w zarządzaniu jego rozległą korespondencją. Za Edmonda Halleya dopuszczano, by przychodzące listy (w tym i list od Leeuwenhoeka) długo leżały nieprzeczytane, ale już jego następca, fizyk James Jurin, dopilnował, by towarzystwo działało jak rzeczywisty węzeł przepływowy w ramach międzynarodowej sieci skłonnych do naukowych poszukiwań uczonych, w tym również chirurgów i lekarzy, przedstawicieli kleru oraz aptekarzy, z których tylko jedna czwarta pochodziła z Europy, a około 5 procent zamieszkiwało w koloniach Ameryki Północnej. W grudniu 1723 roku Jurin przepuścił swoje dzieło zatytułowane Propozycja wspólnych obserwacji pogody, wzywające do skoordynowanych obserwacji meteorologicznych, przez sieć korespondentów towarzystwa. Uczynił tak, ponieważ – jak sam jasno wykładał – „rzeczywistej teorii pogody nie sposób opracować dzięki wiedzy o kolejnych zmianach w jakimkolwiek pojedynczym miejscu”, ale „wymaga ona w sposób oczywisty współpracy i pomocy ze strony wielu obserwatorów”[7]. W kolejnych miesiącach Jurin otrzymał wyniki obserwacji z Berlina, Lejdy, Neapolu, Bostonu, Lunéville, Uppsali i Petersburga.
Dla porównania, francuska Académie des sciences (Akademia Nauk) w Paryżu powstała jako prywatna własność korony. Pierwsze spotkanie jej członków, w dniu 22 grudnia 1666 roku odbyło się w królewskiej bibliotece i przy klauzuli całkowitej tajności. Wszelkie dyskusje i rozważania miały pozostać utajnione, a osobom niebędącym członkami tego gremium wstęp na obrady był całkowicie wzbroniony[8]. W ten sposób członkom akademii skutecznie uniemożliwiono uczestnictwo w błyskawicznie rosnącej paneuropejskiej sieci uczonych, która miała wkrótce doprowadzić do wybuchu rewolucji naukowej. Podobnie działo się zresztą w całej katolickiej Europie. Nie jest bynajmniej dziełem przypadku, że portugalskich intelektualistów, którym udało się dołączyć do owej szerokiej sieci naukowej, określano mianem estrangeirados, to jest „scudzoziemczonych”[9]. Co ciekawe (i logiczne), to właśnie pojawienie się kosmopolitycznej sieci naukowej doprowadziło do wypracowania teorii samej sieci – dzięki badaniom Eulera nad problemem mostów królewieckich (o czym piszę we Wprowadzeniu). O urodzonym w Bazylei, gdzie studiował u Johanna Bernoullego, Eulerze po raz pierwszy zrobiło się głośno, gdy w wieku zaledwie dwudziestu lat zajął drugie miejsce w konkursie rozwiązywania problemów ogłoszonym przez Akademię Paryską. W czasie, w którym z powodzeniem zajął się problemem mostów w Królewcu, pracował już jednak w rosyjskiej Cesarskiej Akademii Nauk w Petersburgu, skąd następnie przeniósł się do Berlina, na zaproszenie Fryderyka Wielkiego (było to w 1741 roku, jednak obaj ci wybitni ludzie najwyraźniej nie odbierali na tych samych falach, bo Euler powrócił później do Rosji).
Ale w wieku XVIII wymieniano się nie tylko teoriami matematycznymi. Sieci utworzone dzięki transatlantyckim transakcjom handlowym i migracjom urosły już do tego czasu i okrzepły, bo europejscy kupcy i osadnicy potrafili błyskawicznie wykorzystywać spadające koszty transportu i dostępność praktycznie bezpłatnej ziemi w Ameryce Północnej oraz taniej niewolniczej siły roboczej z zachodniej Afryki. Gospodarka regionu atlantyckiego w XVIII wieku scharakteryzowana została wręcz jako „rozległa sieć wymiany dóbr, w której ramach nie tylko wszyscy znali wszystkich, ale też wszyscy mieli znajomych, którzy mieli własnych znajomych”[10]. Nie byłoby więc żadną przesadą postrzeganie jej w kategoriach wielu różnych sieci, wzajemnie ze sobą połączonych za pośrednictwem wielkich portów działających niczym węzły przepływowe[11]. Aby lepiej zilustrować ten mechanizm, przyjrzyjmy się sposobowi, w jaki kupcy szkoccy uzyskali w XVIII wieku dominującą rolę w handlu winnym na wyspie Madera. Do 1768 roku Szkoci stanowili już jedną trzecią niewielkiej grupy liczącej czterdziestu trzech zagranicznych kupców mieszkających na wyspie, a w handlu winnym aż pięciu spośród dziesięciu największych eksporterów pochodziło właśnie z tego kraju. Choć część tych przedsiębiorców była ze sobą spokrewniona, większość połączeń w sieci przebiegała między „korespondentami” i „łącznikami”. Co prawda stosunkowo luźny charakter tych połączeń miał pewne minusy, bowiem jak zwykle w takich wypadkach przełożonym z trudem przychodziło egzekwować od podwładnych (agentów) właściwe wykonywanie ich poleceń, do tego i tak olbrzymie przepływy informacji często mieszały się z dodatkowym szumem w postaci bezużytecznych plotek, a koszty transakcyjne były wysokie, gdyż kupcy musieli bezustannie rywalizować ze sobą nawzajem[12], ale mimo to sieć taka okazała się bardzo dynamiczna i była w stanie błyskawicznie reagować na zmieniające się potrzeby rynku[13].
