roku powraca przed jego urodzinami, brzmi: co podarować facetowi, który nie ma nic? Simon nie jest amatorem zakupów. Pewnego razu, stojąc przed szafą, oświadczył, że do końca życia nie musi kupować spodni, bo przecież tyle ich ma. Gdy próbowałam wybadać jego plany wobec szuflady z tuzinami skarpet bez pary, stwierdził:
– Pozostawiam to do rozstrzygnięcia swoim spadkobiercom.
Na czterdzieste urodziny postanawiam kupić mu zegarek w stylu retro. Będzie ogłaszał światu, że – mimo znoszonych swetrów – mój mąż jest nadal pracującym, odpowiedzialnym człowiekiem.
To kosztowny prezent, zwrot nie wchodzi w rachubę, więc któregoś wieczoru przed snem (głównie wtedy rozmawiamy) wtajemniczam go w swój plan. Simon wzdryga się i mówi, że tak naprawdę chciałby na urodziny nie produkt, ale usługę: trójkąt ze mną i inną kobietą.
Nie jestem zaszokowana. Testował już na mnie pomysł trójkąta (lecz nigdy nie sugerował takiego prezentu). I choć nigdy dotąd tego nie robiłam, wiem, że pójście do łóżka z dwiema kobietami jest popularną męską fantazją i głównym tematem większości heteroseksualnej pornografii.
Prośba Simona jest spontaniczna, ale nie żartuje. A ja równie spontanicznie się zgadzam. Deadline to coś, co mnie, jako dziennikarkę, motywuje (do czterdziestych urodzin zostało sześć tygodni). Podoba mi się też sam pomysł zrobienia czegoś, co pokaże, że nie wchodzę potulnie w wiek średni. Do tego jestem prawie pewna, że Simon zgubi zegarek albo utopi go w wannie. (Cytuję: „Zgubiłbym go i zepsuł”).
No i, szczerze, ociągam się z pracą. Potrzebuję czegoś, co odwróci moją uwagę od książki o wychowaniu dzieci, z której ukończeniem właśnie się borykam.
Zasadniczo zgadzamy się na trójkąt. Ale pomysł jest tak nieziemski, że przez kilka tygodni pozostaje w sferze teorii. Od czasu do czasu wymieniam imię którejś koleżanki.
– Mogłaby być? – pytam Simona.
– Jak najbardziej – mówi za każdym razem.
Okazuje się, że praktycznie każda znana nam kobieta (wszystkie moje koleżanki oraz żony właściwie wszystkich jego kolegów) sprostałaby jego wymaganiom, także spośród tych ciężarnych. Simon nie chce zmarnować swojej szansy i nie wybrzydza.
To nie ma większego znaczenia, bo początkowo wstydzę się poruszyć ten temat z którymkolwiek z naszych znajomych. Choć jestem nowicjuszką, podejrzewam, że błędem byłoby wciągać w coś takiego przyjaciółkę. Sytuacja grozi niewyobrażalnym wprost zażenowaniem, w tamtym dniu i długo potem. No i we dwoje jest nam dobrze, nie chcę, żeby ktoś to zepsuł. W mojej wizji to jednorazowa akcja.
W dodatku nie wiem, którą koleżankę mam poprosić. Heteroseksualne kobiety nieczęsto dyskutują między sobą o swoich fantazjach z udziałem tej samej płci. Nie mam bladego pojęcia, kogo by ten pomysł skusił, a kogo odrzucił.
Wreszcie, przy brunchu, zdobywamy się na odwagę, by przedyskutować nasze plany z bawiącymi właśnie w Paryżu londyńskimi przyjaciółmi Simona. Jedna z nich, Brytyjka stanu wolnego, pracująca w banku, która sama zbliża się do czterdziestki, krzywi się, po czym milknie.
– Wyglądasz na zbulwersowaną – mówię.
– Nie, no, tylko tak sobie myślę, że to dość niezwykłe! – odpowiada z rumieńcem na twarzy.
Niedługo po tym brunchu pisze do mnie znajoma redaktorka pisma dla kobiet z Nowego Jorku. Brakuje jej felietonów „z życia wziętych” i zastanawia się, czy miałabym jakieś pomysły.
Jako freelancerka nie nawykłam do tego, że ktoś prosi mnie o napisanie czegoś. Szybko przesyłam jej trzy pomysły na artykuł: jeden o zdobywaniu przyjaciół w Paryżu, drugi o perypetiach związanych z remontem kuchni i trzeci o planowaniu trójkąta z okazji urodzin męża. Naprawdę nie wpadam na to, że faworyt jest oczywisty.
Redaktorka odpisuje niemal natychmiast i chce poznać szczegóły mojego planu, między innymi – czy już znalazłam drugą kobietę. Wkrótce mam umowę zobowiązującą mnie do złożenia eseju na dwa tysiące osiemset słów, pod tytułem Trójkąt na czterdziestkę. Mogę go opublikować pod pseudonimem.
Uczciwie mówiąc, planowałam ten trójkąt tak czy owak. Ale po podpisaniu dokumentu dociera do mnie, że jestem teraz – ni mniej, ni więcej – zobowiązana do przeprowadzenia eksperymentu. Będę miała płacone od słowa, a wersji bez seksu, w której cofam się przed wyzwaniem, przypuszczalnie nie wypełnię odpowiednią liczbą wyrazów.
Bardziej kluczowe niż to, czy będę się kochać za pieniądze, jest to, czy w ogóle będę się kochać. Uprzytamniam sobie, że kobiety nie prześcigają się w staraniach o możliwość przespania się z małżeństwem wkraczającym właśnie w wiek średni. Decydujemy z Simonem, że ogłoszenie online nie wchodzi w rachubę – to tak, jakbyśmy sami prosili się o chorobę weneryczną.
Uznajemy, że partnerką idealną byłaby seksowna znajoma. Przeszłaby weryfikację (znajomi, jak wiadomo, nie miewają opryszczki), a potem łatwo można by jej unikać. Niebawem zjawia się kandydatka. To amerykańska znajoma znajomej, którą spotkałam kilka razy na proszonych kolacjach. Traf chciał, że siedzi za nami na koncercie, z mężczyzną, z którym chyba się spotyka. Pierwszy raz zauważam, że jest całkiem atrakcyjna. Wysoka, szczupła, z talią baletnicy. Dam sobie rękę uciąć, że nie brak jej temperamentu.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.