Niall Ferguson

Rynek i ratusz


Скачать книгу

sprawę oś całej tamtejszej struktury hierarchicznej, jako że służył rozciąganiu wpływów cesarza Chin daleko poza granice jego imperium. Po zajęciu Malakki Portugalczycy z miejsca uznali zatem ten jakże istotny dla wymiany handlowej ośrodek za własny. Poglądu takiego nie podzielał wszakże radża Bintang (Bentan), syn wygnanego z Malakki króla Mahmuda Szaha. Nic zatem dziwnego, że jego ambasador w Pekinie przestrzegał chińskie władze, że Portugalczycy knują spisek, „by zagarnąć ten kraj dla siebie (…), jako że jesteśmy rabusiami”, jak pisał w swoim liście Christovão Vieyra, jeden z portugalskich marynarzy uwięzionych przez Chińczyków. Takie przestrogi nie pozostawały bez echa w środowisku cesarskich urzędników – Mahmud Szah był przecież jak dotąd niezawodnym lennikiem, zawsze wywiązującym się ze swoich zobowiązań[6].

      Dlaczego zatem Portugalczykom udało się ostatecznie osiągnąć swoje cele i to z takim powodzeniem, że pozyskane i włączone w 1557 roku do ich sieci handlowej Makao byli w stanie utrzymywać w swoim posiadaniu przez ponad czterysta lat? Odpowiedź brzmi: zmieniły się dwie rzeczy. Po pierwsze, narzucony przez Chińczyków zakaz handlu z zagranicą okazał się nie do wyegzekwowania. Z Portugalii wciąż przybywali coraz to nowi ludzie – jak Leonel de Sousa czy Simão de Almeida – którzy wreszcie zdołali ustanowić własny przyczółek w handlu z prowincją Guangdong. Jak się okazało, przy odpowiednich zachętach udawało się przekonać niektórych urzędników, jak choćby Wang Po, zastępcę komisarza do spraw systemu obrony morskiej prowincji Guangdong, by z nieprzyjaciół stawali się partnerami w interesach. Po drugie, mimo zwycięstw w pierwszych potyczkach morskich z Portugalczykami Chińczycy szybko dostrzegli wyższość techniki okrętowej i militarnej przybyszów. A zestawiając potencjalne niebezpieczeństwo zagrażające z ich strony z tym prezentowanym przez miejscowych piratów z terenu Azji Południowo-Wschodniej, urzędnicy dynastii Ming doszli do wniosku, że to właśnie Portugalczycy stanowią mniejsze zło. W czerwcu 1568 roku Tristam Vaz da Veiga pomógł chińskiej marynarce obronić Makao przed piracką flotą składającą się z około setki okrętów[7]. Z kolei po 1601 roku połączone siły portugalskie i chińskie niejednokrotnie stawiały razem czoło nowej fali intruzów, tym razem przybywających z Holandii.

      15

      Pizarro i Inkowie

      Podczas gdy sieć morska Portugalii rozwijała się w kierunku wschodnim, ta należąca do Hiszpanii podążała raczej na zachód i południe. Zgodnie z zapisami traktatu z Tordesillas (1494) Hiszpania zgłosiła roszczenia do całego terytorium obu Ameryk, z wyłączeniem Brazylii. Ale oba te państwa różniło jeszcze coś innego. Portugalscy odkrywcy zadowalali się zwykle zakładaniem sieci ufortyfikowanych placówek handlowych na wybrzeżach, za to ich hiszpańscy odpowiednicy mieli raczej tendencję do zapuszczania się w głąb lądu, gdzie poszukiwali złota i srebra. Trzecia wreszcie różnica polegała na tym, że o ile azjatyckie imperia, do których wybrzeży dobijali Portugalczycy, były najczęściej w stanie oprzeć się ich sile i ograniczały się do poczynienia na ich rzecz zaledwie drobnych ustępstw terytorialnych, o tyle analogiczne imperia w Ameryce, które atakowali Hiszpanie, upadały z zadziwiającą wręcz szybkością. Czynnikiem, który miał tu znaczenie o wiele większe od jakiejkolwiek przewagi technologicznej, były niszczycielskie efekty chorób zakaźnych przywleczonych do Nowego Świata z drugiej strony Atlantyku przez hiszpańskich zdobywców. Ale już pod wszelkimi innymi względami to, co wydarzyło się po pierwszym spotkaniu Francisca Pizarra i 167 jego towarzyszy z Inkami Atahualpy pod Cajamarcą w listopadzie 1532 roku, do złudzenia przypominało wypadki sprzed dekady, do których doszło w chińskiej prowincji Guangdong. Najogólniej mówiąc, europejska sieć przypuściła oto atak na pozaeuropejską hierarchię.

