Magdalena Majcher

Prawda przychodzi nieproszona


Скачать книгу

normalności nakazała jej wstać z łóżka po ledwie trzech godzinach snu. Była niedziela handlowa, dlatego poprosiła Michała, żeby pojechał z nią do marketu. Nie przygotowała się na wizytę teściów. Prawdę mówiąc, kompletnie o niej zapomniała. Jej uwagę pochłonęły targi i wszystkie związane z nimi sprawy. Chciała wypaść jak najlepiej i owszem, wypadła, ale obawiała się, że to, co stało się później, zachwieje jej mocną pozycją w firmie. Wydawało jej się, że wszyscy już się zorientowali, że jest chora psychicznie. Czuła się żałosna. Bała się powrotu do pracy. Co powie, kiedy ludzie zaczną pytać? „Ach, to nic takiego, od siedemnastego roku życia borykam się z nagłymi napadami paniki, ale poza tym wszystko u mnie w porządku”?

      Sprawdziła telefon, ale nie miała żadnych nieodebranych połączeń, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że współpracownicy mają ją za wariatkę. Na myśl o poniedziałku czuła krople potu spływające jej po karku. Strach narastał. Zapuścił korzenie na tyle głęboko, że Magdalena nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek uda jej się go pozbyć. Teraz miała więc kolejny powód do obaw.

      Michał chodził za nią po markecie krok w krok, jakby bał się, że kiedy tylko spuści ją z oczu, znowu jej się coś stanie. Nie mogła mu się dziwić, chociaż po trosze irytowało ją to obchodzenie się z nią jak z jajkiem. Nadal, mimo ostatnich wydarzeń, miała silną potrzebę niezależności i udowodnienia innym, że sobie radzi. Nawet jeśli w ogóle sobie nie radziła.

      Po powrocie do domu zaszyła się w kuchni. Teoretycznie mogła podjąć teściów ciastem, ale jej natura perfekcjonistki w życiu by jej na to nie pozwoliła. Babcia była taka sama i jeśli wierzyć Zofii, matka wykazywała się identyczną skrupulatnością. Magdalena miała takie wspomnienie: mama chodzi po domu i domyka wszystkie szafki, ustawia równo w rządku buty, poprawia firanki. Zawsze wszystko musiało być idealne. Niewiele było tych wspomnień, ale z tych, które miała, wyłaniał się obraz matki dbającej o dom i rodzinę. Obiad nigdy nie mógł składać się tylko z jednego dania, a w niedzielę obowiązkowo piekła ciasto, niezależnie od tego, czy spodziewała się gości. Magdalena mogłaby przysiąc, że wciąż czuje na języku smak tamtej szarlotki. Twarz Izabeli znała właściwie tylko ze zdjęć, a mimo to pamiętała smak pieczonego przez nią ciasta. Wtedy była szczęśliwa. Tak. Na pewno. Mama wydawała się odprężona, bo tata był z nimi i mogła się spełniać w roli pani domu. Wbrew temu, co mówiła Zofia, Magdalena pamiętała szeroki uśmiech mamy, kiedy ta podsuwała tacie pod nos dwudaniowy obiad. Nie mogła udawać. Na pewno nie.

      Niektóre wspomnienia wykluczały się nawzajem. Nie pamiętała wypowiedzi, zdarzeń, kontekstu. Jedynie swoje emocje. Bardzo ambiwalentne. Czasem kiedy myślała o mamie, czuła błogość, ale po chwili pojawiał się lęk. Przypuszczała, że wynika on z tego wszystkiego, co wydarzyło się później. Widok nieżywej matki musi być dla dziecka strasznym szokiem. Dobrze, że zapomniała. Pamięć była darem, ale też przekleństwem. Wspaniale, że zaszwankowała akurat w odniesieniu do tamtych wydarzeń.

      Magdalena przygotowała dwie sałatki: jedną jarzynową, drugą z kurczakiem, koreczki z oliwkami, pomidorami, ogórkiem i serem feta, sernik i jabłecznik. Kiedy Michał w końcu otrzymał pozwolenie na wejście do kuchni, aż gwizdnął z podziwu.

      – Kochanie, ale pamiętasz, że przychodzą do nas tylko moi rodzice? – roześmiał się, obejmując ją ramieniem.

      – Najwyżej weźmiesz coś jutro do pracy. – Magdalena wzruszyła ramionami. – Idę się przebrać, bo znając życie, twoi rodzice będą przed czasem.