13. Sieć handlowa brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej w latach 1620–1824. Kupcy korzystali z infrastruktury EIC, za to kompania korzystała na tym, że owi kupcy potrafili zbudować sieć łączącą wiele różnych portów.
Plik w większej rozdzielczości do zobaczenia tutaj.
Pewnym rozwiązaniem okazało się też połączenie korzyści wynikających z usieciowienia z niektórymi elementami zarządzania hierarchicznego. Z formalnego punktu widzenia znacząca część handlu między Indiami a zachodnią Europą znajdowała się pod kontrolą kierownictwa Kompanii Wschodnioindyjskiej (East India Company – EIC) w Londynie. W rzeczywistości jednak, jak to jasno pokazują zapisy ponad czterech i pół tysiąca wypraw podjętych przez kupców pracujących dla kompanii, kapitanowie statków nierzadko wypuszczali się w nielegalne rejsy, podczas których kupowali i sprzedawali towary na własną rękę[14]. Do końca XVIII wieku liczba portów należących do tej specyficznej sieci handlowej wzrosła już do ponad stu, poczynając od wielkich i otwartych dla wszystkich ośrodków, takich jak Madras, a kończąc na tych ściśle regulowanych, w rodzaju Kantonu (Guangzhou)[15]. W rezultacie takich prywatnych przedsięwzięć handlowych wykształciły się owe słabe więzi, które były w stanie zespolić ze sobą porozdzielane wcześniej rynki o charakterze regionalnym[16]. Powstała w ten sposób sieć miała swoją własną dynamikę, której kierownictwo kompanii w Londynie po prostu nie było w stanie kontrolować. Ale paradoksalnie był to właśnie jeden z kluczowych czynników przesądzających o sukcesie EIC: miała ona charakter bardziej sieciowy niż hierarchiczny. Co godne odnotowania, rywalizująca z nią kompania holenderska nie dopuszczała żadnych prywatnych przedsięwzięć handlowych prowadzonych przez swoich pracowników. Być może tym właśnie da się wytłumaczyć, dlaczego ostatecznie musiała oddać pole konkurencji[17]. Strategia sieciowa EIC zawodziła tylko w jednym wypadku – kiedy jej handlarze stykali się z portami o charakterze wybitnie hierarchicznym, takimi jak Batticaloa (Madakalapuwa), gdzie absolutny monopol miała królewska rodzina syngalezyjska[18]. A gdy EIC wycofała się z handlu wewnątrzazjatyckiego po to, by skoncentrować się na handlu między Azją a Europą, gęstość i rozległość jej sieci morskiej okazała się czynnikiem decydującym o sukcesie[19]. Dopiero odkąd model biznesowy kompanii zmienił się z handlu na opodatkowywanie Hindusów, przybrała ona bardziej hierarchiczną strukturę. A w czasach twórcy brytyjskiej potęgi w Indiach Roberta Clive’a EIC miała już na dobrą sprawę charakter kolonialnego rządu dysponującego znaczącym potencjałem zaczepno-militarnym.
Sytuacja, jaka wytworzyła się w koloniach, stanowiła jedyną w swoim rodzaju okazję dla wszelkiej maści ambitnych i żądnych przygód ludzi, których nie brakowało podówczas w środkowej Szkocji[20]. Do takich właśnie ludzi należała rodzina Johnstone’ów, wywodząca się z Westerhall w hrabstwie Dumfriesshire, a więc w samym środku obszaru określonego przez pisarza Daniela Defoe mianem „dzikiej i górzystej krainy, w której nie sposób oczekiwać czegokolwiek innego poza smętnym pustkowiem”. Spośród jedenaściorga dzieci Jamesa i Barbary Johnstone’ów, które dożyły wieku dorosłego, niemal wszystkie spędziły znaczną część swojego życia poza Szkocją. Czterech braci: James, William, George i John zostało wybranych do Izby Gmin; na dobrą sprawę w latach 1768–1805 w brytyjskim parlamencie zasiadał zawsze przynajmniej jeden Johnstone. Drugi syn, Aleksander, zakupił wielką plantację cukru w Grenadzie, którą przemianował na – jakżeby inaczej – „Westerhall”.