bywa we Francji seksowne. Przez kolegę po fachu poznaję Hélène, zamężną sześćdziesięcioośmioletnią francuską dziennikarkę i babcię. Hélène nie jest dziewczyną Bonda, ale wygląda na wysportowaną i szykowną, w sweterku, kozakach i skórzanej ołówkowej spódnicy. Jej ruchy emanują pociągającą energią i ona o tym wie.
– Są trzydziestolatki, które nie promienieją, i starsze, które promienieją. Ja się zaliczam do tych drugich – mówi z ciepłym uśmiechem. – Bardzo, bardzo kocham życie. Ogromnie. I chyba to widać. Mam tę iskierkę w oku, chęć, żeby rano wstać z łóżka.
Mówi, że promienność to świadomy wybór, od wczesnej młodości:
– Postanowiłam sobie jedno: będę belle dans mon âge, piękna na swój wiek. Nie zamierzam ratować się różnymi wybiegami, liftingami, nic z tych rzeczy. Żadnej korekty zmarszczek. Za to będę elegancka, będę się malować i fundować sobie przyjemności.
Dla lepszego efektu powtarza ostatnie słowa: „B ę d ę f u n d o w a ć s o b i e p r z y j e m n o ś c i”.
Hélène uprzyjemnia sobie życie przelotnymi tajemnymi romansami. Mówi, że po pięćdziesiątce rozkwitła seksualnie.
– Robiłam rzeczy totalnie szalone. Zaczepiam na ulicy faceta, który mi się podoba, i idę z nim do hotelu. Takie kwiatki. Ciągle jestem do tego zdolna.
Hélène zachowuje daleko idącą dyskrecję w tych sprawach. Jak mówi, ma wielki szacunek dla swojego męża, kocha go i nie chce, żeby wiedział o jej frywolności. Jeden z jej kochanków lubił widzieć ją w pasie do pończoch. Po schadzce z nim zatrzymywała się na podziemnym parkingu i w samochodzie przebierała się w zwykłe pończochy.
Uśmiecha się na wspomnienie swojej ostatniej przygody przed dwoma laty. W myślach omdlewa z rozkoszy.
– To był szalenie przystojny mężczyzna, młodszy ode mnie. Poznaliśmy się, polubiliśmy, poszłam z nim do hotelu. Związek trwał dwa miesiące, tak mi się zdaje. Potem go zakończyłam.
Hélène to dobrze sytuowana paryżanka z domem na wsi i stopniem naukowym. Stać ją na pokoje hotelowe. Wpisuje się jednak w schemat kulturowy opisywany również przez inne starsze Francuzki.
Ba, ta sama profesorka, od której się dowiedziałam, że we Francji kobiety po pięćdziesiątce są gilotynowane, przyznaje też, że przez lata miała serię krótkich, dyskretnych romansów.
Ona także ma męża i wnuki. Jest bardzo zaangażowana w obie te role. Jednak…
– Jest czas na pracę, czas dla rodziny, no i czas dla siebie – tłumaczy.
Co daje jej kochanek?
– Z nim czujesz się kochana i doceniona jako ty sama, nie „żona tego” czy „matka tego” albo ekspertka w swoim zawodzie. Jesteś kochana jako ty i tylko ty, taka, jaka jesteś.
Uważność na to, co się wydarza, jest częścią składową przyjemności. (Inną jej częścią, jak podejrzewam, jest szokowanie amerykańskiej pisarki swoimi opowieściami).
Z francuskiego punktu widzenia te prywatne doświadczenia procentują przez resztę życia.
– …w pracy, bo wykonujesz ją lepiej z uwagi na to, że czujesz się świetnie – mówi profesorka. – Twój głos dźwięczy, kiedy rozmawiasz z dziećmi albo z mężem, ponieważ tak dobrze ci jest ze sobą.
Dodaje, że nie pragnie zostać zapamiętana jako przykładna matka i żona.
– Daj spokój, to nuda. O, nie! To strasznie ważne, żeby na końcu, jak już będziemy umierać, móc pomyśleć: „Miałam w życiu cudowną zabawę. Miałam te wszystkie momenty, które skradłam, tylko dla siebie”.
Która wersja seksualności jest bliższa prawdy: anglosaska narracja o jesieni życia czy francuska myśl, że możemy pozostać seksowne – i aktywne seksualnie – dużo dłużej? Postanawiam przestudiować odpowiednią literaturę. Przy stoliku w kafejce w mojej dzielnicy – gdzie wszyscy kelnerzy zwracają się do mnie per madame – czytam australijski artykuł naukowy Seks a kobieta w okresie menopauzy: stan badań oraz analiza. (Robię, co mogę, żeby zasłonić tytuł).
