Yuval Noah Harari

Homo deus


Скачать книгу

znów czuły się głodne, miały znacznie większe szanse na przetrwanie i przekazanie genów kolejnemu pokoleniu. Dokładnie z tego samego powodu orzechy, które my, ludzie, staramy się zbierać – intratne posady, wielkie domy, atrakcyjni partnerzy – rzadko zadowalają nas na długo.

      Ktoś może powiedzieć, że nie ma w tym nic złego, ponieważ to nie cel nas uszczęśliwia, lecz droga do niego. Wspinanie się na Mount Everest daje większą satysfakcję niż stanie na samym szczycie; flirtowanie i gra wstępna są bardziej podniecające niż szczytowanie; a prowadzenie przełomowych eksperymentów w laboratorium jest ciekawsze niż odbieranie pochwał i nagród. To jednak oznacza po prostu, że ewolucja kontroluje nas za pośrednictwem szerokiego wachlarza przyjemności. Czasem uwodzi nas doznaniami rozkoszy i spokoju, a w innych sytuacjach pobudza do działania elektryzującymi doznaniami uniesienia i radosnego podniecenia.

      Kiedy jakieś zwierzę szuka czegoś, co zwiększa jego szanse na przetrwanie i rozmnażanie (na przykład pokarmu, partnerów albo statusu społecznego), jego mózg wytwarza doznania czujności i podekscytowania, które skłaniają to zwierzę do jeszcze większych wysiłków, ponieważ tak bardzo miły wydaje mu się ten stan. W ramach pewnego słynnego eksperymentu naukowcy podłączyli kilku szczurom do mózgów elektrody, umożliwiając im wywoływanie doznania ekscytacji przez zwykłe naciśnięcie specjalnej klapki. Kiedy szczurom dano do wyboru smaczne jedzenie i naciskanie klapki, okazało się, że wolą klapkę (trochę jak dzieci, które wolą raczej siedzieć przy grze komputerowej, niż przyjść na obiad). Szczury naciskały swój przycisk szczęścia bez końca, aż padały z głodu i wyczerpania36. Ludzie również wolą podekscytowanie związane z wyścigiem niż spoczywanie na laurach zwycięstwa. Tym jednak, co czyni ściganie się tak atrakcyjnym, są towarzyszące mu porywające doznania. Nikt by nie chciał wspinać się po górach, grać w gry komputerowe ani umawiać się na randki w ciemno, gdyby tego rodzaju działaniom towarzyszyły wyłącznie nieprzyjemne doznania stresu, rozpaczy lub nudy37.

      Niestety ekscytujące doznania towarzyszące wyścigowi są równie przemijające jak błogie doznania towarzyszące zwycięstwu. Ani donżuan czerpiący radość z emocji przeżywanych w czasie przelotnego romansu, ani biznesmen znajdujący ją w obgryzaniu paznokci podczas obserwowania ruchu wskaźników giełdowych, ani gracz uwielbiający zabijać potwory na ekranie komputera – żaden z nich nie znajdzie zadowolenia we wspominaniu wczorajszych silnych wrażeń. Podobnie jak szczury, które bez końca wciskają swą klapkę, donżuani, rekiny biznesu i gracze codziennie potrzebują nowych bodźców. Co gorsza, również i w takich przypadkach oczekiwania przystosowują się do warunków, więc to, co wczoraj było wyzwaniem, dzisiaj zdecydowanie zbyt szybko staje się nudą. Być może kluczem do szczęścia nie jest zatem ani ściganie się, ani złoty medal, lecz raczej właściwe dobranie odpowiednich dawek podekscytowania i spokoju. Większość z nas jednak na ogół przeskakuje błyskawicznie od ekscytującego napięcia do poczucia nudy i z powrotem, i pozostaje równie nieusatysfakcjonowana w obu tych stanach.

      Jeśli nauka ma rację i tym, co decyduje o szczęściu, jest nasz system biochemiczny, to jedynym sposobem, by zapewnić sobie trwałe zadowolenie, jest zmanipulowanie tego systemu. Zapomnijmy o wzroście gospodarczym, reformach społecznych i przewrotach politycznych: aby podnieść globalny poziom szczęścia, musimy pomajstrować przy ludzkiej biochemii. I właśnie to zaczęliśmy robić w ciągu paru ostatnich dziesięcioleci. Pięćdziesiąt lat temu z przyjmowaniem leków psychotropowych wiązało się silne piętno. Dzisiaj to piętno znikło. Trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle, ale rosnący odsetek populacji regularnie przyjmuje leki psychotropowe, nie tylko w celu leczenia dręczących nas chorób psychicznych, lecz również po to, by lepiej radzić sobie z bardziej prozaicznym przygnębieniem i sporadyczną chandrą.

