Anna Sakowicz

Zatrzymać czas


Скачать книгу

ją w objęcia, co Polę lekkosparaliżowało od pasa w górę, bo na dół z oczywistych względów było jużza późno.

      – Miłość cię uzdrowi – powiedziała jej na ucho.

      – Na pewno – odparła z nutą ironii w głosie. – Na pewno odzyskam czuciew rękach – zażartowała, ale już tak cicho, żeby nieznajoma nieusłyszała.

      W tym czasie Aneta podjechała z wózkiem do przodu. Pola nie wiedziała,czy jej przyjaciółka poddała się emocjom, czy po prostu chciała miećlepszą perspektywę nagrywania. Ruszyła za nią. Po chwili znalazła sięobok dziewczynki na wózku. Położyła jej dłoń na kolanie. Miała wrażenie,że dziecko drgnęło. Pogłaskała ją. Dziewczynka uśmiechnęła się. Jejmatka podeszła do Poli i ją uściskała.

      – Co jest małej? – spytała, choć wokół było duże poruszenie.

      – Jest sparaliżowana od pasa w dół! – odpowiedziała bardzo głośno, chcącsię przebić przez hałas. Ale zaraz odsunęła dziecko od Poli, jakby bałasię, że kobieta zepsuje uzdrowienie jej córki.

      Pola kiwnęła głową i podjechała do małej, czym najwyraźniej zdenerwowałamatkę. Jeszcze raz poklepała dziewczynkę po kolanie, by pozbyć sięwrażenia, że dziewczynka mogła drgnąć. Tym razem niczego nie poczuła podpalcami. Musiało się jej zdawać. Cofnęła się, dając matce z dzieckiemwięcej wolnej przestrzeni.

      Po chwili Reuel wrócił na swoje miejsce. Podniósł dłoń. W salinatychmiast ucichło. Mężczyzna wiedział, że ma władzę nad tłumem. Z satysfakcją spojrzał na zebranych, a potem położył rękę na sercu.

      – Dziękuję wam, kochani. Miłość ma moc, a sala ta została wypełniona niąpo brzegi. Uśmiechnijcie się! Nie dopuszczajcie do siebie sceptycyzmu!Uwierzcie, że tylko my możemy rozdawać dobrą energię pochodzącą przecieżod Najwyższego. Wznieśmy ręce do góry i przyjmijmy teraz miłość z samegonieba.

      Pola zrobiła to, co inni. Spoglądała na wyciągnięte dłonie. I zastanawiała się, czy ta miłość przebije się przez strop. Nie umiałazachować powagi, choć bardzo się starała. Miała wrażenie, że bierzeudział w Cyrku Monty Pythona.

      Za chwilę odbędzie się parada głupich kroków, pomyślała.

      Nagle mikrofon przejęła kobieta w dżinsach. Wyjaśniła, że Reuel musi sięskupić i napełnić miłością płynącą z sali. Kazała wysyłać swoje uczuciei energię w kosmos, co Pola miała ochotę skomentować, bo chyba w poleceniach była jakaś sprzeczność. Najpierw brali miłość z nieba, terazją tam posyłali. Po cholerę? Ale asystentka faceta w bieli dodała, że nastoliku obok są do kupienia zioła miłości. Zostały pobłogosławione przezReuela, więc można je pić bez ograniczeń. Bo tylko miłość uzdrawia! A jej Reuel ma tak dużo, że dzieli się ze światem. Przy okazji oczywiściewarto łyknąć witaminę D3, która ma słoneczną siłę, a jak wiadomo, słońcejest boskim tworem, więc zdziała cuda!

      I kiedy wszystkie te wstępy ładujące balon z emocjami wreszcie wydawałysię dobiegać końca, Reuel znów przemówił.

      Naładował się niczym bateria, pomyślała złośliwie Pola.

      Miał teraz przystąpić do uzdrawiania. Podobno zawsze robił jeden cudpodczas seansu. Potem z pewnością opadnie na fotel ustawiony na scenie.Całą swoją moc i siłę przekaże zaraz jednemu szczęśliwcowi.

      Reuel podniósł ręce. W sali nastała idealna cisza. Muzyka zostaławyłączona. Wszyscy w skupieniu wyczekiwali decyzji swojego cudotwórcy.

