci dobroczyńcy…

      Kiedy był już na środku jeziora, ujrzał, że ci trzej mężczyźni biegną za nim, prosząc, aby zaczekał, ponieważ zapomnieli jednak słów jego modlitwy. Nie mógł uwierzyć swoim oczom: biegli po wodzie!

      Patriarcha pokłonił się im do stóp i rzekł:

      – Wybaczcie mi. Odmawiajcie swoją modlitwę. Jest doskonała. Nie musicie przybywać do mnie, aby o cokolwiek mnie pytać. Jeśli ja będę chciał was o coś zapytać, to przyjdę do was. Sam już nie wiem, która modlitwa jest właściwa.

      Ci trzej mężczyźni udowadniają jedną prostą prawdę: fakt, że jesteś wierzący, jeszcze wcale nie dowodzi istnienia Boga. Twoja wiara może dać ci pewną spójność, pewną siłę. Jednak wiara musi być niewinna. Ci trzej mężczyźni nie ukrywali za swoją wiarą żadnego strachu. Nie chodzili do kościoła, aby uczyć się modlitw, nie pytali nikogo o to, czym jest Bóg i gdzie można go znaleźć. Byli po prostu niewinnymi ludźmi i to z tej ich niewinności wypływała wiara.

      Wiara nie dowodzi istnienia Boga, udowadnia jedynie, że niewinność jest wielką siłą.

      Oczywiście, to tylko opowiadanie, ale niewinność naprawdę stanowi siłę. Tak, możesz chodzić po wodzie, ale tylko dzięki swojej niewinności. I to z powodu niewinności istnieje wiara. Zdarza się to jednak bardzo rzadko, ponieważ każdy rodzic i każde społeczeństwo niszczą niewinność dziecka, jeszcze zanim zorientuje się ono, że w ogóle ją posiada. Wmuszają ci jakieś wierzenia, a ty je akceptujesz, ponieważ się boisz. Kiedy jest ciemno, matka mówi ci, żebyś się nie bał, bo Bóg jest wszędzie i patrzy na ciebie.

      Słyszałem o pewnej katolickiej zakonnicy, która kąpała się w ubraniu. Inne zakonnice zaczęły się o nią martwić, myśląc, że zwariowała. Ona jednak wytłumaczyła, że robi tak, bo wie, że Bóg jest wszędzie, a więc znajduje się także w łazience. A pokazywanie się nago przed Bogiem uważa za nieprzyzwoite.

      Być może ta kobieta wydaje się głupia, ale ma w sobie pewien rodzaj niewinności. Jej wiara powstaje dzięki niewinności i nie jest tu ważne, w co wierzy.

      Niewinność daje siłę, ale jest ciągle niszczona i dlatego właśnie mówię wam, że chciałbym, abyście ją odzyskali, abyście stali się znowu niewinni. Ale żebyście mogli stać się znów niewinni, musicie przejść przez kilka etapów. Musicie odrzucić ideę Boga, która sprawia, że się nie boicie. Musicie przejść przez strach i zaakceptować go jako część ludzkiej rzeczywistości. Nie trzeba przed nim uciekać. Trzeba wejść w niego bardzo głęboko, a im głębiej wnikniesz w swój lęk, tym mniej będziesz go odczuwał. Kiedy dotrzesz do samego dna strachu, z rozbawieniem stwierdzisz, że nie było się czego bać. A kiedy strach zniknie, pojawi się niewinność, która stanowi najwyższe dobro – czystą esencję religijnego człowieka.

      Niewinność jest siłą, jedynym cudem, jaki istnieje.

      Dzięki niewinności może zdarzyć się wszystko, ale nie uczyni cię ona chrześcijaninem ani muzułmaninem. Dzięki niej staniesz się po prostu zwykłą ludzką istotą, która w pełni akceptuje swoją zwyczajność, cieszy się nią i jest wdzięczna całej egzystencji; nie odczuwa wdzięczności do żadnego Boga, ponieważ jest on tylko narzuconą z góry ideą.

      Tymczasem egzystencja nie jest ideą. Jest wszystkim wokół ciebie i w tobie. Kiedy jesteś całkowicie niewinny, pojawia się w tobie głęboka wdzięczność – nie nazwę jej modlitwą, ponieważ modlić można się o coś, ale nazwę ją głęboką wdzięcznością. O nic nie prosisz, ale zanosisz podziękowania za coś, co już zostało ci dane.

      A otrzymałeś tak wiele. Czy na to zasłużyłeś? Egzystencja obdarza cię tak szczodrze, że twój brak wdzięczności jest wręcz obrzydliwy. Powinieneś być wdzięczny za to wszystko, co otrzymałeś. Bo twoja wdzięczność jest czymś naprawdę pięknym, a egzystencja obdarza cię coraz szczodrzej. Im więcej otrzymujesz, tym bardziej jesteś wdzięczny. Ten proces nigdy się nie kończy.

      Pamiętaj jednak, że hipoteza Boga zniknęła. W chwili kiedy nazwałeś ją hipotezą, cała koncepcja Boga upadła. Czy boisz się, czy nie – nie możesz jej przywrócić. To skończone. Teraz jedyne, co ci pozostało, to wejść w swój strach. W milczeniu wejdź w niego, aby poznać jego głębię. Czasem zdarza się, że ten strach wcale nie jest taki znów głęboki.

      Oto opowieść zen.

      Wędrujący nocą mężczyzna zsunął się ze skały. Bojąc się, że spadnie setki metrów w dół, złapał się wystającej gałęzi. Słyszał, że miejsce, w którym się znajduje, jest przepastną otchłanią. W ciemności nie widział nic oprócz bezdennej przepaści. Krzyczał, ale wracało do niego jedynie echo własnych słów – wokół nie było nikogo. Wyobraźcie sobie, jak straszna była dla niego ta noc. Bał się, że w każdej chwili może zginąć. Jego ręce były zmarznięte i coraz słabszy stawał się jego uścisk… Kiedy nastał świt, wędrowiec popatrzył w dół i zaśmiał się – nie było tam żadnej przepaści. Kilkadziesiąt centymetrów niżej była półka skalna. Mógł na niej wygodnie spać przez całą noc. Tymczasem on trząsł się ze strachu aż do samiuteńkiego rana.

      Mogę wam powiedzieć, z własnego doświadczenia, że strach nie ma głębokości