Sigríður Hagalín Björnsdóttir

Święte słowo


Скачать книгу

tysięcy? Przecież to tak, jakbyście mieli media w salonie. Nie krępuje was to?

      – Zrozum, to ona jest tymi mediami – tłumaczy Ragnar. – Dzisiaj to każdy z nas jest medium, czy nam się to podoba, czy nie. Tylko że nie każdemu z nas udaje się tak dobrze sprzedać. Nie każdy z nas ma aż taki zasięg.

      – Ragnar, mówmy poważnie. Ja w każdym razie nie jestem żadnym cholernym medium.

      – W porządku, uważasz, że nie jesteś – odpowiada mu Ragnar. – Ale gdyby się tak nad tym zastanowić, to działasz w branży usług turystycznych, wozisz wędkarzy nad rzeki, myśliwych na polowania na renifery i tak dalej? Jesteś więc uzależniony od opinii na swój temat, wolisz cieszyć się reputacją kompetentnego i odpowiedzialnego przewodnika. Te opinie, to, że ktoś dobrze o tobie mówi i poleca cię innym, to takie pierwotne medium społecznościowe. Gdybyś świadomie korzystał ze Snapa i z Instagrama, mógłbyś stać się influencerem i pobierać wyższą stawkę za swoje usługi. Mógłbyś dostawać honoraria za polecanie określonego sprzętu, wzbudzanie zainteresowania bezpiecznymi i odpowiedzialnymi połowami i odstrzałami, ochroną środowiska i tak dalej. Mógłbyś sam stać się produktem, tak jak Edda.

      – I wy z tego żyjecie?

      – Moja firma… nasza firma pośredniczy w usługach marketingowych. Mamy w naszej stajni wielu influencerów i szeregujemy ich według zainteresowań, a firmy mogą dzięki nim przedstawiać swoje wyroby i usługi. Tacy ludzie mogą przyjmować lub odrzucać zlecenia, a my ustalamy z firmami honoraria. To jest przyszłość, stary, to najskuteczniejsza w tej chwili metoda marketingowa, o wiele bardziej efektywna niż telewizja.

      Einar ogląda zdjęcia, oczywiście nie ma się do czego przyczepić. To jest elegancki dom, piękna kobieta, młodzi i piękni ludzie, niemający nic do ukrycia. Są tu zdjęcia mydełek i wystroju wnętrz, bielizny, fryzur, sałatek i smoothie, Eddy w stanikach i sukienkach, uśmiechniętej, roześmianej, z dziobkiem, a on może jedynie porównywać tę cyfrową, wystylizowaną istotę z domem z dzieciństwa, stosami książek, kocią sierścią, kartami do gry, wszystkimi historiami, kurzem w promieniach słońca padających na kartkę i myśli sobie: co się z tobą stało, moja siostrzyczko? Co się właściwie z tobą stało?

      *

      Einar ma lot następnego ranka, dwie doby po zaginięciu Eddy. Siedzi przy pizzy w zakurzonym salonie i wcale mu się nie chce. Zadanie jest absurdalnie odległe, ona mogła już pojechać setki kilometrów dalej, przez góry i pustynie, może przebywać gdziekolwiek w tym piekielnie wielkim kraju. Einar pociesza się, że ma kilka sensownych punktów zaczepienia. Ambasada może okazać się pomocna, kontaktował się już z konsulatem w Nowym Jorku, poza tym ma numer do lokalnego wydziału policji zajmującego się poszukiwaniem zaginionych ludzi. Wydrukowane dokumenty do podróży i karta pokładowa czekają w jego paszporcie, on musi jedynie wyruszyć w drogę.

      Może to nie różni się bardzo od poszukiwania zaginionej osoby w górach, trzeba zacząć tam, gdzie ostatnio ją widziano, zapoznać się z rzeźbą terenu i rozejrzeć za śladami, zaufać węchowi i intuicji i posuwać się krok po kroku.

      Przypomina sobie ostatnie poszukiwania, w jakich brał udział – faceta, który na wiosnę wstał od biurka w wielkiej kancelarii prawnej, pojechał w góry Blafjöll i zastrzelił się ze swojej strzelby myśliwskiej. Znaleźli go, siedział oparty o górską skałę, w garniturze. Nie miał oczu, kruk znalazł go przed nimi.

      – Kiedy głodny proszę o chleb, świat oferuje mi kamienie – powiedział cicho dowódca oddziału ratunkowego, ale nie wyjaśnił, co miał na myśli.

