Kristin Hannah

Firefly Lane (edycja filmowa)


Скачать книгу

w domu opieki? Piąta jest.

      Tully była zaskoczona, że mama orientuje się w ogóle, która jest godzina. Poszła do kuchni, przełożyła zapiekankę na dwa białe talerze CorningWare i wróciła z nimi do salonu.

      – Proszę – powiedziała, podając matce talerz i widelec.

      – Skąd to masz? Ugotowałaś?

      – No raczej nie. Sąsiadka przyniosła.

      Chmura rozejrzała się dokoła załzawionymi oczami.

      – Mamy sąsiadów?

      Tully nie chciało się odpowiadać. Jej matka i tak zawsze zapominała, o czym rozmawiały. Normalna rozmowa nie była możliwa i zwykle Tully to nie przeszkadzało – miała taką samą ochotę na rozmowę z Chmurą jak na oglądanie czarno-białych filmów – ale teraz, po wizycie tamtej dziewczyny, Tully dotkliwie odczuła swoją odmienność. Gdyby miała prawdziwą rodzinę – mamę, która robi zapiekanki i każe je zanosić sąsiadom – nie czułaby się taka samotna. Usiadła na jednym z workowatych pufów w kolorze musztardy obok kanapy i powiedziała ostrożnie:

      – Ciekawe, co teraz robi babcia.

      – P-p-pewnie te okropne makatki „Chwalmy Pana”. Jakby miały ją s-s-sbawić. Ha. Jak tam w szkole?

      Tully gwałtownie uniosła głowę. Nie mogła uwierzyć, że mama właśnie zapytała ją o jej życie.

      – Mam dużo przyjaciół, ale… – Zmarszczyła brwi. Jak wyrazić niezadowolenie? Tak naprawdę wiedziała tylko, że jest tu samotna, nawet pośród licznych nowych znajomych. – Cały czas czekam, aż…

      – Mamy keczup? – rzuciła mama, wpatrując się w swoją porcję zapiekanego makaronu i szturchając go widelcem. Kołysała się jednocześnie w rytm muzyki.

      Tully zezłościła się na samą siebie, że czuje rozczarowanie. Jak mogła oczekiwać po matce czegokolwiek?

      – Idę do siebie – powiedziała, wstając z pufa.

      Zanim zatrzasnęła drzwi swojego pokoju, usłyszała jeszcze:

      – Zamiast keczupu może być ser.

      Późno tego wieczoru, długo po tym, jak już wszyscy poszli spać, Kate zakradła się na dół, włożyła wielkie gumiaki taty i wyszła na zewnątrz. Nabrała ostatnio zwyczaju wychodzenia z domu, kiedy nie mogła zasnąć. Olbrzymie czarne niebo nad jej głową było usiane gwiazdami. Poczuła się pod nim mała i nieistotna. Samotna dziewczyna patrząca w głąb pustej drogi, która prowadzi donikąd.

      Miodunka zarżała i przytruchtała do niej.

      Kate wspięła się na ogrodzenie.

      – Hej, mała – powiedziała, wyciągając marchewkę z kieszeni parki.

      Zerknęła na dom po drugiej stronie ulicy. O północy nadal paliły się tam światła. Tully pewnie imprezuje z tymi swoimi znajomymi. Śmieją się, tańczą i gadają o tym, jacy są cool.

      Kate oddałaby wszystko, żeby choć raz zaproszono ją na taką imprezę.

      Miodunka szturchnęła ją w kolano i prychnęła.

      – Wiem. Mogę sobie pomarzyć. – Dziewczyna z westchnieniem zsunęła się z ogrodzenia, poklepała klacz ostatni raz i wróciła do łóżka.

      Kilka dni później, po kolacji złożonej z ciasteczek Pop-Tarts i płatków Alpha-Bits, Tully wzięła długi gorący prysznic, starannie ogoliła nogi i pachy i wysuszyła włosy, prostując je tak, że od czubka głowy aż po końcówki nie było ani jednej falki czy zagięcia. A potem podeszła do szafy i stała przed nią, próbując wymyślić, co włożyć. To była jej pierwsza impreza w liceum. Musiała się odpowiednio zaprezentować. Z gimnazjum nie zaproszono żadnej innej dziewczyny. Tylko ją. Zaprosił ją Pat Richmond, najprzystojniejszy chłopak z drużyny futbolowej. Byli na hamburgerach w zeszłą środę, jego paczka i jej. I wystarczyło im jedno spojrzenie. Pat zostawił tłumek swoich rosłych kolegów i podszedł prosto do Tully.

