Camilla Lackberg

Fjällbacka


Скачать книгу

że w ten sposób mu się przysłużysz, to się grubo mylisz – powiedziała Paula. – Będzie nie tylko tłusty, ale i chory, jeśli obaj z Bertilem będziecie go dokarmiać. Już by nie żył, gdyby mama ciągle nie chodziła z nim na spacer, żeby się wybiegał.

      – No tak, wiem. Ale to jego spojrzenie…

      – Hm… – Paula popatrzyła na niego surowo.

      – Miejmy nadzieję, że Martin albo Patrik dowiedzą się czegoś istotnego. – Gösta szybko zmienił temat. – Bo na razie jesteśmy niewiele mądrzejsi niż wczoraj.

      – Masz rację. – Paula zrobiła przerwę. – Straszna sprawa. Pomyśl tylko, został zastrzelony we własnym mieszkaniu, czyli tam, gdzie człowiek czuje się najbezpieczniej.

      – Zgaduję, że to ktoś znajomy. Zamek był nienaruszony, musiał go wpuścić.

      – To jeszcze gorzej – powiedziała Paula. – Zginął we własnym mieszkaniu z rąk kogoś, kogo znał.

      – W zasadzie nie musiał go znać. Tyle piszą w gazetach o ludziach, którzy dzwonią do drzwi, prosząc o możliwość skorzystania z telefonu, a potem okradają mieszkanie do cna. – Gösta wbił widelec w zapiekankę.

      – Tak, ale wybierają raczej starych ludzi. Nie kogoś młodego i silnego, jak Mats Sverin.

      – Masz rację, ale nie da się tego wykluczyć.

      – Zobaczymy, z czym wrócą Martin i Patrik. – Paula odłożyła sztućce i wstała. – Kawy?

      – Poproszę – odparł Gösta. Ukradkiem podsunął Ernstowi jeszcze jedno ciasteczko. W nagrodę dostał mokre liźnięcie w rękę.

      – Ojej, tego mi było trzeba – stęknął Erling. Leżał na stole do masażu.

      Palce Vivianne uciskały go umiejętnie, poczuł, jak napięcie puszcza. Spoczywała na nim wielka odpowiedzialność, nic dziwnego, że sporo go to kosztuje.

      – Czy ten zabieg znajdzie się w naszej ofercie?

      – Oczywiście. To masaż klasyczny, więc będzie w ofercie, podobnie jak masaż tajski i gorącymi kamieniami. Można będzie również wybrać między całościowym a częściowym. – Vivianne mówiła spokojnym, usypiającym tonem.

      – To wspaniale, wspaniale.

      – Poza ofertą podstawową będzie też kilka zabiegów specjalnych, na przykład nacieranie solą i algami, terapia światłem, maseczki z alg i tak dalej. Wszystko będzie. Przecież wiesz, napisaliśmy o tym w ulotce.

      – Wiem. Dla moich uszu to brzmi jak muzyka. Personel już skompletowany? – Masaż, półmrok i głos Vivianne sprawiły, że zachciało mu się spać.

      – Wkrótce kończymy szkolenia. Osobiście się tym zajęłam. Mamy świetnych ludzi. Młodych, pełnych entuzjazmu i ambitnych.

      – To wspaniale, wspaniale – Erling westchnął z zadowoleniem. – Czuję, że to będzie sukces. – Skrzywił się, Vivianne ucisnęła bolesne miejsce na plecach.

      – Masz tu napięty mięsień – powiedziała, masując dalej.

      – Boli – powiedział, całkiem już rozbudzony.

      – Złe złym pozbywają, klin klinem wybijają. – Vivianne ucisnęła jeszcze mocniej, aż jęknął. – Strasznie jesteś spięty.

      – To przez tę historię z Matsem – odparł z wysiłkiem. Z bólu łzy napłynęły mu do oczu. – Przed południem do biura przyszli policjanci. Wypytywali. Coś okropnego.

      Vivianne zastygła w pół ruchu.

      – O co pytali?

      Ból na chwilę ustąpił i Erling odetchnął z ulgą.

      – Tak ogólnie. Jak się zachowywał, co o nim wiemy, jak się sprawował w pracy.

      – I co powiedzieliście? – Vivianne znów zaczęła masować, ale na szczęście omijała to miejsce.

