chwili Gustaw włożył rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął z niej kopertę. Położył ją na kolanach córki i zaznaczył, że nie przyjmujesłów sprzeciwu. Pola westchnęła. Domyślała się, że musi przyjąć tępomoc, by nie urazić rodziców. Podziękowała, a potem mocno ichprzytuliła. Zawsze wiedziała, że miała najlepszą rodzinę pod słońcem.Pragnęła stworzyć kiedyś taką samą dla swojego dziecka, niezależnie odtego, czy je urodzi, czy adoptuje. A jak żadna z tych opcji nie wyjdzie,został jej jeszcze siostrzeniec, dla którego będzie najfajniejszą ciotkąna świecie.
15
Zaraz po wyjściu Emila do pracy Agata wstała z łóżka i na palcachprzeszła do drugiego pokoju. Nie chciała obudzić Tymka. W nocy wstawałado niego kilka razy, więc była szansa, że teraz pośpi, a ona będziemogła poćwiczyć, wziąć prysznic i nakarmić psa. Na szczęście Stefkazostała już wyprowadzona przez niezastąpionego Emila.
– No… – westchnęła, biorąc do ręki hula-hoop. Wiedziała, że będziebolało, ale postanowiła się nie poddawać po pierwszej próbie. Weszła w środek koła i podniosła je na wysokość bioder. Sprawdziła, czy mawystarczająco dużo miejsca wokół. Potem gwałtownym ruchem zakręciłaprzyrządem. Skóra zapiekła, ale kobieta zacisnęła zęby i wprawiła w ruchbiodra. Starała się złapać rytm. – Rany Julek – syknęła z bólu i wtedyhula-hoop opadło, a ona w ostatniej chwili chwyciła je, by nie narobiłohałasu. – Noż, w mordę jeża! – zaklęła i rozmasowała brzuch. Bolało jakcholera. Dzisiaj chyba jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.Poczytała jednak w internecie, że z czasem skóra się uodporni. Ważne,żeby przetrzymać pierwsze dni.
Agata znów wprawiła hula-hoop w ruch. Tym razem trudniej było jejzachować rytm, bo ból utrudniał skupienie na ćwiczeniu. Zacisnęłapięści.
– Boli, boli, boli – powtarzała pod nosem, ale chciała wytrzymać chociażminutę. Rzuciła okiem na zegar wiszący na ścianie.
Pieprzone wskazówki, warknęła w myślach. Jak się człowiek spieszy, tognają na złamanie strzałek, a jak trzeba, by zasuwały, pykają sekundę zasekundą w tempie ukwiału, jednego z najwolniejszych zwierząt świata.Podobno osiągały zawrotną prędkość dwóch centymetrów w godzinę. Todokładnie tak samo jak jej zegar dzisiaj.
Znów syknęła z bólu. Bezlitosna wskazówka pokazała, że minęło zaledwiepiętnaście sekund.
Szesnaście, siedemnaście, odliczała w myślach.
– Boziu kochana – jęknęła. – Trzydzieści dwa, trzydzieści trzy…Szybciej, kurka frak!
Zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Pomyślała, że tak może będzie łatwiejwytrzymać wieczny ból. A gdy podniosła powieki, okazało się, że zostałojej jeszcze dziesięć sekund kręcenia biodrami. Spróbowała odliczaćgłośno, ale rytm od razu został zaburzony i hula-hoop o mało nie spadłona podłogę. Wznowiła odliczanie w myślach. Pięć, cztery, trzy, dwa,jeden… Zatrzymała koło.
– Noż, wątła mątwa – jęknęła. – Cholerstwo! – Rozmasowywała brzuch, niemogąc ustać w miejscu. Chodziła po pokoju, jakby ruch miał zmniejszyćból. Kilka razy podskoczyła. – Kurwa mać! – rzuciła wreszcie dosadnie.Od razu lepiej się jej zrobiło, gdy soczyste przekleństwo wybrzmiało w powietrzu. A Tymek jak na ustalone hasło nagle się rozpłakał w głos. Niebyło więc czasu na użalanie się. Agata pobiegła do synka, a Stefkapoderwała się z podłogi i rzuciła się w pogoń za swoją panią.
