zrozumiałem? Wywiad Kima jeździ do Polski? NATO? Unii? – Potrząsnął z niedowierzaniem głową.
– Otóż to! – wtrącił Lebiedź. – Otóż to! – powtórzył tonem, jakby naprawdę nie wiedział, po co Koreańczycy jeżdżą do Polski, i te dwa słowa w ustach szefa rosyjskiego wywiadu miały swoje niezwykłe, wręcz niepokojące znaczenie. Michaił zrozumiał to natychmiast.
– W ich ambasadzie na ulicy Mosfilmowskiej pod siedemdziesiątym drugim przebywa stale ponad pięciuset Koreańczyków z rodzinami, chociaż oficjalnie akredytowanych jest trzydziestu – zaczął Siemionow. – Z tych pięciuset przynajmniej połowa albo więcej to szpiedzy.
– To nasza FSB ma pełne ręce roboty – skomentował nie bez zaskoczenia Michaił. – Jest ich chyba więcej niż wszystkich innych razem…
– To prawda! – wtrącił Lebiedź. – Ale nie jest tak źle, jakby na pierwszy rzut oka mogło się wydawać. Większość z nich jest zajęta robieniem biznesu…
– Handlem – przerwał Siemionow. – Muszą zarobić na utrzymanie swoje, ambasady, rodzin w Korei i tysięcy innych urzędników i wojskowych w kraju. Robią tak wszędzie, gdzie tylko mogą, we wszystkich swoich ambasadach na świecie. To jest jak najbardziej półoficjalna działalność. – Wania poprawił okulary gestem Szurika. – Pewna część zajmuje się jednak prawdziwym szpiegostwem i to jest problem.
– Technologie wojskowe… broń jądrowa… tak, czytałem w naszym biuletynie – stwierdził Popowski.
– Otóż to! – potwierdził Lebiedź. – I to jest właśnie problem…
– Są u nas środowiska i ludzie, którzy w Korei Północnej widzą wspomnienie po ZSRR i są do tego kraju życzliwie, a czasem nawet bardzo życzliwie nastawieni – ciągnął Siemionow. – Trzeba powiedzieć wprost, że Koreańczycy mają wsparcie partii komunistycznej w naszej Dumie, ale, co gorsza, także niezrzeszonych gorących prokomunistów starszej daty…
– W tym… w środowisku naukowców… – wtrącił generał.
– Także fizyków jądrowych… – dodał Siemionow.
Popowski nagle odkrył, że generał i Siemionow mówią dosłownie tym samym językiem i idealnie się uzupełniają. Dotarło do niego, że muszą spędzać ze sobą dużo czasu, i jasne było, że problem koreański ma priorytet. Była to skądinąd oczywista konstatacja, lecz jednocześnie sprawiła, że Michaił nie potrafił ocenić, gdzie w tej chwili leży Polska. Jakie jest jej znaczenie dla Rosji. Groźba wojny atomowej na Półwyspie Koreańskim mogła spowodować nie tylko światowy kryzys gospodarczy, lecz także konflikt militarny na znacznie większą skalę. To było oczywiste dla każdego rosyjskiego oficera wywiadu, bo i Kaliningrad, i Władywostok to części Rosji, jednego żywego organizmu. Wszystko zatem, co się działo na tym terenie, miało dla Moskwy ogromne znaczenie.
– Ostatniego Koreańczyka, generała Nam Gye-boka, wydaliliśmy w dziewięćdziesiątym trzecim roku, właśnie za usiłowanie werbunku naszych naukowców – kontynuował Siemionow – ale oczywiście na tym nie zakończyli i my to doskonale wiemy…
– Uznaliśmy jednak – wtrącił ponownie Lebiedź – że będziemy obserwować działalność wywiadu koreańskiego u nas, bo dzięki temu ustalimy, czego im brakuje w ich programie budowy broni jądrowej i rakiet… czyli na jakim etapie są teraz.
– Od maja dwa tysiące siódmego roku obowiązuje dekret prezydenta o zakazie jakichkolwiek dostaw dla Korei Północnej czy innej współpracy, która mogłaby się przysłużyć realizacji jej programu jądrowego i wojskowego, a od testu atomowego z dwudziestego piątego maja dwa tysiące dziewiątego roku sytuacja w naszych relacjach z Kimem i ogólnie w regionie uległa całkowitej zmianie – zakończył Siemionow i wszyscy zamilkli.