      Na przykład coraz więcej uczniów zażywa stymulanty, takie jak metylofenidat. W 2011 roku 3,5 miliona amerykańskich dzieci przyjmowało leki na ADHD (zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi). W Wielkiej Brytanii ich liczba wzrosła z 92 tysięcy w 1997 roku do 786 tysięcy w 201238. Początkowo celem stosowania tych medykamentów było leczenie zaburzeń uwagi, ale dzisiaj takie lekarstwa przyjmują całkowicie zdrowe dzieci, by poprawić wyniki w szkole i sprostać rosnącym oczekiwaniom nauczycieli i rodziców39. Wiele osób protestuje przeciw temu i przekonuje, że problem leży raczej w systemie oświaty niż w dzieciach. Jeśli uczniowie uskarżają się na zaburzenia uwagi, stres i niskie oceny, to być może powinniśmy za to winić przestarzałe metody nauczania, przepełnione klasy i nienaturalnie szybkie tempo życia. Może powinniśmy modyfikować raczej szkoły niż dzieci? Ciekawą rzeczą jest przyjrzenie się, jak zmieniały się argumenty. Przez tysiąclecia ludzie kłócili się o metody edukacyjne. Czy to w starożytnych Chinach, czy w wiktoriańskiej Anglii, każdy miał swoją ulubioną metodę i zaciekle sprzeciwiał się wszelkim innym. Jednak wszyscy dotychczas zgadzali się co do jednego: aby poprawić edukację, trzeba reformować szkoły. Dzisiaj po raz pierwszy w dziejach przynajmniej część ludzi uważa, że skuteczniejsze byłoby zmienienie biochemii uczniów40.

      W tym samym kierunku zmierza wojsko: 12 procent amerykańskich żołnierzy w Iraku i 17 procent amerykańskich żołnierzy w Afganistanie przyjmowało albo środki nasenne, albo antydepresanty, by lepiej radzić sobie z napięciem i cierpieniem w czasie wojny. Strachu, depresji i traumy nie wywołują pociski, miny ani samochody pułapki. Te odczucia powodują hormony, neuroprzekaźniki i sieci neuronów. Znajdujący się tuż obok siebie dwaj żołnierze mogą wpaść w tę samą pułapkę; jeden zatrzyma się jak sparaliżowany, przerażenie odbierze mu rozum, a później będą go dręczyły koszmary; drugi ruszy odważnie przed siebie i zostanie odznaczony medalem. Różnica tkwi w biochemii tych żołnierzy – a zatem jeśli znajdziemy sposób, by ją kontrolować, za jednym zamachem będziemy mogli tworzyć zarówno szczęśliwszych żołnierzy, jak i skuteczniejsze armie41.

      Biochemiczna pogoń za szczęściem jest również główną przyczyną przestępczości w świecie. W 2009 roku połowa osadzonych w amerykańskich więzieniach federalnych trafiła tam z powodu narkotyków; za przestępstwa na tym samym tle skazano 38 procent włoskich więźniów; w Wielkiej Brytanii 55 procent osób pozbawionych wolności deklarowało, że czyny karalne, których się dopuściły, były związane albo z przyjmowaniem narkotyków, albo z handlem nimi. Raport z 2001 roku podaje, że 62 procent skazanych przebywających w australijskich zakładach karnych znalazło się tam na skutek przestępstwa, które popełnili, będąc pod wpływem narkotyków42. Ludzie piją alkohol, by zapomnieć, palą trawkę, by odnaleźć spokój, zażywają kokainę i metamfetaminę, żeby dodać sobie animuszu i pewności siebie, natomiast ecstasy zapewnia im ekstatyczne doznania, a LSD pozwala się spotkać z Lucy in the Sky with Diamonds. Niektórzy starają się dojść do pewnych doznań dzięki nauce, pracy albo posiadaniu i wychowaniu dzieci, inni zaś usiłują doświadczyć ich niejako na skróty – dzięki odpowiedniemu dawkowaniu właściwych cząsteczek chemicznych. Stanowi to zagrożenie dla samego istnienia porządku społecznego i ekonomicznego. Dlatego właśnie państwa prowadzą zażartą, krwawą i beznadziejną wojnę z przestępczością biochemiczną.

      Państwo liczy na to, że ureguluje biochemiczną pogoń za szczęściem, rozróżniając „złe” manipulacje od „dobrych”. Zasada jest jasna: manipulacje biochemiczne, które wzmacniają stabilność polityczną, porządek społeczny i wzrost gospodarczy, są dozwolone, a nawet zalecane (na przykład takie, które uspokajają nadpobudliwe dzieci w szkole albo pomagają żołnierzom przezwyciężyć lęk i rzucić się w wir bitewny). Manipulacje, które zagrażają stabilności i wzrostowi, są zakazane. Jednak co roku w uniwersyteckich