      Einar otrząsa się ze wspomnienia, sięga po laptopa i googluje słowo „Phaedrus”, nazwę spółki, którą Edda założyła pięć lat wcześniej. Albo którą założono w jej imieniu. Nie bardzo rozumie, w jaki sposób niespełna dwudziestoletnia osoba mogła założyć firmę i wnieść opłatę rejestracyjną w wysokości stu tysięcy koron, nie jest prawdopodobne, by Edda dysponowała taką kwotą, zanim poznała Ragnara i zamieniła się w jednoosobowe imperium medialne.

      Imię Phaedrus zdaje się przede wszystkim dotyczyć dwóch postaci literackich. Platon opisywał w jednym ze swoich dzieł dialogi Phaedrusa, czy Fajdrosa z Sokratesem, głównie na temat miłości i retoryki. Dzieło nigdy nie zostało przetłumaczone na islandzki, Einar usiłuje się wgryźć w tekst na anglojęzycznej stronie, ale szybko się poddaje, książka w głównej mierze kręci się wokół stosunków seksualnych z młodymi chłopcami. Einar nigdy nie był w stanie zrozumieć, o co chodzi w filozofii.

      Druga postać występuje w książce zatytułowanej Zen i sztuka obsługi motocykla. Tam Phaedrus (Fajdros) jest filozofem i nauczycielem akademickim, który traci rozum i po terapii elektrowstrząsami zmienia się w kogoś innego.

      Einar dzwoni do Julii.

      Ma Zen i sztukę obsługi motocykla.

      – Twoja mama sprezentowała mi ją pod choinkę wkrótce potem, jak się poznałyśmy – mówi mu. – Znów stała się modna, czytałam ją w łóżku zaraz po porodzie Eddy.

      – Myślisz, że Edda ją czytała?

      – Na pewno – odpowiada. – Czytała wszystko, swego czasu pożerała tego typu filozoficzną literaturę. Świat Zofii, Kafkę, nawet Ayn Rand.

      – Jak myślisz, dlaczego tak nazwała firmę, Phaedrus?

      – Nie mam pojęcia – mówi Julia. – Zen to historia chorego psychicznie człowieka, który usiłuje zbudować sobie życie na nowo, o ile pamiętam. Czytałam ją bardzo dawno temu.

      – Nie mam pojęcia, jak miałoby mi się to przydać – mówi Einar.

      – Powinieneś przeczytać tę książkę – wtrąca Julia. – Może znajdziesz w niej jakieś wskazówki.

      – Zapomniałaś już, że mam dysleksję? Nie chcesz, żebym odnalazł Eddę w tym roku?

      Julia wzdycha i podkłada słuchawkę Ragnheidur, żeby Einar mógł jej życzyć dobrej nocy. On słyszy jej oddech, czuje jej milczącą przychylność.

      Leży i przewraca się z boku na bok do północy, wtedy dzwoni telefon na jego stoliku nocnym.

      – To może nie jest istotne – mówi Julia – ale postanowiłam przejrzeć stare książki Eddy. W piwnicy. Znalazłam Fajdrosa Platona, zaznaczyła fragment, w którym Sokrates odrzuca pismo.

      – O czym ty mówisz?

      – O starym dziele filozoficznym Platona – niecierpliwi się Julia. – Sokrates nie umiał czytać. Żył w czasach, kiedy Grecy przestali wierzyć w przekazy ustne i zaczęli różne rzeczy zapisywać. Sokrates był przeciwny, uważał, że kiedy człowiek zacznie pisać i czytać, nastąpi regres myślenia, ludzkość straci zdolność zapamiętywania i jasnego rozumowania. Sam nigdy nic nie napisał, to Platon spisywał wszystkie jego wypowiedzi.

      – Czyżby sprzeciwiał się temu, by Platon zapisywał to, co on mówi?

      – Z pewnością – mówi Julia. – Nie wiem. Ale gdyby Platon nie umiał pisać, Sokrates już dawno zostałby zapomniany.

      Einar leży w ciemności z otwartymi oczami i myśli o książkach, wspomnieniach, chorobach psychicznych, dopóki nie zadzwoni budzik w telefonie i nie przypomni mu o zbliżającym się wyjeździe i poszukiwaniach.

      WCZEŚNIEJ

      Ragnheidur siedzi nad butelką coli i kilkoma skapcaniałymi frytkami w ostatnim barze w Djup i czeka, aż kierowca ciężarówki wróci z ubikacji i ruszą w dalszą drogę. Już niemal się rozmyśliła. Usiłowała znaleźć argumenty, żeby zrezygnować, ale przypadki najwyraźniej układają się w jedną prostą i szeroką drogę prowadzącą do Rejkiawiku, do Julii. Została przyjęta do szkoły plastycznej, mimo że spóźniła się z wpłatą kaucji na czesne i z wnioskiem