      – Niewiele było do powiedzenia. Mats był skryty, więc nie mieliśmy wyrobionego zdania na jego temat. W każdym razie przejrzałem dziś jego papiery i muszę powiedzieć, że miał wzorowy porządek. Dzięki temu będzie mi łatwiej pilnować finansów, dopóki nie znajdziemy kogoś na jego miejsce.

      – Doskonale sobie poradzisz. – Vivianne masowała mu kark tak, że aż dostał gęsiej skórki. – To znaczy, że w papierach nie ma śladu, że coś mu się nie podobało?

      – Na ile się zorientowałem, nie. Wszystko jest w porządku. – Znów zaczął przysypiać. Vivianne masowała dalej.

      Dan siedział przy kuchennym stole i patrzył w okno. W domu panowała cisza. Dzieci w szkole i w przedszkolu. Wrócił do pracy. Wracał stopniowo, ale tego dnia miał wolne. A wolałby być w pracy. Ostatnio, gdy szedł do domu, zaczynał go boleć brzuch. Wszystko mu przypominało o tym, co stracili. Nie tylko dziecko. Również dotychczasowe wspólne życie. W głębi duszy podejrzewał, że na zawsze, i nie miał pojęcia, co robić. Czuł się kompletnie bezradny i nienawidził tego uczucia.

      Serce go bolało, kiedy myślał o Emmie i o Adrianie. Im jeszcze trudniej niż jemu było zrozumieć, dlaczego mama ciągle leży w łóżku, nie rozmawia z nimi, nie przytula, nawet nie patrzy na rysunki, które jej przynoszą do podziwiania. Wiedzieli, że miała wypadek, że braciszek poszedł do nieba, ale nie rozumieli, dlaczego z tego powodu leży bez ruchu i patrzy w okno. Dan nie był w stanie wypełnić im pustki po Annie. Byli do niego przywiązani, ale najbardziej kochali mamę.

      Odreagowywali to każde na swój sposób. Emma zamykała się w sobie, z każdym dniem coraz bardziej, podczas gdy Adrian wyładowywał się na wszystkim i wszystkich. Zadzwonili z przedszkola, żeby powiedzieć, że bije i gryzie inne dzieci. Telefonował też nauczyciel Emmy. Zwrócił uwagę, że bardzo się zmieniła, milczy na lekcjach, a dawniej była żywa, wesoła i otwarta. Ale co miał zrobić? Potrzebowali Anny, nie jego. Własne córki mógł pocieszać, gdy podchodziły o coś spytać albo się przytulić. Bywały smutne i zamyślone, ale nie tak jak Emma i Adrian. Zresztą co drugi tydzień spędzały u mamy. Tam nie były obciążone żałobą, która zaległa nad jego codziennością jak ciężki, mokry koc.

      Pernilla okazała się bardzo pomocna. Rozwód nie odbył się wprawdzie bez tarć, ale po wypadku zachowała się wspaniale. Fakt, że wszystkie dziewczynki, Lisen, Belinda i Malin, poradziły sobie z tą sytuacją, w znacznej mierze był jej zasługą. Emma i Adrian nie mieli nikogo poza nimi. Erika próbowała pomóc, ale miała mnóstwo zajęć przy bliźniętach i zwyczajnie nie dawała rady. Dan to rozumiał i doceniał jej starania.

      W rezultacie Emma, Adrian i on sami musieli się zmierzyć z paraliżującym lękiem o Annę. Zastanawiał się, czy już do końca życia będzie leżała i patrzyła w okno. Miną dni, tygodnie i lata, a ona będzie leżała i powoli się starzała. Zdawał sobie sprawę, że to skrajny pesymizm. Lekarze mówili, że z czasem wyjdzie z depresji, ale to musi potrwać. Problem polegał na tym, że już w to nie wierzył. Od wypadku minęło wiele miesięcy, a miał wrażenie, że Anna oddala się coraz bardziej.

      Za oknem kilka sikorek dziobało kulki z łoju. Dziewczynki uparły się, żeby je zawiesić, choć była już późna wiosna. Popatrzył na ptaki i z zazdrością pomyślał, że one nie mają problemów. Życie upływa im na podstawowych rzeczach: szukaniu pożywienia, spaniu i rozmnażaniu się. Żadnych wyższych uczuć, skomplikowanych relacji. Żadnej żałoby.

      Przyszedł mu na myśl Matte. Erika dzwoniła, żeby mu powiedzieć, co się stało. Dobrze znał jego rodziców. Ile razy wypływali z Gunnarem łódką, a przy okazji snuli