się jej nowym wyglądem i nie odwracały się już na jej widok. Skoro była przyjaciółką Tully Hart, to znaczy, że jest w porządku.
Nawet rodzice zauważyli różnicę. Podczas kolacji Kate nie była już taka cicha jak zawsze. Dosłownie usta się jej nie zamykały. Opowiadała jedną historię za drugą. Kto z kim chodzi, kto wygrał w tetherball, kto musiał za karę zostać po lekcjach za noszenie koszulki z nadrukiem MAKE LOVE NOT WAR, gdzie Tully się ostatnio strzygła (w Seattle u niejakiego Gene’a Juareza – ale fajowo, nie?) i jaki film grają w ten weekend w kinie samochodowym. Po kolacji, gdy razem z mamą zmywała naczynia, dalej opowiadała o Tully.
– Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznasz. Jest super cool. Wszyscy ją lubią, nawet zielarze.
– Zielarze?
– Trawiarze. Ćpuny.
– Och. – Mama odebrała od niej szklane naczynie na pieczeń i wytarła je. – Popytałam trochę o tę dziewczynę, Kate. Ona próbuje kupować papierosy od Almy w drogerii.
– Pewnie kupuje je dla matki.
Mama odstawiła wytarte naczynie na blat z kropkowanego laminatu.
– Zrób coś dla mnie, Kate. Uważaj na siebie, przebywając z Tully Hart. Nie chciałabym, żebyś przez nią wpadła w kłopoty.
Kate wrzuciła zrobiony na szydełku zmywak do spienionej wody.
– Nie wierzę. Tyle razy mówiłaś mi o podejmowaniu ryzyka. Przez lata powtarzałaś, że powinnam mieć przyjaciół, a gdy tylko kogoś sobie znalazłam, ty nazywasz ją dziwką!
– Wcale nie nazwałam jej…
Kate wybiegła z kuchni. Przy każdym kroku spodziewała się, że matka zawołała ją i da jej szlaban, ale jej dramatycznemu wyjściu towarzyszyła cisza. Wpadła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi. A potem usiadła na łóżku i czekała. Jak mama przyjdzie, to pożałuje. Tym razem to Kate będzie silna.
Ale mama się nie pokazała i około dziesiątej Kate poczuła wyrzuty sumienia. Może sprawiła jej przykrość? Wstała i przeszła przez pokój. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Natychmiast rzuciła się na łóżko i przybrała znudzoną pozę.
– Tak?
Drzwi otwarły się powoli. Stanęła w nich mama. Miała na sobie sięgającą do ziemi czerwoną aksamitną podomkę, którą kupili jej na gwiazdkę w zeszłym roku.
– Mogę wejść?
– Jakbym mogła o tym decydować.
– Możesz – odpowiedziała cicho mama. – To mogę wejść?
Kate wzruszyła ramionami, ale przesunęła się, żeby zrobić mamie miejsce.
– Wiesz, Kate, życie…
Kate nie zdołała powstrzymać grymasu. Tylko nie kolejna przemowa o życiu.
Mama zaskoczyła ją, bo się roześmiała.
– Okej. Żadnych przemów. Może jesteś już na to za duża – przerwała, dostrzegłszy ołtarzyk na komodzie. – Nie robiłaś ich, odkąd Georgia była na chemioterapii. Kto potrzebuje twoich modlitw?
– Mama Tully ma raka, a ona została z… – Szybko zamknęła usta, przerażona tym, czego omal nie zdradziła. Przez większość życia mówiła swojej matce wszystko, ale teraz miała najlepszą przyjaciółkę i powinna być ostrożniejsza.
Mama usiadła na łóżku obok Kate, tak jak to zawsze robiły po kłótni.
– Raka? To spore obciążenie dla dziewczynki w tym wieku.
– Tully daje sobie radę.
– Na pewno?
– Ona daje sobie radę ze wszystkim – odpowiedziała Kate, nie kryjąc dumy.
– Jak to?
– Nie zrozumiesz.
– Jestem za stara, tak?
– Wcale tak nie powiedziałam.
Mama delikatnym muśnięciem odsunęła Kate włosy z czoła. Ten dotyk był tak oczywisty jak oddech. Kate zawsze czuła się, jakby miała pięć lat, gdy mama to robiła.
– Przykro mi, że pomyślałaś, że osądzam twoją przyjaciółkę.
– I powinno ci być.
– A tobie jest przykro, bo byłaś dla mnie okropna, prawda?
Kate nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Tak.
– Coś ci zaproponuję. Może zaproś Tully na kolację w piątek?
– Pokochasz ją. Jestem o tym przekonana.
– Na pewno – odpowiedziała mama i pocałowała Kate w czoło. – Branoc.
– Branoc, mamo.
Kate jeszcze długo po wyjściu mamy i zanurzeniu się domu w nocnej ciszy leżała i nie mogła zasnąć, bo była zbyt podekscytowana. Nie mogła się doczekać zaproszenia Tully na kolację. Potem obejrzą sobie serial I Dream of Jeannie albo zagrają w Operację, albo poćwiczą robienie makijażu. Może Tully będzie nawet chciała zostać na noc. Mogłyby…
Puk.
…pogadać o chłopakach i całowaniu, i…
Puk.
Kate usiadła. To nie był ani ptak na dachu, ani mysz w ścianie.
Puk.
To mały kamyk ciśnięty w szybę!
Odrzuciła kołdrę, przypadła do okna i szybko je otworzyła.
Tully stała u niej na podwórzu z rowerem.
– Złaź – powiedziała, o wiele za głośno, ponaglając ją gestem dłoni.
– Mam się wymknąć z domu?
– Yhy.
Kate nigdy czegoś takiego nie robiła, ale nie mogła się teraz zachować jak tchórz. Fajne dziewczyny łamią reguły i wymykają się z domu w nocy. Przecież to wiadomo. Wiadomo też, że można mieć przez to kłopoty. I właśnie o tym mówiła mama. „Uważaj na siebie, przebywając z Tully Hart”.
Kate nic to nie obchodziło. Najważniejsza była Tully.
– Już idę.
Zamknąwszy okno, poszukała wzrokiem ubrania. Na szczęście ogrodniczki leżały w rogu, starannie złożone pod czarną bluzą. Szybko wyskoczyła z piżamy ze Scooby-Doo i ubrała się, a potem wyszła na korytarz. Gdy mijała sypialnię rodziców, serce biło jej tak mocno, że aż zakręciło jej się w głowie. Schody skrzypiały złowieszczo przy każdym kroku, ale wreszcie się udało. Przy tylnych drzwiach zawahała się na tyle długo, by zdążyć pomyśleć: Mogę mieć przez to kłopoty, i otworzyła drzwi.
Tully czekała. Trzymała najcudowniejszy rower, jaki Kate kiedykolwiek widziała. Miał kierownicę typu baranek, wąziutkie siodełko na klasycznej ramie i mnóstwo różnych kabelków.
– Rany – powiedziała.
Trzeba by naprawdę mnóstwo pracować w wakacje, żeby kupić sobie taki rower.
– To szosówka – powiedziała Tully. – Babcia dała mi ją w zeszłym roku na gwiazdkę. Chcesz się przejechać?
– No co ty?! – Kate cicho zamknęła za sobą drzwi. Pod wiatą znalazła swój stary różowy rower z kierownicą w kształcie litery U, ozdobiony kwiecistymi naklejkami, z bananowożółtym siodełkiem i białym wiklinowym koszykiem. Był beznadziejnie niefajny. Rower małej dziewczynki.
Tully nawet nie zwróciła na to uwagi. Wsiadły i wyjechały rozmiękłym i nierównym podjazdem na asfaltową drogę. Tam skręciły w lewo i przyspieszyły.