Sigríður Hagalín Björnsdóttir

Święte słowo


Скачать книгу

książkę w jej torebce.

      – Boating for Beginners – mówi – jedna z moich ulubionych książek.

      – Moja też – odpowiada z nieśmiałymi uśmiechem Ragnheidur – czytam ją trzeci raz.

      I kiedy Julia wraca autobusem do domu, ku swojemu zdziwieniu odkrywa, że nie jest sama, po raz pierwszy tego lata.

      *

      Postanawiają pisać do siebie. Na stryszku Örlygura nie ma telefonu, a Julia czuje się niekomfortowo, kiedy musi ukradkiem dzwonić do Ragnheidur z pracy. Nie bardzo wie, o co jej chodzi, Szmacie, Marii, ale uważa, że powinna utrzymywać z nią kontakt, jakoś panować nad wydarzeniami.

      Ragnheidur już korzysta z internetu, ma nawet adres mailowy. Julia dogadała się z miłą bibliotekarką w Bibliotece Miejskiej i będzie mogła korzystać z jej e-maila i komputera, słucha schrypniętego śpiewu modemu, gdy kilobajty pokonują wyżyny i fiordy w drodze między Rejkiawikiem a Isafjördur. Jak jakieś czary.

      From: [email protected]

      To: [email protected]

      Cześć,

      chciałam Ci tylko podziękować za polecenie książki, podobała mi się. Mam normalnie jazdę na tę manię zbieracką faceta, prawie umarłam ze śmiechu przy opisie, jak ladacznica zaczęła szydzić z jego „drobnych przyrządów” czy jak to tam ubrane było w słowa. Ale przyjemnie czyta się tak świetnie napisaną rzecz.

      Mam nadzieję, że u Ciebie lepiej ze zdrowiem, ja wciąż czekam na poranne mdłości, które nie nadchodzą.

      Pozdrowienia

      Ragnheidur

      From: [email protected]

      To: [email protected]

      Cześć,

      tak, to świetna książka, fajno, że zajarzyłaś. Też mam teraz na nią jazdę i też jestem przy niej uziemiona, jak gościu przy swojej kolekcji porcelany. Te sprawy mieszkaniowe, kurde! Wiem, że powinno być mnie stać samą na czynsz, tylko że to by była okropna harówa. Mogę iść do funduszu pomocy matkom, żeby zdobyć hajs na wózek dla dziecka, a mama na pewno pomoże mi z ubrankami. Jeśli padnę przed nią na kolana i się pogodzimy. Mam złe sny, koszmary, że spadam w otchłań z dzieckiem na rękach. Wybacz ten słowotok, ale nie mam z kim pogadać.

      Julia niechcący klika na „send”, czuje się, jakby wysłała swoje nagie zdjęcie, ale jakoś jej dziwnie wszystko jedno. Ten nowy sposób komunikowania się jest niczym telepatia, jakby wysyłała dokądś niewypowiedziane myśli i nie musiała się z nich rozliczać.

      From: [email protected]

      To: [email protected]

      Droga Ragnheidur,

      dzisiaj upadłam. Stoczyłam się jak byle żul. W swojej niewinności przyszłam do biblioteki, żeby wysłać do Ciebie kilka linijek, spostrzeżeń dotyczących wczorajszej wizyty w gabinecie – nie dość, że człowiek musi rzucić palenie i przestać pić kawę, to wymyślili jeszcze nowiuśką witaminę, którą torturują ciężarne kobiety, nazywa się toto kwas foliowy i aż się prosi, żeby człowiek pochłaniał potworne ilości zielonej sałaty i fasoli nerkowej, wyobraź sobie to okrucieństwo – i zanim się zdążyłam zorientować, wzięłam jakąś kwaśną powieść science fiction Carla Sagana, ja, która usiłuję po raz czterdziesty przeorać się przez Gargantuę i Pantagruela. Ö dostanie oczywiście apopleksji, kiedy znajdzie na swoim stoliku nocnym kosmitów i białe dziury. Nie mogę się doczekać!

