mamy! – krzyknął Lars. – Chodź tu szybko, Gunnar! Zobacz!
Wszyscy jak na komendę ruszyli w kierunku konsoli, gdzie stał Lars Gumme z dwoma pracownikami. Ustawili się za jego plecami, na wprost rzędu monitorów. Selander przepchnął się do przodu i bezceremonialnie przesunął ręką jednego z pracowników, który na moment stracił równowagę, ale bez protestu ustąpił na bok.
– Dawaj!
– Tu… na tym monitorze… to nagranie z siedemnastki, na dachu wydziału chemii.
Na identycznym jak poprzednio monitorze widać było zaśnieżoną perspektywę ulicy Drottning Kristinas i rozbawioną grupkę studentów z puszkami piwa w dłoniach. Po chwili z prawego dolnego rogu wysunął się dach samochodu i na ekranie pojawił się volkswagen numer 12 z napisem „Securitas” o wyraźnie widocznych numerach rejestracyjnych. Była 23.43. Przejechał około stu pięćdziesięciu metrów i skręcił w prawo za dwupiętrowy długi budynek z jasnej cegły, po czym znikł z ekranu.
– To wydział elektroniki! – odezwała się podniecona Harriet.
– Tu jest więcej – wtrącił Lars. – Na tym monitorze. To z kamery ustawionej z drugiej strony budynku elektroniki… mamy parking.
Widać było, jak samochód wyjeżdża zza rogu i bardzo powoli sunie wzdłuż budynku. Po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się przed tylnym wejściem. Otworzyły się drzwi po stronie pasażera i wysiadł mężczyzna w mundurze firmy Securitas. Twarz, słabo widoczną w nocnym świetle, dodatkowo przesłaniała naciągnięta głęboko wełniana czapka. Zaczął się rozglądać, najwyraźniej sprawdzając otoczenie, po czym okrążył samochód, popatrzył w okna budynku i podszedł do drzwi. Wyglądał jak typowy ochroniarz podczas rutynowego obchodu. Po chwili dał ręką znak i otworzyły się przesuwane drzwi volkswagena. Wysiadł kolejny ochroniarz w czapce, potem skuty z tyłu Anton, a za nim trzeci ochroniarz, z bronią przedłużoną o tłumik. Weszli do środka, a ten pierwszy został przy drzwiach.
– O Boże! – wyszeptała Harriet.
Selander natychmiast wyciągnął krótkofalówkę z kieszeni.
– Inspektor Gunnar Selander do stanowiska operacyjnego – powiedział z wyraźnym napięciem. – Jestem na KTH w sprawie zaginięcia Antona Peteriusa. Zachodzi podejrzenie przestępstwa z użyciem broni. Co najmniej czterech uzbrojonych mężczyzn w mundurach Securitasu na wydziale elektroniki. Proszę o natychmiastowe wsparcie! Podejmuję interwencję… Lars i ty! Macie broń? – rzucił krótko do Gummego i jednego z ochroniarzy.
Obaj skinęli głowami i ruszyli do otwartej szafy pancernej.
– Ty zostajesz tutaj! – zwrócił się do drugiego ochroniarza. – I uważaj na wszystko! Linda? Pomożesz nam? Weź broń ochroniarza.
Wydawał rozkazy szybko i wyraźnie. Wszystko trwało ledwie kilkadziesiąt sekund i chociaż było oczywiste, że nagranie, które widzieli, zostało utrwalone kilka godzin wcześniej, to jednak należało działać. Czterech mężczyzn z bronią wysiada z fałszywego wozu Securitasu z uwięzionym pracownikiem FRA i wchodzi na wydział, gdzie prowadzi się tajne programy – ten obraz w wyćwiczonym na takich łamigłówkach umyśle Selandera uruchomił wodospad dopaminy i syndrom psa tropiącego.
– Wy… – Gunnar wskazał głową na Harriet, ochroniarza i Tovego – pilnujecie monitorów. Sprawdźcie wszystkie nagrania i informujcie – rzucił w drzwiach, gdy Linda i ochroniarz zaczęli już zbiegać po schodach. – Zaczekajcie! – zawołał zniecierpliwiony, bo nie mógł biec tak szybko jak oni. – Lars, prowadź!
