Shalini Boland

Sekret matki


Скачать книгу

odpowiadam, przypominając sobie ciasny przedział, który dzieliłam ze Scottem wkrótce po tym, jak się poznaliśmy. Zamglone, piękne pierwsze dni miłości.

      – M y byśmy też tak mogli? – pyta chłopiec i jego oczy robią się wielkie na myśl o przygodzie. – Moglibyśmy jechać przez te wszystkie kraje i spać w pociągu w śpiworach?

      Chcę powiedzieć, że tak, oczywiście. Chcę powiedzieć, że jutro zarezerwujemy bilety i razem przemierzymy świat pociągiem. Będziemy podziwiać niesamowite, egzotyczne widoki i mieć przedział tylko dla siebie. Kupię mu czapkę maszynisty, a konduktor pozwoli mu dać sygnał gwizdkiem. To będzie najfajniejsza zabawa na świecie.

      – Któregoś dnia, gdy podrośniesz, na pewno będziesz mógł to zrobić, Harry.

      – Wspaniale – odpowiada z nosem w kubku, tak że jego głos odbija się echem.

      Słychać dzwonek do drzwi; wzdrygam się lekko.

      – Kto to? – pyta chłopiec, marszczy brwi i odstawia kubek na blat.

      – Pewnie Scott – wyjaśniam, podnosząc się z miejsca. – Nie bój się, polubisz go. Jest miły.

      – Okej.

      – Pójdę mu otworzyć – dodaję – i zaraz wrócę. Zostań tu chwilę, dobrze?

      Kiwa głową i jego buzia nagle poważnieje.

      Wychodząc z kuchni, zamykam za sobą drzwi. Scott nie chce używać swoich kluczy. Chociaż jesteśmy w separacji i nie mieszkamy już razem, pozwoliłam mu zatrzymać drugi komplet. Oznajmiłam, że to zawsze będzie również jego dom. Ale nigdy nie wchodzi sam, zawsze dzwoni.

      Otwieram i widzę przed sobą ociekającego wodą, nachmurzonego męża.

      – Cześć, wejdź. Nie wiedziałam, że aż tak leje. – Cofam się, a on wymija mnie i wchodzi do środka. – Wziąć od ciebie kurtkę?

      – Nie zostanę długo, Tess. O co znowu chodzi? – Jego niski głos huczy w ciasnej przestrzeni.

      – Pst, nie tak głośno – ostrzegam, wskazując gestem kuchnię.

      – Co? – pyta jeszcze głośniej. – Dlaczego? Ktoś tam jest?

      – Scott, proszę.

      – Okej – odpowiada przesadnie cicho.

      – Posłuchaj – zaczynam. – Dzisiaj po południu byłam na cmentarzu…

      Jego twarz mrocznieje jeszcze bardziej. Nigdy tam nie chodzi; twierdzi, że to zbyt przygnębiające. Woli je pamiętać takimi, jakie były za życia.

      – A po powrocie zastałam w kuchni małego chłopca.

      Potrzeba kilku sekund, by moje słowa do niego dotarły.

      – Małego chłopca? – powtarza, marszcząc czoło. – Co ty wygadujesz? Jakiego małego chłopca?

      – Właśnie próbuję ci wyjaśnić – odpowiadam, a serce mi wali jak szalone. – Jest tu teraz. Ma na imię Harry.

      Scott chwyta mnie za ramiona i wpatruje się w moją twarz, jakby czegoś w niej szukał.

      – Tessa, co się dzieje, u diabła? Mam nadzieję, że nie zrobiłaś nic głupiego.

      Strząsam z siebie jego dłonie i cofam się o krok.

      – Nic nie zrobiłam – syczę. – Tłumaczę ci, co się stało. Wróciłam, a on był w naszym domu, siedział w kuchni przy blacie i rysował. A potem zapytał, czy jestem jego mamą!

      – Chryste, Tess.

      Przeciska się obok mnie, otwiera drzwi do kuchni i staje jak wryty na widok Harry’ego, który przy stole wybiera palcem mleczną piankę z dna kubka.