Autorki opowiadają się zdecydowanie po stronie podejścia francuskiego, wyjaśniając, że popęd seksualny u kobiet niekoniecznie musi zmniejszać się z wiekiem i że „część kobiet zgłasza poprawę libido oraz funkcjonowania seksualnego w wieku średnim i po nim”. Fakt, spadek poziomu estrogenu może powodować dolegliwości takie jak suchość pochwy i sławetną atrofię. Ale są to przejawy seksualnego funkcjonowania, a nie spadku popędu. Oznaczają, że teraz do stosunku będzie kobiecie potrzebny lubrykant, tak samo jak w razie pogorszenia wzroku potrzebne są jej okulary. W tym drugim przypadku nikomu nie przyszłoby na myśl, że straciła ochotę, żeby widzieć.
Wkrótce zdaję sobie sprawę, że nie jest to tylko pogląd paru australijskich feministek. Praca napisana pod kierunkiem badacza z America’s National Institutes of Health kończy się wnioskiem, że „menopauza, przynajmniej w początkowej fazie, w minimalnym stopniu wpływa na praktyki oraz funkcjonowanie seksualne”.
Część kobiet rzeczywiście traci libido w wieku średnim. Ale niebagatelną rolę odgrywają w tej kwestii także schematy kulturowe. Inny artykuł, na łamach „Journal of Aging Studies”, odnotowuje, że „u podstaw tych schematów myślenia tkwią ageizm i seksizm, które wespół promują obraz starszych kobiet jako niebudzących pożądania albo niestosownych partnerek seksualnych (nawet wśród nich samych)”.
Innymi słowy, jeśli wszyscy wokół twierdzą, że od pewnego wieku przestaje się być seksowną albo że po pięćdziesiątce wpadniesz w otchłań seksualnego niebytu, z większym prawdopodobieństwem tak właśnie się stanie. Albo, jak wyraziła to Susan Sontag: „Starzenie się to przede wszystkim gehenna dla wyobraźni”.
Wybaczam Charliemu, że nasiąknął niektórymi amerykańskimi normami kulturowymi. Wydaje mi się, że chciał ze mną poflirtować i mieć z tego fun. Poza tym zdaję sobie sprawę, że – wobec braku wymiernych osiągnięć zawodowych – zainwestował w podtrzymywanie swojej reputacji amanta. Ma wysokie umiejętności, jeśli chodzi o doprowadzanie kobiet do omdlenia.
– To facet kurtyzana – mówi Simon, który poznał go i polubił. – W Holandii uchodziłby za kogoś stuprocentowo normalnego.
Zresztą zdanie Charliego na temat mojego seksapilu jak dotąd niewiele się zmieniło. Gdy przechadzamy się po prawobrzeżnej części Paryża, zastanawiam się, czy zaproponuje, żebyśmy wpadli do któregoś z wielu mijanych przez nas hotelików. Nie wiem, co wtedy odpowiem. Propozycja jednak nie pada – Charlie chce otwartego związku, ale nie ze mną. Uświadamiam sobie, że dynamika naszych relacji nie zmieniła się przez trzydzieści lat. Wciąż go ubóstwiam, a on wciąż ubóstwia wprawiać mnie w zachwyt. Ciągle jest między nami zrozumienie, czułość i frisson – dreszcz emocji. I wciąż na tym koniec. Prawdopodobnie będzie tak i za trzydzieści lat: kuśtykając po jakimś innym mieście, będziemy dyskutować o jakiejś innej wielkiej idei, którą przegapiłam. Dociera też do mnie, że jest mi z tym dobrze. Dawniej potrzebowałam, żeby moje związki z innymi były wyraźnie zdefiniowane. Teraz widzę, że niektórzy ludzie zajmują strefę pośrednią, a to wzbogaca mój świat. Jak dobrze, że Charlie jest obecny w moim życiu właśnie w taki, a nie inny sposób.
Wiesz, że twoje życie seksualne wchodzi w wiek średni wraz z tobą, kiedy…
Już rozumiesz, że nie powinno się poślubiać kogoś, z kim przeżyło się najlepszy seks w życiu.
Myśl o którychkolwiek ze znanych ci dorosłych w sytuacjach intymnych – nawet rodzicach i dziadkach – już nie napawa cię obrzydzeniem.
Masz cały katalog fantazji, które możesz przypomnieć sobie na zawołanie.
Zdarza ci się fantazjować o własnym partnerze.
Nie wyobrażasz