spojrzał na nią.
– Zawsze.
Pani Mularkey się uśmiechnęła.
– Jean Enersen zmienia świat. Jest chyba pierwszą kobietą, która prowadzi wieczorne wiadomości.
– Zostanę dziennikarką – oznajmiła nagle Tully.
– Wspaniale – pochwalił pan Mularkey.
– Tu jesteś – powiedziała nagle Kate, która pojawiła się obok Tully. – Miło, że daliście mi znać, że już przyszła – dodała głośniej.
– Właśnie mówiłam twojej mamie i tacie, że zostanę reporterką – wyjaśniła Tully.
Pani Mularkey aż się rozpromieniła. W jej uśmiechu Tully widziała to wszystko, czego jej w życiu brakowało.
– Czy to nie wspaniałe marzenie, Katie?
Kate przez chwilę wyglądała na zdezorientowaną. A potem wzięła Tully pod rękę, wyciągnęła ją z salonu i poprowadziła po schodach. W swoim małym pokoju na poddaszu podeszła do adapteru i zaczęła przerzucać stosik płyt. Zanim wybrała – Tapestry Carole King – i nastawiła, Tully była przy oknie i patrzyła na lawendowy zmierzch.
Fala adrenaliny, która zalała ją przy składaniu tamtego oświadczenia, opadła, pozostawiając rodzaj cichego smutku. Wiedziała, co powinna teraz zrobić, ale na samą myśl robiło się jej słabo. Powiedz jej prawdę. Jeśli nie, zrobi to pani Mularkey.
– Mam nowe numery „Seventeen” i „Tiger Beat” – powiedziała Kate, wyciągając się na niebieskiej kosmatej wykładzinie. – Chcesz przejrzeć? Możemy zrobić sobie quiz Czy mogłabyś zostać dziewczyną Tony’ego DeFranco.
Tully położyła się obok niej.
– Pewnie.
– Jean-Michael Vincent jest taki seksowny – zachwycała się Kate, przerzucając kartki, by odszukać stronę ze zdjęciem aktora.
– Podobno okłamywał swoją dziewczynę – odparła Tully, zerkając na przyjaciółkę z ukosa.
– Nienawidzę kłamców. – Kate przewróciła kolejną stronę. – Serio chcesz być reporterką? Nigdy mi nie mówiłaś.
– Tak – odpowiedziała Tully, wyobrażając to sobie tak naprawdę po raz pierwszy. Może stałaby się sławna. I wtedy wszyscy by ją podziwiali. – Tylko że ty też byś musiała. Bo my wszystko robimy razem.
– Ja?
– Będziemy zespołem jak Woodward i Bernstein, tylko lepiej ubrane. I ładniejsze.
– No nie wiem…
Tully ją szturchnęła.
– Owszem, wiesz. Pani Ramsdale powiedziała przy całej klasie, że fantastycznie piszesz.
Kate się roześmiała.
– To prawda. Okej. Ja też zostanę reporterką.
– Jak będziemy sławne, to opowiemy Mike’owi Wallace’owi, że udało nam się dlatego, że trzymałyśmy się razem.
Po tych słowach w milczeniu przeglądały czasopisma. Tully dwa razy próbowała wspomnieć o swojej matce, ale Kate jej przerywała, a potem ktoś zawołał „Kolacja!” i umknęła jej szansa na oczyszczenie.
Przez cały posiłek – najlepszy, jaki w życiu jadła – czuła ciężar swojego kłamstwa. Gdy posprzątali ze stołu, umyli i wytarli naczynia, napięcie sięgnęło zenitu. Nawet marzenie o telewizyjnej sławie nie mogło go złagodzić.
– Wiesz co, mamo – powiedziała Kate, odkładając ostatnie białe naczynie CorningWare. – Przejedziemy się z Tully na rowerach do parku, dobra?
– Nie dobra, tylko dobrze – odpowiedziała jej mama, sięgając do kieszeni na gazety w fotelu La-Z-Boy, żeby wyjąć program telewizyjny. – I bądźcie z powrotem przed ósmą.
– Oj mamo…
– Ósma – rzucił tata z salonu.
Kate spojrzała na Tully.
– Traktują mnie jak dziecko.
– Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście. Chodź, pójdziemy po rowery.
Zjechały na złamanie karku wyboistą główną drogą, śmiejąc się przez cały czas. Na Summer Hill Tully rozpostarła ramiona. Kate zrobiła to samo.
Gdy dotarły do parku nad rzeką, rzuciły rowery pod drzewa, położyły się na trawie, jedna obok drugiej, i wpatrywały się w niebo, wsłuchując się w szmer wody płynącej wśród skał.
– Muszę ci coś powiedzieć – odezwała się pospiesznie Tully.
– Co?
– Moja mama nie ma raka. Jest ćpunką.
– Twoja mama jara trawkę? Akurat.
– To prawda. Zawsze jest na haju.
Kate odwróciła się ku niej.
– Naprawdę?
– Naprawdę.
– Okłamałaś mnie?
Tully była tak zawstydzona, że nie potrafiła spojrzeć Kate w oczy.
– Nie chciałam.
– Ludzie nie kłamią przez przypadek. To nie jest jak potknięcie się o krzywą płytę chodnika.
– Nie wiesz, jak to jest być zażenowanym własną matką.
– Żartujesz? Szkoda, że nie widziałaś, co moja mama włożyła na kolację w zeszłe…
– Nie – przerwała jej Tully. – Nie wiesz.
– To mi powiedz.
Tully rozumiała, o co Kate ją prosi. Chciała prawdy, z której zrodziło się tamto kłamstwo, ale Tully nie wiedziała, czy potrafi to zrobić, przelać cały swój ból w słowa i rozdać jak karty. Trzymała te wszystkie sekrety przez całe życie. Gdyby opowiedziała Kate, jaka jest rzeczywistość, i straciła ją jako przyjaciółkę, nie zniosłaby tego.
Z drugiej strony, jeśli nie powie prawdy, straci tę przyjaźń na pewno.
– Miałam dwa latka – powiedziała wreszcie – gdy moja mama pierwszy raz porzuciła mnie u babci. Poszła do miasta po mleko i wróciła, jak miałam cztery lata. Gdy miałam dziesięć lat, znowu się pojawiła i ja myślałam, że to znaczy, że mnie kocha. Tym razem zostawiła mnie w tłumie na ulicy. Następnym razem zobaczyłam ją jako czternastolatka. Babcia pozwala nam tutaj mieszkać i co tydzień przesyła nam pieniądze. To potrwa, dopóki moja mama znowu się nie urwie, co z pewnością nastąpi.
– Nie rozumiem.
– Oczywiście, że nie rozumiesz. Moja mama nie jest taka jak twoja. Nigdy dotąd nie byłam z nią tak długo. Prędzej czy później znudzi się i ruszy dalej beze mnie.
– Jak matka może zrobić coś takiego?
Tully wzruszyła ramionami.
– To chyba ze mną jest coś nie tak.
– Wszystko z tobą w porządku. To ona nawala. Ale nadal nie rozumiem, dlaczego mnie okłamałaś.
Tully wreszcie na nią spojrzała.
– Chciałam, żebyś mnie lubiła.
– Ty przejmowałaś się mną? – Kate wybuchnęła śmiechem. Tully już miała ją zapytać, co w tym takiego zabawnego, ale Kate spoważniała i powiedziała: – Żadnych więcej kłamstw, jasne?
– Oczywiście.
– Zawsze będziemy najlepszymi przyjaciółkami – oznajmiła solennie Kate. – Okej?
– To