      Nie pomyliła się. Rzeczywiście, pojawili się kwadrans przed umówioną godziną. Magdalenie to nie przeszkadzało. Wolała to, niż gdyby mieli się spóźnić. Zresztą w ogóle perspektywa wizyty teściów poprawiła jej humor. Nie była synową z dowcipów, a matka Michała – teściową z komedii. Magdalena lubiła rodziców męża i zawsze chętnie ich u siebie gościła. Michał pochodził z normalnej rodziny. Żadnych dramatów, traum, tajemnic. Czuła się między nimi wspaniale. W ich towarzystwie zostawiała wszystko, co złe, daleko za sobą i po prostu cieszyła się chwilą.

      Kiedy Dorota weszła do domu, trzymając w rękach jabłecznik, Magdalena roześmiała się głośno.

      – Szkoda, że wcześniej nie ustaliłyśmy, jakie ciasta upieczemy! – powiedziała, całując teściową w policzek.

      Dorota wydawała się zmieszana swoją nadgorliwością.

      – Przepraszam, wyskoczyłam z tym ciastem jak filip z konopi… – Przygryzła wargę. – Michał mówił, że późno wróciłaś z Katowic, dlatego pomyślałam, że nie będziesz miała siły stać przy garach.

      Magdalena posłała mężowi pełne wdzięczności spojrzenie. Przypuszczała, że w końcu nadejdzie taka chwila, kiedy będzie musiała powiedzieć teściom o swoich problemach, ale cieszyła się, że Michał nie zrobił tego za nią. Nie znała drugiego mężczyzny, który wykazywałby się takim wyczuciem.

      – To żaden problem, naprawdę. Mój łasuch poradzi sobie nawet z dwoma jabłecznikami i sernikiem! – Musnęła dłoń męża.

      – Najwyżej zorganizujemy konkurs, który jabłecznik jest smaczniejszy. – Cezary puścił do niej oko.

      Magdalena wzięła od teściowej ciasto i zaniosła do kuchni, aby je pokroić. W tym czasie Michał posadził gości przy stole i zajrzał do niej, aby zapytać, czy nie potrzebuje pomocy.

      – Nie, dziękuję – odmówiła.

      Mężczyzna już miał wrócić do salonu, kiedy Magdalena go zatrzymała.

      – Tak? – Spojrzał na żonę z zaciekawieniem.

      – Dziękuję. No wiesz, za to, że nie powiedziałeś rodzicom.

      – Powiesz im, kiedy będziesz na to gotowa – skwitował Michał. – A teraz chodźmy jeść, bo umieram z głodu!

      Magdalena przypuszczała, że to lekkie nadużycie, w końcu przed dwiema godzinami jadł obiad, ale nie skomentowała jego słów, tylko dołączyła do wszystkich w salonie. Świadomość, że jest częścią tej rodziny – serdecznej, kochającej, normalnej – była dla niej taka budująca, że omal nie popłakała się ze wzruszenia przy stole. Naprawdę, dostała więcej, niż marzyła. Nie mogła tego zepsuć. Gawędząc z mężem i teściami, poczuła, że ma w nich ogromne wsparcie. Potrzebowała tego. Najbliższe dni i tygodnie będą trudne, ale przyszedł w końcu czas, żeby się zmierzyć z problemem. Pójdzie do lekarza, poprosi o leki, może nawet zgodzi się na terapię. Miała tylko jeden warunek. Za nic w świecie nie pozwoli sobie na babranie się w tamtych wspomnieniach. Nie chciała ich szukać. Dobrze, że zniknęły.

      – Myślisz, że mogłabyś jej pomóc? – z zamyślenia wyrwał ją głos teściowej.

      Magdalena zaczerwieniła się po cebulki włosów. Prawdę mówiąc, wyłączyła się i nie miała pojęcia, o co pyta ją Dorota.

      – Przepraszam, czy mogłabyś powtórzyć? – bąknęła.

      – Córka mojej siostry chce wyjechać do pracy za granicę. Potrzebuje pomocy przy napisaniu CV i listu motywacyjnego. Wprawdzie ty tłumaczysz z hiszpańskiego, ale przecież angielski też dobrze znasz.

      Magdalena nie wróżyła siostrzenicy Doroty świetlanej przyszłości za granicą, skoro nie potrafiła nawet samodzielnie napisać CV i listu motywacyjnego, ale życzyła jej jak najlepiej. Młodym wciąż się wydaje, że zagranica jest krainą mlekiem i miodem płynącą, a to już nie te czasy, kiedy ludzie po liceum wyjeżdżali i z marszu zarabiali naprawdę dobre pieniądze.

      – Oczywiście, że pomogę – zaofiarowała się Magdalena.

      – Dziękuję.

      – Dlaczego