      From: [email protected]

      To: [email protected]

      Kochana Julio,

      jesteś taka dowcipna! Śmieję się do rozpuku przy swoim biurku w magistracie. Nie jestem może specjalnie wyrafinowana, ale nie uważam, żeby czytanie przaśnej francuskiej literatury z szesnastego wieku było bardziej eleganckie niż lektura książek Sagana, te ostatnie przynajmniej są oparte na współczesnych teoriach astrofizycznych. Pamiętasz jego programy telewizyjne o wszechświecie? Ja bym wierzyła w każde słowo, które pisze. Jeśli Ö dostanie apopleksji z powodu Sagana, to co by powiedział o moim stoliku nocnym, feministycznym mistycyzmie, Odyn o Ewie?

      Nie mów nikomu, ale ZNAM dziewczyny, które mają wszystkie tomy Sagi o Ludziach Lodu.

      Pozdrowienia

      Ragnheidur

      Julia wybucha śmiechem, dobrze mu tak, samcowi alfa, z tymi jego monologami o Polańskim i Hemingwayu i pieprzonej Verze Nabokov, oczyma duszy widzi, jak on się skręca ze wstydu, że jego kochanki rozczytują się w literaturze kuchennej i okultystycznej, zaprzaństwo doskonałe.

      From: [email protected]

      To: [email protected]

      Kochana szwagierko!

      Mam nadzieję, że w stolicy wszystko w porządku, a mieszkaniec Twego brzucha rozwija się pomyślnie. Jak już Ci wspominałam, jestem przekonana, że to chłopak, i niniejszym proponuję, aby dostał imię Damon. Damon Örlygsson, nie byłoby to takie niedorzeczne, cieszyłby się większą przychylnością dam niż jego ojciec.

      Zaczynam tracić nadzieję, że uda mi się przyjechać jesienią do stolicy. Kontaktowałam się ze studenckim biurem kwater, ale jedyne indywidualne mieszkania to nory bez okien albo garaże w Breidholt. A myśl o tym, żeby wynajmować z jakimiś balangowiczami stąd, jest właściwie nieznośna.

      W najgorszym przypadku zagnę parol na jakiegoś przystojnego wilka morskiego i zmuszę go do małżeństwa, większość z nich nie pamięta, z kim spała, to mogłabym równie dobrze być ja. Albo jeszcze raz sprawdzę listę biura, haha!

      Twoja

      R

      From: [email protected]

      To: [email protected]

      Towarzyszko Brzuchatko,

      hadko słuchać, żeś utknęła w tej zabitej dechami dziurze! (Uwaga! Piszę z metropolii Rejkiawik). Musimy jednak stworzyć sobie nowe kanały komunikacyjne, ja już muszę opłacać się słonymi łapówkami u dobrej bibliotekareczki, żeby mnie dopuściła do swego komputera, wydaje mi się, że przestało jej się podobać, że tak często ją nawiedzam. Podsuwam jej fajkę, a ona idzie na stronę zajarać, tak że mam dokładnie osiem minut, żeby przeczytać Twoją wiadomość i odpisać na nią. A zatem dostajesz sygnały dymne z Biblioteki Miejskiej!

      Pierwej padłabym martwa, niż ponownie wpełzła do domu moich rodziców. Pewno by mnie przyjęli, ale oni są przekonani, że prawo to jedyna droga, która nie wiedzie wprost do zatraty. Obawiam się, że mieszczańska tożsamość mojego ojczyma rozpadłaby się w pył, gdyby w jego progi wprowadziła się bezrobotna i niewykształcona przegrana bohema z zamiarem utrzymania siebie i swego bękarta pracą w śródmiejskiej knajpie! Nie, w tej sytuacji uważam, że to kruche entente między mną a Örlygurem jest lepsze. (No widzisz: zaczęłam nawet wtrącać francuskie słowa. I nie mów mi, że on niczego człowieka nie nauczył. Comme il faut!)

      Razem z małym Damonem życzymy Ci powodzenia w poszukiwaniu mieszkania!

      Jules

      Nagle Julia widzi światło, znajduje rozwiązanie, które wpada jej do głowy i rozsyła wzdłuż kręgosłupa gęsią skórkę, ona uśmiecha się więc szeroko do bibliotekarki i pyta, czy może wysłać jeszcze jedną króciutką wiadomość.

      From: [email protected]

      To: [email protected]

      Ragnheidur! Przyjeżdżaj do Rejkiawiku. Wynajmijmy coś razem.

      From: [email protected]

      To: [email protected]

      Zwariowałaś? A Örlygur?

      From: