Kristin Hannah

Firefly Lane (edycja filmowa)


Скачать книгу

Zapiekanka jest gorąca – poradziła mama.

      Świetnie. Jeszcze te rękawice.

      Kate podeszła do blatu i spojrzała na czerwonobrązową breję zapiekanki. Przygnębiona przykryła ją folią, zawinęła jej brzegi pod spód, a potem założyła grube pikowane niebieskie rękawice, które uszyła ciocia Georgia. Przy tylnych drzwiach wsunęła stopy w skarpetkach w podrabiane earthy i ruszyła błotnistym podjazdem.

      Dom po drugiej stronie ulicy był długi i niski, w stylu rancza, miał kształt litery L i stał tyłem do drogi. Gont na dachu porastał mech. Jasne deskowanie na ścianach wymagało malowania, a rynny wypełniały liście i patyki. Olbrzymie krzewy rododendronów zasłaniały większość okien, dzikie jałowce tworzyły kolczastą barierę biegnącą wzdłuż domu. Nikt się nie zajmował tym ogrodem od lat.

      Kate zatrzymała się przed drzwiami od frontu i głęboko zaczerpnęła powietrza.

      Trzymając zapiekankę jedną ręką, z drugiej ściągnęła rękawicę i zapukała.

      Niech nikogo nie będzie w domu, proszę.

      Niemal natychmiast usłyszała kroki w środku.

      Drzwi otwarły się i zobaczyła wysoką kobietę w zwiewnej podomce. Na czole miała indiańską opaskę z koralikami. W uszach dwa różne kolczyki. Jej spojrzenie wydawało się jakieś nieostre, jakby potrzebowała okularów, których nie miała, ale i tak była piękna w wyrazisty, a jednocześnie kruchy sposób.

      – Tak?

      Dziwna pulsująca muzyka zdawała się dobiegać z kilku miejsc naraz. Światła były wyłączone, tylko kilka lampek lava bulgotało i migotało na zielono i czerwono.

      – Dz-dzień dobry – wydukała Kate. – Moja mama zrobiła dla was zapiekankę.

      – Dobra! – odpowiedziała kobieta i cofnęła się. Potknęła się i omal nie upadła.

      I nagle za drzwiami pojawiła się Tully. Sunęła z gracją i pewnością siebie gwiazdy filmowej, a nie nastolatki. W jasnoniebieskiej minisukience i białych kozaczkach wyglądała tak, jakby mogła już prowadzić samochód. Nic nie mówiąc, chwyciła Kate za ramię i zaprowadziła ją przez salon do kuchni, w której wszystko było różowe: ściany, szafki, zasłony, kafelki blatów, stół. Gdy Tully na nią spojrzała, Kate wydało się, że dostrzega w tych ciemnych oczach coś jakby przebłysk zażenowania.

      – To twoja mama? – zapytała Kate, nie wiedząc, co powiedzieć.

      – Ma raka.

      – Och. Przykro mi – zdołała wydukać Kate.

      W kuchni zapanowała cisza. Zamiast nawiązać z Tully kontakt wzrokowy, Kate wbiła wzrok w stół. W życiu nie widziała tyle śmieciowego jedzenia w jednym miejscu. Ciasteczka Pop-Tarts, pudełka płatków Cap’n Crunch i Quisp, chipsy Fritos, prażynki Funyuns, biszkopty z kremem Twinkies, ciastka Zingers i popcorn w cukrze Screaming Yellow Zonkers.

      – Kurczę. Chciałabym, żeby mama pozwalała mi to wszystko jeść.

      Kate natychmiast pożałowała wypowiedzianych słów. Zabrzmiały bardzo niefajnie. Żeby zająć się czymś – i mieć na co patrzeć, zamiast na nieodgadnioną twarz Tully – postawiła zapiekankę na blacie.

      – Jeszcze gorąca – powiedziała, co było oczywiste, bo przecież trzymała ją w przypominających wieloryby rękawicach.

      Tully zapaliła papierosa, oparła się o różową ścianę i przyglądała się jej.

      Kate zerknęła na drzwi prowadzące do salonu.

      – Nie przeszkadza jej, że palisz?

      – Jest zbyt chora, żeby się przejmować.

      – Ojej.

      – Chcesz dymka?

      – Yyy… Nie, dziękuję.

      – Taa. Tak myślałam.

      Na ścianie wymachiwał ogonem czarny kot z zegara Kit-Kat.

      – Pewnie musisz wracać do domu na obiad – powiedziała Tully.

      – Ojej – odparła znowu Kate, co zabrzmiało jeszcze bardziej gapowato. – Racja.

      Tully poprowadziła ją przez salon, gdzie jej mama leżała teraz na sofie.

      – Do widzenia, dziewczynko z naprzeciwka z miłym sąsiedzkim podejściem!

      Tully otworzyła drzwi. Zapadająca noc w obramowaniu framugi wyglądała jak rozmazany fioletowy prostokąt, zbyt jaskrawy, by był prawdziwy.

      – Dzięki za zapiekankę – powiedziała. – Nie umiem gotować, a Chmura jest, że tak powiem, ugotowana.

      – Chmura?

      – To najnowsze imię mojej mamy.

      – Och.

      – Fajnie by było, gdybym umiała gotować. Albo jakbyśmy miały kucharza czy coś. Skoro mama ma raka. – Tully spojrzała na Kate.

      Powiedz jej, że możesz ją nauczyć. Zaryzykuj.

      Ale nie mogła. Lęk przed odrzuceniem był porażający.

      – Cóż… To na razie!

      – Nara.

      Kate minęła Tully i wyszła w mrok.

      Była w połowie drogi do ulicy, gdy Tully za nią zawołała.

      – Hej, poczekaj.

      Kate powoli się odwróciła.

      – Jak się nazywasz?

      Kate poczuła iskierkę nadziei.

      – Kate. Kate Mularkey.

      Tully się roześmiała.

      Kate już dawno nie bawiły reakcje na jej nazwisko. Westchnęła i ruszyła w stronę ulicy.

      – Nie chciałam się śmiać – powiedziała Tully, ale wcale nie przestała.

      – Jakby mnie to obchodziło.

      – Okej. Bądź wredna, czemu nie?

      Kate szła dalej.

      4

      Tully patrzyła na odchodzącą Kate.

      – Nie powinnam była tego mówić – stwierdziła, słysząc, jak jej głos niknie pod olbrzymim rozgwieżdżonym niebem.

      Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, dlaczego nagle poczuła chęć, by wyśmiać sąsiadkę z naprzeciwka. Z westchnieniem weszła do domu. Gdy tylko znalazła się w salonie, otoczył ją dym trawki i zaczął szczypać w oczy. Mama leżała na kanapie z rozłożonymi rękoma i nogami, z jedną stopą na stoliku do kawy, a drugą na poduszkach oparcia. Usta miała rozchylone, ślina zebrała się w kącikach ust.

      I dziewczyna z naprzeciwka to widziała. Tully poczuła gorącą falę wstydu. W poniedziałek w szkole wszyscy będą o tym gadać. „Tully Hart ma matkę ćpunkę”. Właśnie dlatego nigdy nie zapraszała nikogo do domu. Jak się trzyma coś w tajemnicy, to lepiej to robić w samotności. Oddałaby wszystko, żeby mieć taką mamę, która robi kolację dla obcych ludzi. Może