Sigríður Hagalín Björnsdóttir

Święte słowo


Скачать книгу

kiedy człowiek siedzi całymi dniami skulony i wykrzywiony, kiedy ślina cieknie mu na sweter, ma prawo do odrobiny bufonady.

      Kiedyś byłam piękna, mężczyźni mi się przyglądali, kobiety także. Nazywano mnie Ragnheidur Słońce Isafjördur, ktoś mnie tak nazwał, może mama, może mój dziadek, może Örlygur. Detale się zlewają, pamięć zawodzi, ale pamiętam, jaka byłam z siebie dumna, stałam przed lustrem, przeglądałam się w nim, przymierzałam do siebie imiona, Słońce Isafjördur.

      Powiem ci, że nie byłam byle kocmołuchem.

      Nie wiem, kto by się teraz na mnie skusił.

      Ale, rozumiesz, człowiek nie gaśnie, chociaż przestaje mówić i nosić głowę wysoko. Czasem chwyta mnie tak nieznośna tęsknota, że wydaje mi się, iż wybuchnę, że nagle rozlegnie się huk, a ja otworzę się niczym gigantyczny pąk kwiatu, że w miejscu, w fotelu, w którym przed chwilą siedziała kobieta z demencją, pojawi się krwawy, żywy kwiat, napęczniała lilia z mięsa i żył, z wulgarnie sterczącym w powietrze słupkiem. Tadam!

      Ale w obecnej sytuacji nie ma wielkiej nadziei, że uda mi się kogoś zbajerować. Chyba żebym podstawiła mu nogę i przewróciła się na niego.

      Mój Boże, ale by było śmiesznie.

      Za tym zresztą najbardziej tęsknię, za śmiechem. Prychnąć kawą na stół w kuchni, popłakać się ze śmiechu, klepać się po udach.

      Nie, teraz moim udziałem są delikatniejsze podniety, zapach cukru cynamonowego w owsiance z rodzynkami, letni promień słońca pod ścianą domu, osłonięty od północnego wiatru, Radio Rejkiawik, za chwilę Filharmonicy Berlińscy zagrają Jedno jest Słowo Boże Gabriela Faurégo, przynajmniej piękna muzyka nadal sprawia, że mam wilgotne oczy.

      Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie.

      Gdzie byliśmy?

      On zaczyna poszukiwania, co nie?

      DZIEŃ 2

      Po zgaszeniu silnika przed domem Eddy i Ragnara Einar siedzi przez kilka minut w patrolu. Otwiera okno, skręca papierosa, pali i przygląda się domowi, białemu klockowi z wielkimi oknami, żywopłot równo przycięty, przed budynkiem nowe audi quattro. Nie wie nawet dokładnie, co robią jego siostra i jej mąż, ale zdaje się, że nieźle im się wiedzie.

      Gasi papierosa, wrzuca niedopałek do puszki po pepsi, wysiada z dżipa i usiłuje sprawiać wrażenie, jakby miał ważną sprawę do mieszkańców tego schludnego domu, pomimo brody w nieładzie i niechlujnego swetra z owczej wełny. W drzwiach wejściowych nie ma nawet dziurki na klucz, tylko jakiś czujnik, Einar uśmiecha się do kamery nad dzwonkiem tak niewinnie, jak tylko potrafi.

      Ragnar prezentuje się okropnie. Szara twarz, czerwone oczy, wygląda jakby schudł jeszcze bardziej przez te półtorej doby, odkąd zaginęła jego żona. Nie odpowiada na powitanie Einara, znika zaraz w głębi domu, Einar zamyślony podąża za nim, zzuwa buty w przedpokoju. Gdzieś w domu płacze dziecko.

      Stylowo urządzone wnętrze już zaczyna pogrążać się w chaosie, karton po pizzy na podłodze salonu, brudne pieluchy na stole kuchennym. Einar postanawia wynieść śmieci, Ragnar zdaje się ich nie zauważać, kiedy pojawia się z dzieckiem na rękach. Einar gaworzy do dziecka, chce je pogłaskać, lecz się rozmyśla i cofa rękę.

      – Julia mówi, że jedziesz za granicę jej szukać – zauważa zmęczony Ragnar. – Ona to wszystko oczywiście zaplanowała.

      Einar uważa, że facet mógłby okazać nieco wdzięczności albo zainteresowania tą dziwną wyprawą, którą wymusiła na nim Julia, ale nigdy nie poznał Ragnara, nigdy nie złapał z nim żadnego kontaktu, z tym żwawym i schludnym, wciąż zajętym zarabianiem pieniędzy facetem.