      Conquistadores byli nader barwnym towarzystwem. Bez wątpienia musieli wykazywać się siłą i wytrzymałością, jako że ich długi marsz na południe był co najmniej równie uciążliwy jak samo przepłynięcie Atlantyku. Dysponując końmi, bronią palną (arkebuzami) i stalowymi mieczami, byli przy tym lepiej uzbrojeni od rdzennej ludności Peru, której podstawowy oręż stanowiły drewniane pałki. Podobnie jak portugalscy odkrywcy wyruszyli oni na swoją wyprawę kierowani głównie motywacją ekonomiczną, tyle że nie chcieli z nikim handlować, a obłowić się na plądrowaniu niezmierzonych ponoć zasobów inkaskiego złota i srebra. Sama tylko pierwsza ekspedycja Pizarra przyniosła zyski w postaci 6087 kilogramów złota o próbie 22,5 karata, wartego dziś 265 milionów dolarów, oraz 11 800 kilogramów srebra (o wartości ok. 7 milionów dolarów). Podobnie jak Portugalczycy także Hiszpanie zabrali ze sobą przedstawicieli chrześcijańskiego kleru (sześciu dominikańskich zakonników, z których wyprawę przeżył ledwie jeden). I wreszcie podobnie jak Portugalczycy Hiszpanie z dużą łatwością uciekali się do przemocy, by stłumić jakiekolwiek oznaki oporu. Nie stronili od tortur, masowych gwałtów, palenia ludzi czy mordowania całych wiosek. Bodaj najbardziej charakterystyczną cechą konkwistadorów była jednak ich skłonność do wszczynania kończących się nierzadko krwawo kłótni i awantur we własnym gronie. Powszechnie znana animozja pomiędzy bratem Pizarra, Hernando, a Diego de Almagro była tylko jednym z wielu zatargów wśród samych Hiszpanów. O upadku imperium Inków nie przesądziła wcale siła hiszpańskich najeźdźców, ale raczej słabość samego imperium.

      Jak dowodzą po dziś dzień pozostałości Pachacamac, Cuzco i Machu Picchu, władcy Inków rządzili ważną i dobrze wykształconą cywilizacją, którą sami nazywali Tahuantinsuyu. Przez mniej więcej stulecie sprawowali oni kontrolę nad położonym w Andach terytorium zajmującym ponad 22,5 tysiąca kilometrów kwadratowych, zamieszkanym przez ludność liczącą według dzisiejszych szacunków od pięciu do dziesięciu milionów. Ich górskie królestwo spajała cała sieć dróg, schodów i mostów, z których wiele wciąż nadaje się do użycia[1]. Rolnictwo, oparte na pozyskiwaniu wełny lam i uprawie ziemniaków, w pełni zaspokajało wszelkie ich potrzeby. Społeczeństwo Inków było zatem stosunkowo zamożne, nie brakowało mu też złota i srebra, choć używano ich nie jako waluty, lecz do celów ozdobnych i dekoracyjnych. Ponadto Inkowie stosowali także ciekawy system prowadzenia księgowości i zapisów urzędowych, zwany quipucamayoc (paciorki na sznurkach)[2]. Charakter inkaskich rządów był ściśle hierarchiczny. Wyznawany tam kult słońca łączono ze składaniem ofiar z ludzi oraz drakońskimi karami dla nieposłusznych. Arystokracja korzystała z nadwyżek wypracowywanych przez miejscową klasę „helotów”. Nie była to z pewnością cywilizacja równie wyrafinowana jak ta chińska: nie wypracowała choćby pisanego języka, a zatem również i literatury czy kodeksów prawniczych[3], a mimo to wydaje się, że mogąc liczyć wyłącznie na siebie, Pizarro i jego ludzie nie mieliby najmniejszych szans zniwelować choćby przewagi liczebnej Inków, która pod Cajamarcą wynosiła z grubsza 240 do 1. Decydujące dla ostatecznej porażki Inków okazały się jednak dwie ich słabości. Po pierwsze, i najważniejsze, był to zupełny brak odporności na ospę wietrzną, dosłownie dziesiątkującą całą rdzenną ludność, a rozprzestrzeniającą się na południe nawet szybciej od samych Hiszpanów, którzy zawlekli ją do Nowego Świata. Po drugie, w czasie najazdu Hiszpanów w łonie królestwa Inków istniał poważny rozłam: Atahualpa toczył wówczas regularną wojnę o sukcesję ze swoim przyrodnim bratem Huáscarem, jako że każdy z nich rościł sobie prawa do nazywania się jedynym prawowitym spadkobiercą inkaskiego władcy Huayny Cápaca. Pizarro nie miał więc żadnych trudności z pozyskaniem wśród miejscowej ludności pomocników i popleczników.

      Czy jednak „podbój” jest w ogóle właściwym terminem na określenie tego, co nastąpiło później? Nie ma żadnych wątpliwości, że Pizarro zdołał upokorzyć, obrabować, a w końcu zamordować Atahualpę, jak również zdławić rewoltę Manco Inki w 1536 roku, które to wypadki z dużym talentem odmalował Felipe Guaman Poma de Ayala w swojej Primer nueva corónica y buen gobierno (1600–1615). Wystarczy wszakże przyjrzeć się tylko długiemu nazwisku autora tegoż dzieła, zawierającemu człony hiszpańskie, ale także elementy języka Inków, by domyślić się, że historia ta nie była wcale taka prosta. W odróżnieniu od Ameryki Północnej, gdzie rdzenna ludność była o wiele mniej liczna, wobec czego europejskim