      Widziała, że się zbliża, i omal nie zemdlała. Z szafy grającej leciało Stairway to Heaven. Jakby było mało romantycznie.

      – Mógłbym mieć kłopoty przez samo rozmawianie z tobą – powiedział.

      Starała się sprawiać wrażenie dojrzałej i obytej, gdy odpowiadała:

      – Lubię kłopoty.

      Ten uśmiech, którym ją obdarzył… Nigdy czegoś takiego nie widziała. Po raz pierwszy w życiu poczuła, że jest tak piękna, jak wszyscy jej zawsze mówili.

      – Pójdziesz ze mną na imprezę w piątek?

      – Powinno się udać – odpowiedziała. Tak mówiła Erica Kane w serialu Wszystkie moje dzieci.

      – Podjadę po ciebie o dziesiątej. – Przysunął się bliżej. – Chyba że o tej porze nie wolno ci być poza domem, dziecinko?

      – Wolno. Firefly Lane siedemnaście.

      Uśmiechnął się znowu.

      – Tak przy okazji, jestem Pat.

      – A ja Tully.

      – No to do zobaczenia o dziesiątej, Tully.

      Tully nadal trudno było w to uwierzyć. Przez ostatnie dwa dni obsesyjnie myślała o swojej pierwszej prawdziwej randce. Do tej pory spotykała się z chłopakami tylko w grupie albo na szkolnych potańcówkach. Ale to było coś zupełnie innego, a Pat był już właściwie mężczyzną.

      Mogli się w sobie zakochać, zdawała sobie z tego sprawę. I wtedy, trzymając go za rękę, nie czułaby się taka samotna.

      Podjęła decyzję, w co się ubrać.

      Dżinsy dzwony z obniżonym stanem i trzema guzikami, dziergany top z głębokim dekoltem i ulubione buty na korkowych platformach. Niemal godzinę poświęciła na makijaż, nakładając kolejne warstwy, aż wyglądała naprawdę seksownie. Nie mogła się doczekać, kiedy pokaże Patowi, jak potrafi być ładna.

      Chwyciła paczkę papierosów mamy i wyszła ze swojego pokoju.

      W salonie Chmura spojrzała nieprzytomnie znad czasopisma.

      – Hej, już prawie dz-dz-dziesiąta. Dokąd się wybierasz?

      – Kolega zaprosił mnie na imprezę.

      – Jest tutaj?

      No jasne. Jakby Tully miała zamiar kogokolwiek zapraszać do środka.

      – Umówiłam się z nim przy drodze.

      – Och. Spoko. Nie budź mnie, jak wrócisz.

      – Dobrze.

      Na zewnątrz było ciemno i zimno. Po niebie ciągnęło się gwiezdne pasmo Drogi Mlecznej.

      Tully czekała koło skrzynki na listy przy głównej ulicy, przestępując z nogi na nogę, żeby się rozgrzać. Dostała gęsiej skórki na nagich ramionach. Pierścionek pokazujący nastrój na jej środkowym palcu zmienił kolor z zielonego na fioletowy. Próbowała sobie przypomnieć, co to oznacza.

      Na wzniesieniu po drugiej stronie drogi śliczny wiejski domek jaśniał na tle ciemności. Każde okno było niczym drobina ciepłego, roztapiającego się masła. Pewnie wszyscy siedzieli w środku, skupieni wokół wielkiego stołu, i grali w Ryzyko. Tully była ciekawa, co by zrobili, gdyby ich pewnego dnia odwiedziła, pojawiła się po prostu na ganku i powiedziała „cześć”.

      Usłyszała samochód Pata, zanim zobaczyła światła. Ryk silnika sprawił, że zapomniała o rodzinie po drugiej stronie ulicy i wyszła na drogę, żeby pomachać. Zielony dodge