Anna Sakowicz

Zatrzymać czas


Скачать книгу

nimi zaiskrzyło. I możeby tak było, gdyby nie wózek. Zadziałał na Roberta jak strumień wody.Ostudził wszelkie zapędy.

      Pola odłożyła telefon na szafkę. Zastanowiła się nad wczorajszą wizytą u pani Joli. Potem zaczęła myśleć o ślubie. Dotknęła dłonią płaskiegobrzucha. Nie spodziewała się, że chęć urodzenia dziecka pojawi się w niej tak gwałtownie. Jeszcze niedawno śmiała się z Agaty i z jejtykającego zegara, a teraz sama zaczynała wariować. Postanowiłakoniecznie pójść dzisiaj na trening. Chciała porozmawiać z koleżanką,która długo starała się o dziecko. Pola wiedziała, że Weronika poroniła.Sama bardzo przeżyła tę wiadomość, bo poronienie koleżanki z przerwanymrdzeniem oznaczało, że ją z pewnością czeka to samo. Pomyślała o niej.Dziewczyna była piękną kobietą. Kiedyś zdobyła tytuł wicemiss kobiet z niepełnosprawnościami, została też wybrana na miss fotografów. Przezkilka miesięcy brała udział w sesjach zdjęciowych i z tego, co wiedziałaPola, była szczęśliwa. Ale gdy wyszła za mąż, zapragnęła dziecka.

      Zupełnie jak ja, pomyślała.

      A wtedy zaczęły się schody…

      Wtuliła twarz w poduszkę, gdzie przed chwilą leżał Sławek. Poczuła jegozapach i uspokoiła się. Relaks przerwał jej jednak dzwonek telefonu.Odebrała, myśląc, że może Sławek czegoś zapomniał. Nie spojrzała nawyświetlacz.

      – Tak, kochanie? – rzuciła słodkim głosem.

      – Cześć, to jednak nie kochanie. – Aneta zaśmiała się w słuchawkę.

      – O świcie do mnie dzwonisz?

      – Siódma dochodzi, więc nie przesadzajmy z tym świtem. Nie mogłam siędoczekać.

      – A co się stało?

      – Mam termin tego seansu uzdrawiającego – powiedziała. – Dlatego niechciałam czekać, bo to dzisiaj. Zapisałam nas.

      – Serio? – Pola zaśmiała się. Po głosie poznała, że Aneta jestnakręcona. Po rozstaniu z Michałem szukała adrenaliny i angażowała sięwe wszystko, w czym mogła się wykazać swoją niespożytą energią.

      – Tak, ale musimy pojechać poza Poznań, kilka kilometrów zaledwie, więcnie wpadaj w panikę – uprzedziła protesty Poli.

      – A Basia będzie?

      – Nie – odparła. – Basia teraz zażywa magiczne ziółka – dodała z ironią.– Mają wzmocnić czary-mary i pewnie podczas drugiego seansu wstanie i pobiegnie w maratonie.

      – A my oczywiście jej to uniemożliwimy?

      – My ośmieszymy oszustów – stwierdziła z satysfakcją. – Co prawda niewiem jeszcze jak, ale to się wyklaruje po drodze.

      – Na konia wsiędziem, a potem jakoś to będzie. – Pola sparafrazowałaMickiewicza i uśmiechnęła się pod nosem. Poczuła jednak przyjemneemocje. Wiedziała, że nie zostawi Anety z tym samej. Misja warta byłazaryzykowania czasu i pieniędzy. – A wiesz, ilu ludzi pozbawimy nadziei?

      – Wiem, ale akurat taka nadzieja nikomu nie jest potrzebna. Przeszczepwłókien nerwowych albo glejowych komórek węchowych to jest nadzieja! –powiedziała dobitnie, a Pola musiała jej przyznać rację. Nie mogąpozwolić na to, by jacyś szarlatani zwodzili osoby niepełnosprawne,łudząc je nadzieją na cudowne uzdrowienie.

      Cuda były w Kanie Galilejskiej, ale się skończyły, bo weselnicy winowychlali, a chleb zżarli, dodała w myślach.

      Potem powiedziała Anecie, że nie rozmawiała jeszcze z Agatą. Najpierwsama musi się przekonać, jak wygląda ten cyrk, zanim zaangażujekogokolwiek z rodziny. A że na podorędziu miała policję i media,dodawało jej to animuszu, choć doskonale wiedziała, że Sławek z Agatąnie podzielaliby jej entuzjazmu.