Budynek wydziału elektroniki stał sto metrów dalej i był doskonale widoczny, chociaż z lewej strony trochę zasłaniały go zimowe drzewa. W trzech oknach na pierwszym piętrze paliło się światło. Żeby się dostać do tylnego wejścia, musieli przejść przez zadrzewiony teren, gdzie zalegał wysoki śnieg. Było już późno i na KTH panowała cisza, wytłumiona grubym śnieżnym kożuchem. Pierwszy po kolana wpadł Lars, stracił równowagę i poleciał na twarz, trzymając pistolet w dłoni. Ochroniarz i Linda pomogli mu się wydostać, gdy tymczasem Gunnar, pokonawszy odśnieżony parking, podbiegł z drugiej strony budynku. Przesunął się wzdłuż ściany i trzymając oburącz broń, wyjrzał zza rogu. Doskonale wiedział, że samochodu już tam nie ma, ale musiał zachować ostrożność. Po chwili dołączyli do niego pozostali. Zasapany Lars nerwowo czyścił ze śniegu pistolet, chuchając na niego i uderzając nim o dłoń.
– Linda i ty, idźcie od drugiej strony – zarządził Gunnar. – Sprawdźcie, czy na śniegu są ślady samochodu. My z Larsem spróbujemy od tej strony.
Z oddali, gdzieś od Valhallavägen, dobiegła go syrena zbliżającego się radiowozu i po chwili druga, od strony uniwersytetu.
Tak jak przypuszczał, samochodu przed wejściem już nie było. Drzwi wyglądały na zamknięte. Nikogo w zasięgu wzroku. Z trzech okien na końcu budynku padał na drzewa i parking wewnętrzny snop silnego żółtego światła.
Inspektor Gunnar Selander miał tak wyrobiony instynkt policyjny, że wystarczył mu jeden głęboki haust mroźnego powietrza, żeby wyczuć przestępstwo i krew. Wyciągnął broń i przeładował.
– Harriet, odezwij się – powiedział do radiostacji, którą wziął od Larsa.
– Tak, inspektorze? – zgłosiła się niemal natychmiast.
– Pracownia Antona to pierwsze piętro, północna część, prawa strona, trzy ostatnie okna?
– Tak.
– Dziękuję.
Ruszyli powoli wzdłuż ściany, uważnie stawiając stopy, tak by nie zadeptać śladów.
Dobrze, że nie pada śnieg – pomyślał Gunnar.
Lars szedł za nim. Gdy nawiązał kontakt wzrokowy z Lindą, dał jej znak, by została na swoim miejscu. Dwa radiowozy na światłach stanęły po drugiej stronie budynku, blokując główną ulicę. Tymczasem Lars i Gunnar dotarli do drzwi.
– Powiedz im, żeby zabezpieczyli cały teren i nie ważyli się zbliżać, dopóki nie poproszę o pomoc – powiedział do Larsa, nawet się nie odwracając. – Niech ściągają ekipę SKL, a ty pilnuj wyjścia. Zobacz! – wskazał pistoletem odciśnięte na śniegu ślady opon. – Pilnuj tego! – dodał i ostrożnie wślizgnął się do wnętrza.
W budynku panowała cisza. Światło na schodach było mocne i pozwalało wyraźnie dostrzec wszystkie szczegóły. Selander patrzył uważnie pod nogi i starał się stąpać ich zewnętrzną stroną, by nie zatrzeć ewentualnych śladów. Zupełnie zapomniał, że jego lewa noga nie nadąża za prawą.
Wycelował swojego sig-sauera P226 w górę i ruszył po schodach, spięty, gotowy do strzału. Wszystkie zmysły pracowały jak idealnie zestrojona aparatura. Nic nie mogło ujść jego uwagi, żaden szczegół, impresja, déjà vu, żadne wrażenie. Zarejestrować je był w stanie tylko teraz, ten jeden raz, bo gdy wejdą kryminalistycy, policjanci, szefowie, zniknie bezpowrotnie aura miejsca i o wszystkim decydować będzie już tylko bezduszna nauka. A to za mało – uważał Gunnar. Przestępca nadal mógł być na miejscu, a jeśli nie, to w przestrzeni, jak ektoplazma, wciąż trwało jego wspomnienie.
Selander wszedł na pierwsze piętro. Rozejrzał się i skręcił w prawo, do uchylonych drzwi z numerem 1009. Zbliżył się i wtedy poczuł silny, słodki zapach krwi, dobrze znany każdemu policjantowi, ale ten wydawał się wyjątkowo intensywny, jak jeszcze nigdy wcześniej. Wiedział, co za chwilę zobaczy, i przez moment nie był pewien, czy chce wejść. Lufą pistoletu popchnął szklane drzwi, które swobodnie się uchyliły, skrzypiąc cicho.
Trzy metry za nimi, po lewej, w rogu pokoju, leżał na plecach chłopak z jedną ręką złożoną na piersi, a drugą wyciągniętą, jakby miał za chwilę rozpocząć recytację. Szeroko otwarte, wyschnięte