– Co, synuś? – szepnęła i wzięła dziecko w ramiona. – Kochane mojemaleństwo. Mamusia nie przeklina, coś ci się przesłyszało. – Wtuliła w niego twarz. Pachniał mlekiem i czymś, czego nie umiała nazwać. Ale z pewnością był to najpiękniejszy zapach świata. Słodycz pomieszana z tymnienazwanym czymś wypełniła jej nos. – Jaki słodziaczek jesteś –szepnęła i pocałowała go w pulchny policzek. – Skarbek mamusin.Zgłodniałeś, nie? A jak Polak głodny, to zły. Bardzo dobra reakcja.Tylko nie przesadź – powiedziała, siadając w fotelu. Poszukałanajwygodniejszej pozycji i podsunęła zdenerwowanemu maluchowi pierś.Nastała cisza. Agata odetchnęła z radością. Uwielbiała ten moment. Tymekbył przy niej. Czuła jego oddech, jego zapach, a wokół panowała idealnacisza.
Macierzyństwo bywało piękne, pomyślała.
Po chwili poczuła coś mniej przyjemnego. Nachyliła lekko głowę i wciągnęła powietrze.
– Oż, bracie – powiedziała do synka. – Walnąłeś jak stary.
16
Pola miała problem, by wcisnąć złożony wózek na siedzenie. Dziewczynynie przewidziały, że dwie osoby niepełnosprawne w jednym samochodziełatwo się nie pomieszczą. W końcu jednak udało się poprosić przechodniao pomoc w zapakowaniu dwukołowego środka lokomocji do bagażnika.
Ruszyły sprzed domu Poli. Nikomu nie powiedziały, dokąd jadą. Każda z nich doskonale wiedziała, że nikt o zdrowych zmysłach nie pochwaliłbytej wyprawy. Same też nabierały wątpliwości, bo w zasadzie nie miałyplanu, ale żadna z nich nie wyrażała tego głośno, więc można byłoudawać, że wszystko pójdzie jak z płatka.
– Masz kamerę? – spytała Pola. – Bo chyba nie będziemy nagrywaćtelefonem?
– Mam – odparła. – Pożyczyłam od brata. Oczywiście nie powiedziałam mupo co – zaśmiała się.
– Czyli dzisiaj tylko zbieramy informacje? – upewniła się Pola. – I niedajemy się naciągnąć na żadne ziółka i magiczne mikstury.
– A wiesz… – zastanowiła się Aneta. – Ja bym jednak coś od nich kupiła i dała do sprawdzenia skład. Nie znam tylko żadnego chemika.
– No, ja raczej też nie.
– A policja? – spytała nagle ożywionym głosem. – Może oni by to zbadaliw swoim laboratorium?
Pola spojrzała na koleżankę i popukała się w czoło. Nikt normalny niezrobi im tego badania, chyba że zlecą prywatnie w jakimś laboratorium,ale to już wykraczało poza kwotę, jaką obie chciały przeznaczyć naprywatną wojnę.
– Musiałabyś powiedzieć Sławkowi – jęknęła Aneta. – No, a to nie wchodziw grę – dodała, jakby właśnie ten argument był najważniejszy. – Zaraz bynam pokrzyżował plany.
– Tylko że my nie mamy precyzyjnych planów – przypomniała jej Pola. –Jakoś czarno to widzę.
– Spokojnie, coś się wyklaruje. Teraz musimy zobaczyć od środka, jak todziała. Będziemy udawać, że przyjechałyśmy się wyleczyć. I tyle.
– Albo aż tyle – westchnęła Pola, choć musiała przyznać, że akcja jąpodniecała. Adrenalina to było coś, czego potrzebowała. Nie chciaławieść nudnego życia przed komputerem, od czasu do czasu potrzebne byłysilniejsze emocje.
Aneta skręciła w lewo zgodnie z komunikatem płynącym z telefonu.Ustawiła wcześniej nawigację, by nie zabłądzić i przyjechać na czas.Niczego nie mogły przegapić. Potem powiedziała Poli, gdzie ma ukrytąkamerę. Włączy ją, kiedy usiądzie na wózku. Koleżanka pokiwała głową z uznaniem. Pola zaśmiała się, że mogłyby założyć biuro detektywistyczne,bo były całkiem niezłym teamem. Potrafiły nie tylko zniszczyć komuśopony, lecz także wyśledzić grubszą aferę. Rozwijały się. Rozmyślając o tym, cały czas miała podniesione kąciki ust.
– To chyba tu – stwierdziła Aneta i wjechała na parking przed budynkiemwiejskiej świetlicy. Po liczbie samochodów oceniła, że zainteresowanieseansem było spore. Pomyślała, że od czasów