Czuć jednak było w powietrzu, że to dopiero wstęp, przygotowanie do tego, co miało być najważniejsze. Bo przecież Popowski, nawet jeśli nie znał dat czy jakichś epizodów, doskonale zdawał sobie sprawę, co oznacza dla Rosji sprawa koreańska. Miał nieodparte wrażenie, że spadnie mu na głowę nowy problem, odmienny od tego, czym dotąd się zajmował. Zastrzeżenia, jakie miał wcześniej do Siemionowa, rozpłynęły się jak kropla w morzu i teraz patrzył na okrągłą twarz w niemodnych okularach z pełnym uznaniem i szacunkiem. Więcej, poczuł się trochę głupio w swoim garniturze Hugo Bossa i idealnej kopii butów Manhattan Richelieu, którą sobie kupił niedawno.
– Posłuchaj teraz uważnie, Misza – zaczął generał. Popowski nigdy dotąd nie słyszał u niego takiego tonu, i już wiedział, że to, co Lebiedź za chwilę powie, będzie musiało pozostać w tym pokoju na jedenastym piętrze budynku SWZ w Jasieniewie. – Nie wszyscy w Rosji… także na Kremlu… uważają, że powstrzymywanie rozwoju siły militarnej, a głównie programu broni jądrowej i rakiet Korei Północnej jest rozsądne…
– Przynajmniej na tym etapie – dodał Siemionow.
– Zaraz… – Popowski zmarszczył czoło. – Nie rozumiem.
– To trochę skomplikowane. Trzeba by wejść głębiej w szerszy kontekst problemu koreańskiego, a teraz nie ma na to czasu. Krótko mówiąc, są ludzie, którzy uważają, że rozstawienie najważniejszych figur na szachownicy Dalekiego Wschodu, takich jak Chiny, Japonia, USA czy Korea Południowa, jest dla nas w tej chwili mało korzystne i że powinniśmy poczekać, aż Kim jeszcze mocniej wszystkich postraszy swoją bombą atomową.
– Co to za ludzie? Komu może na tym zależeć? – zapytał poirytowany Michaił.
– O tym… może kiedy indziej… – wtrącił z wahaniem Lebiedź. – Ogólnie rzecz ujmując, chodzi o strategiczne przeorientowanie Chin na nasze dostawy z Syberii. Uniezależnienie ich od złóż na Bliskim Wschodzie i w Afryce – dodał. – We wzajemnych rozliczeniach odeszliśmy od dolara i zastąpiliśmy go juanem i rublem. Są tacy, którzy uważają, że wkrótce będziemy musieli pójść dalej. Rosja, jeżeli chce przetrwać jako cywilizacja, jako państwo, potrzebuje modernizacji.
– Są na to dwa sposoby – powiedział Siemionow cicho, bez emocji. – Albo Zachód, który wciąż kluczy, kręci i składa mnóstwo deklaracji, ale tak naprawdę na nowoczesnej Rosji mu nie zależy, bo się boi naszej potęgi, albo… Chiny.
Michaił poczuł, jak przechodzi go dreszcz. W ustach Siemionowa ta prawda stała się tak dramatycznie oczywista, że przez moment odniósł wrażenie, jakby sam ją wymyślił i ogłosił z mównicy Dumy Państwowej.
– Wania – wtrącił w końcu Lebiedź – Misza to wszystko wie i rozumie. O szczegółach możemy porozmawiać później. Przejdź teraz do sedna.
Popowski jednak nie mógł się zgodzić z generałem. Wcale wszystkiego nie wiedział ani nie rozumiał. Wprost przeciwnie. W żaden sposób nie potrafił pojąć, dlaczego kryzys koreański miałby się przyczynić do umocnienia współpracy Rosji i Chin. Z tego, co mówili Lebiedź i Siemionow, wywnioskował tylko, że Władimir Władimirowicz nie chce sprawdzać wytrzymałości świata na szaleństwa Kima. Jakże mogłoby być inaczej!
– W dalszym ciągu nie rozumiem, po co Lee Young-chul jeździł do Polski – powiedział. – Warszawa jest znacznie tańsza niż Moskwa, ale chyba nie chodziło mu o zakupy… – Spojrzał pytająco na Siemionowa.
– Pewnie, że nie! – odparł zdecydowanie Wania. – Lee Young-chul to trzygwiazdkowy generał. Tacy jak on nie muszą już jeździć sami na zakupy.
– Mamy uzasadnione podejrzenia, że Lee jeździ do Polski, żeby się z kimś spotykać… – zabrał głos generał. – Z kimś, z kim nie mógłby się spotkać w Rosji ani Korei. Uznaliśmy też, że nie bez powodu wybrali właśnie Polskę.
– Lee lata do Polski z dwoma ochroniarzami i wszyscy posługują się paszportami dyplomatycznymi – przejął inicjatywę Wania. – Kiedy pojechali tam