      Wymijam Scotta i zajmuję pozycję obok małego gościa, nie chcąc, by się wystraszył na widok gniewnego nieznajomego. Ale Harry nie wydaje się przestraszony. Patrzy uważnie na Scotta, a potem przenosi wzrok na mnie.

      – Harry – staram się, by mój głos brzmiał pogodnie. – To Scott, o którym ci wspominałam.

      Chłopiec podnosi się z miejsca i wyciera lepkie palce o dżinsy. Obchodzi stół i wyciąga rękę.

      – Miło cię poznać, Scott – oznajmia głosem tak czystym i śmiałym, że mam ochotę go uściskać.

      Gniew Scotta gdzieś się ulatnia. Mężczyzna stoi chwilę z otwartymi ustami, po czym w oszołomieniu potrząsa rączką Harry’ego.

      – Cześć – chrypi. – Na chwilkę pójdziemy z Tessą na korytarz, musimy porozmawiać, okej? Za momencik wrócimy.

      – Masz na imię Tessa? – zwraca się do mnie chłopiec.

      Kiwam głową.

      – Ale jesteś moją mamą, tak?

      Posyłam mu słaby uśmiech, nie chcąc zaprzeczać.

      – Okej, Harry – wtrąca się Scott. – Daj nam tylko parę minut.

      Chwyta mnie za ramię i wyprowadza z kuchni; ma zmrużone oczy i usta zaciśnięte w cienką kreskę. Zamyka drzwi i zwraca się do mnie; jego palce zaciskają się jak szpony na moich ramionach.

      – Dlaczego on sądzi, że jesteś jego matką? Skąd się wziął, Tess? Skąd go wytrzasnęłaś?

      Kręcę głową.

      – Już ci powiedziałam. Wróciłam do domu, a on…

      – Jasne, powiedziałaś, był tutaj i siedział przy blacie. Ale to niemożliwe. Dziecko nie może się pojawić w kuchni za sprawą magii. Gdzie go znalazłaś naprawdę? Powiedz i zaraz to załatwimy.

      Powinnam przewidzieć, że Scott mi nie uwierzy. Po wszystkim, przez co przeszliśmy, już mi nie ufa. Już mnie nie kryje. Jestem zdana na siebie.

      Głos mężczyzny łagodnieje.

      – Wiem, że ci ciężko. Wiem, że po tym, co się stało, masz złamane serce, ale nie możesz robić takich rzeczy. Wpakujesz się w poważne kłopoty. Mogą cię wsadzić do więzienia.

      – Nie znalazłam go ani nie zabrałam, ani nie zrobiłam nic z tego, co sobie wyobraziłeś – warczę, przyciskając do ciała ręce z zaciśniętymi pięściami. – Naprawdę sądzisz, że porwałabym czyjeś dziecko po tym, co nas spotkało? Że naraziłabym inną matkę na podobny ból? Powiedziałam ci świętą prawdę, jak na spowiedzi. Ale skoro nie chcesz uwierzyć, to…

      – Nie w tym rzecz, że ci nie wierzę. Może nie potrafisz sobie przypomnieć, co się stało. Może… Och, sam nie wiem.

      Jego szerokie ramiona opadają, przeczesuje dłonią ciemne włosy i nagle sam wygląda jak mały, zmęczony chłopiec.

      – Musimy zadzwonić na policję, tak? – pytam.

      – Tak. Powinnaś ich wezwać, z a m i a s t dzwonić do mnie.

      – Wiem.

      Spuszczam głowę i przygryzam dolną wargę, zawstydzona. Moja nieudolność sprawiła, że dobro Harry’ego i jego rodziców zeszło na dalszy plan – postąpiłam źle. Co ja sobie wyobrażałam?

      – Możesz ty zadzwonić? – pytam. – Proszę. Ja chyba nie dam rady.

      Scott kiwa głową i wyjmuje komórkę z kieszeni kurtki.

      – Co mam powiedzieć?

      – Prawdę – odpowiadam. – Że wróciłam do domu i zastałam go tutaj.

      – To brzmi strasznie podejrzanie, Tessa.

      – Lepsze