      Teraz po prawdzie ani nie jest żwawy, ani schludny, ma na sobie wymięty T-shirt i spodnie dresowe, włosy przetłuszczone i rozczochrane, miesza w kuchni mleko w proszku w butelce, przeklina pod nosem zacinającą się kuchenkę mikrofalową. Na białej półce w salonie stoi brudna koniakówka, której nie było tam wczoraj podczas spotkania, i Einar lekko współczuje szwagrowi.

      – Może sensowniej by było, gdybym to ja pojechał jej szukać – zauważa Ragnar. – Ale w obecnej sytuacji muszę się zająć małym i zadbać o funkcjonowanie firmy. Sama się nie poprowadzi.

      – Właśnie – przytakuje Einar. – Julia wszystko przewidziała, jak zwykle. Zastanawiałem się, czy nie mógłbyś mi opowiedzieć trochę o blogu Eddy.

      – O blogu? Niespecjalnie się tym interesujesz, co?

      – No, nie tak jak wy. Wożąc turystów na ryby, człowiek często traci kontakt z tym wszystkim, mediami społecznościowymi i tak dalej. Nie mam czasu śledzić tego wszystkiego. Może mi pokażesz, co Edda robiła zanim wyjechała, czy zostawiła jakąś wiadomość albo coś.

      Ragnar kiwa głową, rozgląda się bezradnie wokół z synem w objęciach i butelką w ręku, potem spogląda na Einara.

      – Możesz go potrzymać?

      Einar siada z wahaniem na kanapie, Ragnar ostrożnie przekazuje mu syna i butelkę. Dziecko jest głodne, wymachuje rączkami, otwiera i zamyka usteczka jak mała rybka. Chwyta Einara za palec, ma drobniutkie dłonie, jakby przeźroczyste w jego brudnych łapskach.

      – Proszę cię, nie płacz – mamrocze głośno Einar.

      Chłopiec zachłannie ssie mleko, zamyka oczy, kruche ciałko drży przy każdym łyku. Jest piękny, a jego pragnienie tak pierwotne i święte, że Einar mimowolnie się rozluźnia, tak jak wtedy kiedy zarzuca muchę, pociąga za spust strzelby, jakby nigdy nie robił nic innego, niż tylko karmił oseski.

      Ragnar przynosi niewielkiego laptopa, stawia go na stole w salonie i włącza. Przeglądają wiadomości w mediach internetowych, nie ma nic nowego. Policja odwołała akcję poszukiwawczą w Islandii, na jednej stronie podają, że Edda Örlygsdottir przebywa w Stanach Zjednoczonych i jest na liście zaginionych Interpolu.

      – „Rodzina bardzo się o nią martwi” – cytują jej bliską przyjaciółkę, niejaką Alexandrę Lif. – Nie mam pojęcia, kto to taki – Ragnar kręci głową.

      Wchodzi na jej Instagrama, Edda się do nich uśmiecha, nienaganny makijaż i filtr. Większość zdjęć zrobiono u niej w domu, na jednym stoi przed wielkim lustrem, na drugim trzyma kwiat, pije wodę ze szklanki. Dom w gustownych szarościach, wszystko w najlepszym porządku. Ostatnie zdjęcia są mniej więcej z tygodnia przed porodem. Ma na sobie długą białą suknię opinającą wydatny brzuch, jasne włosy opadają jej na plecy. Jedną ręką czule dotyka brzucha, w drugiej trzyma pozłacane jajko i patrzy na nie rozmarzonym wzrokiem.

      – Kto robił te zdjęcia? – pyta Einar.

      – Większość ona sama – mówi Ragnar. – Na początku niektóre robiłem ja, ale potem sama się w tym wprawiła, używa aparatu na statywie, obrabia zdjęcia w Photoshopie. Dużo też fotografuje telefonem, oczywiście.

      Ragnar ma rację, ona potrafi to robić. Zdjęcia są eleganckie, światło i kompozycje piękne. Przekaz jest wyrazisty, młoda, urodziwa i stylowa kobieta pokazuje swoje piękne mieszkanie i samą siebie, reklamując jednocześnie rozmaite produkty, odzież, kosmetyki, przedmioty codziennego użytku.

      Chciałabym pokazać wam nowe ręczniki ze sklepu AXA. Są w 100% z organicznej przędzy, produkowanej z alg brunatnych.

      Naukowcy od dawna starali się znaleźć przyjazny dla środowiska materiał mogący zastąpić bawełnę i jeśli wierzyć tym cudotwórcom, to się udało! Ręczniki są niezwykle miękkie i doskonale chłoną wilgoć, można je nabyć w trzech pięknych kolorach. Do mojej łazienki szczególnie pasuje kolor szary, zauważcie, jak znakomicie komponuje się z wybraną przez nas kamienną umywalką i wanną. Wiem, że będą wiernie mi służyć, kiedy czysta i pachnąca wyjdę z wanny i się w nie owinę.

      Klipów