      – Stwórca mówi, że wydarzy się coś niezwykłego! Będzie uzdrowienie! –krzyknął. Potem poprosił kobietę w dżinsach o przyniesienie ze stolika z miksturami butelki oznaczonej literą B. Wszyscy zebrani obserwowalikażdy jej ruch. Kiedy wróciła z napojem, podała go Reuelowi. Odebrał odniej butelkę jak coś niezwykle cennego. Każdy jego ruch był delikatny,wyćwiczony i wykonany z namaszczeniem. Podniósł ją, by wszyscy widzieli.

      – Zróbmy kilka głębokich wdechów i wydechów – polecił. – Niech terazkażdy z nas skupi się na pozytywnej energii zamkniętej w tym szklanymnaczyniu!

      Reuel zamknął oczy i przez kilka sekund stał nieruchomo, trzymając w dłoniach miksturę. Kobieta w dżinsach podeszła do niego i objęła jegodłonie. Wszyscy milczeli.

      Z pewnością przesyłali dobrą energię, pomyślała Pola.

      Sama nie wiedziała, jak ma przesłać coś, co zawsze było w deficycie, alestarała się myśleć pozytywnie. Ciekawa była tego uzdrowienia.

      – Ty! – Reuel nagle wskazał palcem. Pola poczuła, jak coś ściska ją zaserce.

      17

      Emil zerwał się z łóżka. Jednak wystarczyło rzucić okiem na zegar, żebystwierdzić, że wcale nie musi się spieszyć. Jeśli wyjdzie z domu zagodzinę, spokojnie dotrze do biblioteki. Powoli rozważał rezygnację z tej części etatu. Dochód był niewielki, a zajęcie pochłaniało dużoczasu. Jeszcze nie wspominał o tym Agacie, chciał mieć pewność. Lubiłswoją pracę. Kiedyś nie wyobrażał sobie innego miejsca zatrudnienia niżbiblioteka. Teraz jednak, gdy klubokawiarnia, założona razem z przyjaciółką Oliwią, przynosiła coraz większe zyski, powinien skupić sięna jednym. Ciężko było ciągnąć dwie sroki za ogon.

      Wrócił do łóżka i objął Agatę. Na szczęście nie zdążył obudzić Tymka.Wtulił się więc w narzeczoną. Mruknęła coś przez sen. Cmoknął ją w szyję. Była ciepła i bardzo aromatyczna. Pachniała mydłem rumiankowym.Miał wrażenie, że dokładnie tak samo pachniał ich synek.

      – Cześć, kochanie – szepnął jej do ucha i wsadził dłoń pod koszulkę.Złapał ją za brzuch i delikatnie uścisnął skórę.

      – Au – syknęła Agata.

      – Boli cię coś?

      – Yhym…

      – Pocałuję, to przestanie – zażartował i od razu odsunął z niej kołdrę.Zanurkował pod koszulkę Agaty i zaczął ją cmokać. – Boli jeszcze?

      Kobieta zaśmiała się, jednak nagle Emil znieruchomiał. Szarpnął jejkoszulkę, odsłaniając całkowicie brzuch.

      – Boże święty! – krzyknął. – Agata! Co się stało? Ktoś cię pobił? Miałaśwypadek? Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? – zasypywał ją pytaniami.Spanikował. Agata miała sine pręgi na brzuchu. Wyglądało, jakby ktoś jąskopał. Niedawno przecież urodziła dziecko. Może coś się stało? Pierwszyraz widział, żeby ktokolwiek miał siniaki w tym miejscu!

      – Nic – odparła, poprawiając koszulkę. Zasłoniła siniaki. – Nic się niestało.

      – Nie chcesz mnie denerwować? – spytał łagodnie.

      – Nie – zaśmiała się. – Głuptasie, nic się nie stało.

      – Nic? To skąd te potworne siniole?

      – Zaraz ci pokażę – odparła i zwlekła się z łóżka. Po cichu poszła dodrugiego pokoju i zza sofy wyciągnęła hula-hoop. Pokazała je Emilowi.

      – To jest moje narzędzie tortur.

      – Oszalałaś? A jak ci to zaszkodzi?

      – Nie zaszkodzi. Skóra musi się tylko przyzwyczaić.

      – Jesteś po porodzie!

      – Prawie cztery miesiące – powiedziała, choć faktycznie nie wiedziała,czy można to robić kilkanaście tygodni po urodzeniu dziecka. Miałapodpytać lekarza, ale nie było okazji, by umówić się na wizytę.

      Emil