      – O której to show?

      – O dwunastej – odparła. – Dlatego dzwonię tak rano, abyś nie robiłasobie żadnych planów. Przyjadę po ciebie, dobrze? Pojedziemy moim autem.

      – Dobra. W takim razie zbieram się powoli z łóżka i czyszczę broń –zaśmiała się w słuchawkę.

      – Wojna to wojna, wymaga poświęceń – zażartowała Aneta i po chwili sięrozłączyła. Pola rozpoczęła przyszykowania do wyjścia. I wszystkoprzebiegłoby bez zakłóceń, gdyby nagle ktoś nie załomotał do drzwi.

      14

      Kiedy Pola zobaczyła rodziców, wiedziała, że zaraz zaczną się kłopoty.Mama miała rumieńce, a to świadczyło o tym, że jest podekscytowana.Zapewne powodem ekscytacji był zapowiedziany ślub jej córki. Nikt w rodzinie nie spodziewał się, że wyjdzie za mąż, w dodatku szybciej niżjej siostra.

      – Dziecko! – krzyknęła od progu Wanda, zapominając na chwilę, że Polanie może nagle wyskoczyć z łóżka i pobiec do drzwi. – Dlaczego ty takdługo nie otwierasz?

      – Mamo! Jest wcześnie rano.

      – No tak, bo przecież ojciec zaraz do apteki idzie – odpowiedziała,jakby odwiedzanie córki wcześnie rano było czymś najzwyczajniejszym w świecie.

      – Coś się stało? – spytała Pola, spoglądając na tatę, który w przeciwieństwie do żony wyglądał zupełnie beztrosko. Mrugnął do córkiporozumiewawczo, że ma się nie przejmować, a tylko brać dzielnie naklatę wymówki i pomysły mamy.

      – Jeszcze nic, ale przecież do wesela zostało mało czasu – powiedziałazatroskana. – Mów, w czym ci pomóc. Kiedy jedziemy po sukienkę? I pokażmi listę gości.

      – Mamo! – Pola parsknęła śmiechem. – Spokojnie. Jestem dorosła i sama toogarnę. Wy będziecie gośćmi. Wesela nie będzie, tylko małe przyjęcie.

      – Dziecko, ale co ciotki powiedzą? Zaraz ludzie też zaczną gadać. A przecież mamy dwie córki i naszym obowiązkiem jest wyprawić wam wesela.

      Pola poprosiła, żeby rodzice usiedli. Ustawiła wózek naprzeciwko nich i jeszcze raz spokojnie zaczęła tłumaczyć, jak rozumie obowiązki rodziców.Zapewniła ich, że spisali się najlepiej, jak mogli, ale teraz jest jużdorosła i sama powinna podejmować wszelkie decyzje. Te o weselu i ślubieteż.

      – Ale…

      – Mamo, nie ma „ale”, pozwól mi zrobić to po swojemu. Bardzo cię proszę– dodała spokojnym głosem. – Zapewniam cię, że zaprosimy obie babcie i ciocię Lodzię. Nawet Adasia. – Uśmiechnęła się do mamy. Lubiła wnuczkacioci i z przyjemnością zaprosi go na obiad razem z jego babcią Lodzią,która przecież była jedyną siostrą Wandy Żółtaszek.

      – A sukienka?

      – Chcesz wybrać ze mną? – spytała, spoglądając na mamę. Wydała się jejstarsza niż zwykle. Naprawdę przejęła się ślubem córki. Włosy naskroniach mocno jej posiwiały, a sińce pod oczami świadczyły o tym, żesłabo spała.

      – A mogę?

      – Jasne – odparła, głaszcząc mamę po dłoni. – Pojedziemy któregoś dniawe trzy. Ty, Agata i ja. Bez facetów.

      To zapewnienie częściowo uspokoiło Wandę. Chciała uczestniczyć wewszystkich przygotowaniach do ślubu. Trudno się jej było pogodzić, żemaleńka Pola jest dorosłą kobietą, która w dodatku całkowicie odcinałapępowinę. Pociągnęła nosem. Nie chciała się rozpłakać. Na szczęściesytuację rozładował Gustaw.

      – Ile potrzebujesz pieniędzy? – spytał bez ogródek, czym rozbawił córkęi żonę.

      – Tato… Damy sobie radę. Oboje zarabiamy.

      – Córciu,